Płyty, które wywarły na mnie największe wrażenie w 2016 roku

Jak w temacie. 2016 rok praktycznie za nami, więc nadszedł ten moment, w którym można oglądnąć się za siebie i jeszcze raz podziękować, za te wszystkie dobre płyty, które ukazywały się przez ostatnie 12 miesięcy. Wbrew pozorom nie była to tylko Metallica, David Bowie i Iggy Pop. Choć to zacne albumy, to największe ciosy prosto w mentalną szczenę dostałem z zupełnie innej strony. Przed wami 5 płyt z 2016 roku, które mają mniejszy komercyjny potencjał niż krążki wspomnianych artystów, ale wywarły na mnie o wiele większe wrażenie.

Recenzja: Kontrkultura „Paranoje” — solidnie i konkretnie

Cztery lata trzeba było czekać na drugą płytę krakowskiej Kontrkultury, lecz ci, którzy czekali z pewnością zawiedzeni nie będą. Kontrkultura wraca z dziesięcioma solidnymi numerami, które z jednej strony  kontynuują obraną na debiucie drogę, a z drugiej są osadzone w mocnym punkowym klimacie wczesnych lat 90tych, spod znaku Dezertera i starej Armii.

Zakręcona historia The Trepp w filmie "Dziedzictwo"


Działająca w latach 1986-1992 i reaktywowana w 2008 roku wywodząca się z Chrzanowa ekipa The Trepp wypuszcza swój debiutancki... film dokumentalny. Premiera filmu „The Trepp: Dziedzictwo” odbędzie się już w sobotę 10 grudnia 2016 o godz. 19:30 w chrzanowskim kinie Sztuka (ul. Broniewskiego 4). Polecam i zapraszam na to niecodzienne wydarzenie. 

The Trepp 2016 (fot. Konrad Wicher)

Recenzja: NOFX „First ditch effort” — szczerze aż do bólu

Poprzedni album klasyków melodic-punka z NOFX zbytnio nie został w mojej pamięci na dłużej. Ot po prostu kolejna płyta ekipy Fat Mike’a. Obok „First ditch effort” obojętnie przejść się już nie da. Może i muzycznie nie jest to ich najlepsze dzieło, za to pod względem tekstowym tak daleko jeszcze nigdy nie zaszli.

Recenzja: Castet „Twardsi niż najtwardsza garda” — my jesteśmy polskie punki, wódę w ryj lejemy dzbankiem

Jak widać po tytule, będącym cytatem z numeru „Lej w ryj”, moda na straight edge na Śląsk jeszcze nie dotarła. Ale cóż to by był za dramat, gdyby hard-core’owi miłośnicy kwadracioka przerzucili się na sojowe latte. Nikt nie wie, co przyniesie los, ale czas skończyć te fantazje i wrócić do teraźniejszości. A na ten moment, na czwartym pełnowymiarowym materiale spod znaku silesia attack znajdziemy 17 świeżych numerów zagranych w niecałe 25 minut — czyli szybki i konkretny kopniak w szczenę w Castetowym stylu. Po prostu lata 80’ amerykańskiego hard-core’a w bezkompromisowym śląskim wydaniu.

Recenzja: Lazy Class / Max Cady „Split” — młode załogi w natarciu

Idea wydawania splitów wraca wraz z renesansem winyli. Jako, że nie jestem winylowym maniakiem to cieszy mnie to, że niektóre takie wydawnictwa doczekały się także swoich kompaktowych odpowiedników. Tak stało się właśnie z utrzymanym w streetowym klimacie splicie stołecznego Lazy Class z reprezentującymi lubelszczyznę załogantami z Max Cady. Po okładce widać, że będzie to bezkompromisowa próba sił. Kto wyjdzie z niej obronną ręką?

Recenzja: Mateusz Żyła „Kostrzewski — głos z ciemności” — Roman jakiego nie znałeś

Na wstępie ostrzegam, że jeżeli liczyłeś to, że wywiad rzeka z Romanem Kostrzewskim odkryje przed Tobą nieznane karty historii polskiej sceny metalowej lub czekałeś na dogłębną analizę dziejów grupy KAT to możesz po lekturze „Głosu z ciemności” być nie do końca usatysfakcjonowany, ale każdy fan Romka, jako osoby i osobowości, musi tą książkę przeczytać.

