Recenzja: Terry Burrows "Gitary" - gitarowa encyklopedia

Na swoim drugim blogu dogitary.blogspot.com zamieściłem recenzję książki "Gitary" Terry'ego Burrowsa, która w rzeczowy, zwięzły i interesujący sposób prezentuje historię ponad 200 modeli i marek gitar. Jak zachęca Zakk Wylde w przedmowie do tego dzieła: „Stań się wyznawcą gitarowej religii, a staniesz się naprawdę błogosławiony.



Terry Burrows "Gitary", Publicat, Wrzesień 2014

Recenzja: Kat & Roman Kostrzewski „Buk - akustycznie” – akustyczny film Romana

Ostatnie jedenaście miesięcy to prawdziwy wysyp płyt sygnowanych nazwą Kat. W listopadzie ubiegłego roku Metal Mind odgrzebał rarytasy klasycznego składu zespołu z Romanem Kostrzewskim na wokalu, trzy miesiące później, w tej samej wytwórni, Kat pod wodzą Piotra Luczyka wydał „8 filmów” z akustycznymi wersjami starych numerów Kata, a dwa tygodnie temu dzięki Mystic światło dzienne ujrzało nowe dzieło grupy Kat & Roman Kostrzewski z… akustycznymi wersjami starych numerów metalowej legendy. Nie wiem, czym tak naprawdę spowodowany jest taki katowski urodzaj, ale fani grupy nie powinni narzekać, bo wszystkie te płyty, mimo, że nie wnoszą nowych utworów do dyskografii Kata, mają w sobie coś interesującego.


8 filmów” luczykowego Kata pozostawiało pewien niedosyt. Jak z akustycznymi wersjami poradziłby sobie Roman Kostrzewski? Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź Romka, który wziął na tapetę przekrojowe 12 utworów wybranych ze wszystkich płyt Kata. Oczywiście z wyjątkiem „Mind cannibals”. Informacja we wkładce mówi, że jest to „wspomnienie czasów, w których siadało się w kółeczku wokół ogniska i śpiewało grając na pudłach”. Nie brzmi to zbyt metalowo :) W sumie, ja też na ogniska zabierałem pudło, ale Kata, jak na punk rockową ekipą przystało, bynajmniej nie graliśmy. Czy akustyczny Kat to granie harcerskie? Jak na śpiewanie o ciepłym czarcim kulcie, kosmatym łbie diabła i chytrym klerze to akustyczne wersje faktycznie brzmią bardzo sympatycznie i przyjemnie. Dla fanów thrash-metalowej wersji Kata może to być trudne do przeżycia. Jedynie głos Romana nadaje złowieszczego klimatu. A co do głosu, to w końcu mamy przejrzyście i czytelnie zrealizowany wokal. Gdyby tak brzmiał Roman na „Biało-czarnej”, to by było miło.


Spodziewałem się, że na „Buku” usłyszymy coś nowego, ale premierowych numerów ani widu ani słychu. Jedyną nowością jest dopisana przez Romana dodatkowa zwrotka w „Trzeba zasnąć”, która wyszła naprawdę fajnie, czyniąc z tego kawałka mojego faworyta na płycie. Na „8 filmachLuczyka ten sam numer też miał swoje skromne rozwinięcie, jednak Kostrzewski pokazał, że potrafi zrobić to lepiej.

No właśnie, który z Katów zrobił lepszą akustyczną płytę? Luczyk do twórczości Kata podszedł w sposób, nazwijmy to umownie, ambitniejszy. Dobrał szersze instrumentarium, pokombinował i chciał zrobić z metalowych numerów, coś na kształt mariażu muzyki klasycznej z filmową. Było to dalekie od rockowego etosu, ale wyszło całkiem ciekawie, a gitarowe wygibasy Piotra i inny wokalista miały swój urok. Kat z Romanem Kostrzewskim podszedł do tematu bardziej konwencjonalnie i zachowawczo – choćby pod względem doboru instrumentarium, który ograniczono do gitar, basu i perkusji. Może dzięki temu, słychać, że numery gra zespół z rockowo-metalowym rodowodem? Jedynie pewne odskoki w kierunku bluesowych zagrywek i gitarowego flamenco przyjemnie urozmaicają muzyczny krajobraz „Buka”. Muzycznie mocniej zaciekawił mnie Luczyk, ale więcej ciepłych uczuć wzbudza we mnie Roman, który nieznacznie wyprzedził swojego byłego kompana.

Nie będę wnikał, czy „Buk – akustycznie” to odgrzewanie kotleta, próba muzycznej dyskusji z Luczykiem, sposób na podratowanie domowego budżetu, pretekst do akustycznej trasy czy ważna wypowiedź artystyczna grupy. Z pewnością album w intrygujący sposób uzupełnia dyskografię zespołu jednak po takim urodzaju płytowym warto byłoby się skupić w końcu na czymś premierowym. Wspominki może i są przyjemne, ale zaczynają robić się niepokojące.