Recenzja: Green Day „Revolution radio” - nie do końca udany powrót

Cztery lata dzielą „Revolution radio” od zamykającego Green Dayowską trylogię albumu „Tre!”. Wielu uważało, że na poprzednich trzech wydawnictwach Green Day przestrzelił, a próba epickiego przeskoczenia samych siebie skończyła się twórczą kontuzją. Owszem, z perspektywy czasu na „Uno”, „Dos” i „Tre” jest kilka naprawdę dobrych numerów. Choćby taki „X-kid”. Jednak obrany kierunek nie do końca zaprowadził zespół w dobrą stronę. „Revolution radio” miało być tym powrotem do korzeni i kolejnym mocnym strzałem w dyskografii zespołu. Singlowy „Bang bang” mocno pobudził apetyt, bo tak energetycznego numeru Green Day nie nagrał od dawna. Kolejny singiel, czyli tytułowe „Revolution radio”, też był niezły, choć nie wybijał się ponad poziom „Uno”, „Dos” i „Tre”. Za to zalatujący manierą My Chemical Romance trzeci singiel, „Still breathing” pokazał, że ów powrót do wielkich należeć nie będzie.

Recenzja: Zenek „33” - kabanosowa ciekawostka

Czo ten Zenek zrobił? Bynajmniej nie chodzi mi tutaj o złotogłosego Zenka Martyniuka, tylko o nie mniej znanego i również obdarzonego niebanalnym wokalem Zenka Kupatasę z Kabanosa, który ów solowy album popełnił. Sam zagrał na gitarze i basie. Sam zaśpiewał napisane przez siebie teksty. Teksty, które niemal w całości przekształcono w akronimy. Tak, więc zamiast np. „Nie jestem na to skazany, wszystko jeszcze przede mną”, Zenek śpiewa „Nieste nato skaza, wszyto przede ma”. No spoko.

Rockowy przegląd polskiego piwa

Dobre piwo i dobra muzyka to zawsze dobre połączenie. Piwo jest czynnikiem wpływającym na powstanie wielu zespołów. Wiadomo. Wspomaga procesy myślowe. O piwie napisano też dziesiątki piosenek. Wszechobecność złocistego trunku na rockowej scenie jest trudna do przeoczenia. Doszło do tego, że sporo kapel wypuściło swoje własne piwa. Za granicą mamy sławnego Troopera od Iron Maiden. Własne browary mają  również Mastodon, AC/DC, KISS czy Motorhead. A Polacy? Nie gęsi. Piwo też swoje mają.



Recenzja: Brain’s All Gone „Yet we have hearts” — nieadekwatne targetowanie

Pamiętam debiutancką epkę dziewczyn z Krakowa. Wydaną w 2013 roku, zaraz po Must Be The Music, gdzie Brain’s All Gone dał się poznać szerszej publice. Lekko połamany pop-punk w dziewczęcym stylu był wprawdzie prosty jak drut ale zapowiadał się obiecująco. Na kolejne wydawnictwo dziewczyn przyszło poczekać dwa i pół roku. Okres inkubacji zakończył się dość niespodziewanie, gdyż Brain’s All Gone ze sceny DIY wkroczył na salony i wydał „Yet we have hearts” w sublabelu Sony Music. Nieźle.

Relacja: Czad Festiwal - wrażenia pokonsumpcyjne

Celowo w poprzednich postach z relacjami z poszczególnych dni festiwalu nie pisałem o kwestiach organizacyjnych i ogólnych wrażeniach z imprezy, bo to temat odrębny od koncertów i nie warto tych spraw ze sobą mieszać. Punktem stycznym jest sam line-up, który moim zdaniem był na tyle atrakcyjny, że nie zastanawiałem się długo nad kupnem biletu. NOFX, Pennywise i The Exploited rzut beretem od domu to dla mnie wystarczający argument, ale są też i tacy, którzy na te mimo wszystko niszowe kapele dla kumatych nie zapłaciliby i 10 złotych. Kwestia gustu.

Relacja: Czad Festiwal – dzień czwarty – Sabaton pozamiatał

Czwartego dnia czwartej edycji Czad Festiwalu straszęcińska publika po rocznej przerwie mogła znów zobaczyć Sabaton. Czy to źle, że ta zaskakująco popularna grupa wraca na Czad? Fakty pokazują, że nie, bo Szwedzi przyciągnęli pod scenę największą publikę na tegorocznej edycji. I zasłużenie, bo show Sabatonu jest doskonałym przykładem tego, jak powinien wyglądać koncert na dużym rockowym festiwalu.

Relacja: Czad Festiwal - dzień trzeci: fatty Wattie vs. dziadki w operze

Po NOFX i Pennywise kolejnym must see Czad Festiwalu był dla mnie sobotni koncert The Exploited. Po tym, jak przegapiłem przed laty ich występ w Cieszanowie myślałem, że nie będzie mi już dane zobaczyć Wattiego i spółki na żywo, a tu organizatorzy Czad Festiwalu przygotowali taką niespodziankę. Dla mnie bomba.

Relacja: Czad Festiwal - drugi dzień bez większych emocji

Drugi dzień Czad Festiwalu pod względem kapel do zobaczenia, nie był jakoś specjalnie ekscytujący. Gwiazdą wieczoru był Nightwish, który ściągnął do Straszęcina większą publikę niż NOFX i Pennywise, jednak trudno to porównać do tłumów, jakie w zeszłym roku były na Within Temptation czy The Offspring.


Relacja: NOFX i Pennywise na Czad Festiwalu - wyjątkowo kameralny początek festiwalu

Byłem w tym roku na Orange Warsaw i Open’erze ale tak naprawdę całe wakacje czekałem na podkarpacki Czad Festiwal. Zeszłoroczna edycja mocno rozbudziła mój apetyt, a jak dowiedziałem się, że w pierwszym dniu imprezy grają moi ulubieńcy z NOFX i Pennywise, to, jak mawiają gimbusy, jarałem się na maksa. NOFX i Pennywise rzut beretem od Rzeszowa? W sumie nawet po fakcie ciężko mi uwierzyć w to, że doczekałem takich czasów. Ale, jak widać po wczoraj, chyba jestem w mniejszości.

Recenzja: Steel Velvet „Live” - nie ma „Show”, ale i tak jest dobrze

Może i mamy 2016 rok, ale w dalszym ciągu są w Polsce miejsca, gdzie hard-rock ma się dobrze. Jednym z nich jest podkarpacki Strzyżów, gdzie od lat funkcjonuje Steel Velvet. Lubię tych gości i szanuję to, co robią. Mimo tego, że ich twórczość można porównać do grupy rekonstruktorów historycznych, której celem jest przeniesienie słuchacza w odległe lata świetności hard-rocka i melodyjnego heavy-metalu, to nie brakuje w tym gracji i świeżych pomysłów. Najlepszym na to dowodem jest płyta „Live” nagrana na żywo w studio koncertowym im. Tadeusza Nalepy w Polskim Radiu Rzeszów.

Recenzja: The Cuffs „Nutry” – lubię takie powroty

Dobrze, że takie zespoły jak The Cuffs wracają. Pomimo tego, że na polskiej scenie hc/punk gra obecnie jakieś sto tysięcy kapel, to takiej mocnej, punk’n’rollowej ekipy mi brakowało. Zwłaszcza po takiej płycie jak „Blood, Rhythm & Booze”, która w pięknym stylu zamknęła dotychczasową dyskografię The Cuffs. Ale jak to u nas w kraju bywa, po dobrej płycie, zgodnie ze staropolskim obyczajem, zespół musi zawiesić działalność. Tym śladem poszedł też Cuffs znikając ze sceny na parę lat. Dobrze, że im się odwidziało.

Recenzja: The Freeborn Brothers „Theatro ridiculous” - zobacz zanim umrzesz

Cieszę się, że taki zespół jak Freeborn Brothers istnieje i w piękny sposób promuje podkarpacką muzykę na scenicznych deskach naszego globu. Od 2013 roku, kiedy ukazała się pierwsza płyta wyrosłego z The Jet-Sons składu, zespół zagrał ponad 400 koncertów, przejechał pół Europy i Brazylii, a przy okazji nagrał kolejne dwa krążki. A wszystko to bez wsparcia wytwórni i managementu. Da się? Łatwo nie jest, ale jak się chce i potrafi to się da.

Recenzja: Blink 182 „California” – mimo wszystko rozczarowanie

Długo czekałem na nową płytę Blink 182. Głównie ze względu na zaskakujące zmiany personalne w składzie zespołu. Miejsce śpiewającego gitarzysty Toma DeLonge zajął Matt Skiba z Alkaline Trio. Takie połączenie, podobnie jak zapowiadający płytę numer „Bored to death”, zapowiadało się bardzo obiecująco. Czy udało się wykorzystać potencjał Alkaline Trio i tchnąć świeżego ducha w płuca Blinka? Trochę tak i trochę nie.

Przelotem przez Open’er Festival

Na urlopowym szlaku udało mi się zahaczyć o tegoroczny Open’er Festival. Niestety nazbyt krótko, aby w pełni nacieszyć się festiwalowym klimatem, bo zaliczyłem tylko czwartek, ale na tyle długo, aby poczuć potrzebę wybrania się tam na dłużej w przyszłości.

Gdynia Open Stage

Orange Warsaw Festival 2016 – pełna rehabilitacja

Już trzy lata minęły od mojego ostatniego razu na Orange Warsaw Festival. W Rzeszowie dalej nie mamy Starbucksa, za to na warszawskim festiwalu widzę, że zaszły same pozytywne zmiany. Przede wszystkim po przeniesieniu Orange ze Stadionu Narodowego na Tor wyścigów konnych Służewiec w końcu możemy mówić o festiwalu, bo ostatnio to był po prostu duży koncert. Koncerty na Stadionie Narodowym zasłynęły z tego, że miały paździerzowatą akustykę, a z miejsc na trybunach nie dawało się ani nic zobaczyć ani nic usłyszeć. Te problemy w kontekście Służewca możemy uznać za niebyłe. Właśnie, co było kiedyś, to było. Ważne, co działo się teraz – a działo się dobrze.

Skunk Anansie

Recenzja: Dice „Paradice” – z pełną powagą

Pochodzący ze Stargardu Szczecińskiego zespół Dice skrzętnie ominął to, co działo się na scenie rockowej przez ostatnie dwadzieścia parę lat. Bo jak inaczej można nazwać granie w 2016 roku hard/rocka podszytego klasyką polskiego rocka i bluesa? Ale czy to źle? Moim zdaniem nie. Wystarczy spojrzeć na strzyżowski Steel Velvet, który niczym rock’n’rollowy objazdowy skansen przenosi swoich słuchaczy w krainę tapirowanych włosów. Jak sobie radzi z tą misją Dice? Trochę gorzej. Głównie przez nie do końca pasujący mi klimat przynoszący na myśl złote lata polskiego rocka z lat 90., gdy wokalista Iry nosił długie włosy, glany, pił piwo i palił skręty. Albo bardziej współczesny zespół Bracia, za którym ewidentnie nie przepadam.


Recenzja: Big Cyc „Czarne słońce narodu” – powrót na barykady rock’n’rolla

Nic tak dobrze nie zrobiło Big Cycowi jak rozstanie z dużą wytwórnią. Wydana rok temu płyta „Jesteśmy najlepsi” pokazała, że do zespołu wróciła twórcza energia i niezłe pomysły. Nie minął rok, a już doczekaliśmy się nowego, wydanego własnym sumptem wydawnictwa – „Czarne słońce narodu”.


Recenzja: Awariat Nato „EP” – najlepsze na koniec

Przez lata dziennikarsko-blogerskich przygód uzbierało mi się sporo płyt, które wpadły do zrecenzowania, ale w toku bieżących spraw zabrakło czasu, żeby się nimi zająć. Najwyższa pora sięgnąć do tego niezbadanego jak dotąd worka i wspomnieć o kilku albumach.  Jednym z nich jest pożegnalna epka nowosądeckiej kapeli Awariat Nato, która światło dzienne ujrzała w styczniu 2014 roku, choć nagranie na niej zawarte zarejestrowano rok wcześniej.

Recenzja: Sex Bomba „Spam” – kuj punk rocka póki gorący

Odkąd Sex Bomba zmieniła klubowe barwy na Lou Rocked Boys zespół złapał drugi oddech i mocno prze do przodu. Zespół definitywnie zakończył flirt z post beatlesowskim brzmieniem i radiowymi pop-rockowymi pioseneczkami i wrócił do swoich korzeni, w których melodyjna szkoła polskiego punka miesza się z wpływami Ramones i angielskimi kapelami spod znaku dwóch siódemek. Taką Sex bombę lubię i w takiej konwencji band zawsze sprawdzał się najlepiej.


Recenzja: The Bastard „XXI” – do trzech razy sztuka

Tutaj nie mam żadnych wątpliwości. „XXI”, trzeci album w dorobku punkowego The Bastard, to najlepsza płyta chłopaków z Myślenic. Z twórczością The Bastard pierwszy raz spotkałem się w 2008 roku na jednych z pierwszych koncertów grupy i jak to młode kapele mają w zwyczaju był to zespół z bardzo wyraźnymi wpływami innych kapel. To odbiło się także na poprzednich dwóch albumach grupy, gdzie fascynacje The Analogs i Psami Wojny były wręcz namacalne. Na „XXI” dość sprawnie udało się wyjść z tego schematu choć nadal jest to wyraźna kontynuacja wcześniejszych dokonań.


Recenzja: Alles „Together we are” – anarchiści tańczą

Ślązacy z grupy Castet swego czasu śpiewali „Afterparty! Afterparty! To są chyba jakieś żarty. Pojebało się już wszystko, dzisiaj punki tańczą disco”. Z kolei anarchistka i feministka Emma Goldman zasłynęła cytatem „If I can’t dance, it’s not my revolution”. Jak to wypośrodkować? Odpowiedź znaleźli łodzianie z Alles na swojej najnowszej EPce „Together we are”. Apatia, Dezerter, Post Regiment i Guernica Y Luno w trącającej zimną falą wersji minima electro? Proszę bardzo.


Recenzja: Tester Gier „Muzyka przeciwko przeglądom muzycznym” – prosto w ryj

Tester Gier to kapela z cyklu – albo lubisz od razu, albo nie i żadne racjonalne argumenty cię do tego nie przekonają. Podobnie jest z Castetem, którego łączy z Testerem nie tylko region geograficzny. Obie kapele mają podobne poczucie humoru i podobne podejście do scenowych spraw. Tyle, że w Castecie słychać fascynacje Poison Idea, a załogę Testera Gier bardziej kręci Municipal Waste i DRI. Choć ten drugi band tworzy znacznie dłuższe numery.

Recenzja: Get Break „Loco motywy” – rock’n’roll bez zbędnej spiny

Kiedy w latach 80. nastoletni Miro Kowalczuk z Jarosławskim Hari Rud grał w pomalowanych farbą kalesonach supporty przed Budką Suflera pewnie nie myślał o tym, że w 2015 roku nadal będzie grał na gitarze. Dziś włos już nie tak gęsty, a kultowy telewizyjny program „5, 10, 15” zniknął z anteny, ale Miro z innym składem dalej dokłada do pieca jarosławskiego rock’n’rolla.


Recenzja: The Analogs „Ostatnia kołysanka” – po prostu nowe piosenki

The Analogs są jak Ramones. Niezależnie po którą płytę sięgniesz to i tak dobrze wiesz czego się po niej spodziewać. „Ostatnia kołysanka” mimo nowych osób w składzie kontynuuje drogę tradycji, którą szczeciński zespół konsekwentnie podąża od 20 lat. Nie znajdziemy tutaj rozbuchanych ambicji i parcia na nagranie punkowej płyty dekady, nie ma zapatrywań na koncept-album ani potrzeby poszukiwania nowego muzycznego oblicza. „Ostatnia kołysanka” to po prostu nowa porcja piosenek The Analogs. Raz bardziej a raz mniej udanych, ale nie spadających poniżej pewnego poziomu.


Recenzja: Manta Birostris „Tasamouh” – coś innego

Chwilę zabierałem się za napisanie tej recenzji. Głównie dlatego, że „Tasamouh” to nie jest płyta jakich wiele na hc/punkowej scenie, a Manta Birostris nie jest projektem, o którym wiesz wszystko po jednym przesłuchaniu krążka. Tutaj muzyka nie jest pierwszoplanowym bohaterem dzieła. A jak wiadomo, za ciekawą płytą musi stać jakaś historia i tak jest także tym razem.


Podsumowanie 2015 roku na podkarpackiej scenie

Zamykamy 2015 rok, więc najwyższy czas na podsumowanie tego, co działo się na podkarpackiej scenie przez ostatnie 12 miesięcy. Tradycyjnie wybrałem dla Was 10 płyt muzyków z Podkarpacia, które ukazały się w 2015 roku i dobrze prezentują nasz muzyczny krajobraz. A zwłaszcza jego różnorodność. Nie wszystkie płyty doczekały się swoich recenzji, ale w tytułach ukryte są linki, do tych, które miałem okazję wnikliwiej opisać. No to lecimy za alfabetem.


Najchętniej czytane, czyli TOP 10 w 2015 roku

2016 rok przed nami. Pora się otrząsnąć po moich imieninach i ruszyć do przodu. Ale zanim to nastąpi wypada podsumować to, co działo się na blogu przez ostatni rok. Było trochę fajnych koncertów, sporo dobrej muzyki no i pękło pięćdziesiąt tysięcy odsłon. Jakie wpisy przyczyniły się do tego najbardziej? Przed wami TOP 10 najchętniej czytanych tekstów z 2015 roku. Kliknij w tytuł pozycji to zostaniesz przeniesiony do tekstu ;)