Kat & Roman Kostrzewski „Buk- akustycznie”, Mystic, Wrzesień 2014

Kliknij po więcej tekstów o zespole KAT

Recenzja: Checked „With the sun on our backs” – rycząca dwudziestka

Dobrych parę lat temu, w 2010 roku, graliśmy z The Sabała Bacała charytatywny koncert w Sędziszowie Małopolskim. Przed nami prezentowała się metal-core’owa ekipa Leaders Lie. Z ich koncertu zapamiętałem głównie drobną i młodą wiekiem, a wielką hard-core’owym wyziewem z głębi trzewi, Mariolę, która kompletnie mnie zaskoczyła. Dziewczynka potrafiła ryknąć tak, że moje brwi w miarę trwania ich show coraz bardziej zbliżały się do linii włosów. Minęło trochę czasu, Leaders Lie przeszło do historii, ale Mariola nie zniknęła ze sceny. Dowodem rzeczowym w sprawie jest kompaktowa epka rzeszowskiej grupy Checked, gdzie ponownie można usłyszeć perlisty głos rzeczonej niewiasty.


Debiutancki materiał Checked With the sun on our backs” prezentuje to, co na scenie hard-core punk ostatnio jest najbardziej modne. Jakby to napisał kolega Bezkoc z Pasażera, muzycy „trzymają rękę na pulsie punkowych trendów”. Dowodzi tego choćby featuring z Pawłem z popularnego ostatnio The Lowest. Sześć numerów i niecałe 20 minut muzyki, dobitnie pokazuje, co i jak zamierza grać Checked. Emocjonalny hard-core miesza się z technicznie zaaranżowanymi gitarami i nieco poplątaną rytmiką. Odrobina ciężarów zrównoważona została sporą dawką melodii. Dominują średnie lub wolne kawałki, które mimo podobnych elementów są dość różnorodne. Słychać, że muzycy są sprawni i osłuchani w podobnych klimatach i chcą przenieść zachodnie wzorce na polskie ziemie. Największą zaletą, zwłaszcza w sytuacjach koncertowych, jest jednak Mariola, której sama obecność w składzie robi dobry PR i wzbudza zainteresowanie Checked. Dziewczyna dobrze wie jak drzeć japę, żeby było fajnie i robi z gardła właściwy użytek.  O tekstach tym razem się nie rozpiszę, gdyż ładnie wydana własnym sumptem epka nie zawiera książeczki z lirykami. Z tego, co słychać dominują tematy egzystencjalno-osobiste, w stylu Ja vs. Rzeczywistość.

With the sun on our backs” nie przynosi muzycznej rewolucji, ale płytki słucha się przyjemnie. Sądząc po tym, jak kapela rozwija się koncertowo, to za parę lat możemy mieć rzeszowski akcent w pierwszej lidze polskiej sceny hard-core. Tylko, żeby od nadmiaru pochwał i pozytywnego przyjęcia ekipie się nie poprzetrącało w głowach. Przykład trochę z dupy, ale popatrzmy na nieźle śpiewającą Ewelinę Lisowską, która z post-core’owego Nurthu wylądowała w klimatach typu „pójdę z tobą na piechotę, jeśli masz na to ochotę”. Czegoś takiego nie życzę nikomu, a tym bardziej Marioli i grupie Checked.

Checked „With the sun on our backs”, wyd. własne, Lipiec 2014

Recenzja: Kabanos „Dramat współczesny” – kiełbasa na serio

No, no. Żarty na bok. Kabanos z płyty na płytę, oprócz niewątpliwego rozwoju warsztatowego, pokazuje coraz to bardziej poważne i mroczne oblicze. Dobitnym przykładem ewolucji i zmiany w formule zespołu jest ich najnowsze dzieło pod budzącym zaniepokojenie tytułem „Dramat współczesny”.


Dramat współczesny” nie przynosi wcale dramatycznych zmian. W Kabanosie wszystko dzieje się bardziej na zasadach ewolucji i szukania tej właściwej drogi rozwoju niż budzących zaskoczenie skoków w bok. „Kiełbie we łbie” z 2012 roku pokazały, że z Kabanosem trzeba się liczyć, bo ambicji, talentu i pomysłów chłopakom nie brakuje. Zresztą, Kabanos jak mało, który zespół w Polsce udowadnia, że ciężka praca, wytrwałość i uparte dążenie do celu dają wymierne efekty. Zespół, który niegdyś grał od przypadku do przypadku, dzisiaj grywa długie ogólnopolskie trasy i zahacza o największe sceny z Przystankiem Woodstock, gdzie zagrał najdłuższy koncert w historii festiwalu, na czele.

Czwarty studyjny album zespołu to krok do przodu w stosunku do „Kiełbi”. Muzycznie mamy do czynienia z najbardziej bogatą aranżacyjnie i bodajże najostrzejszą kabanosową płytą. Rozbudowane kompozycje osadzone w klimacie alternatywnego, technicznego, melodyjnego metalu niekiedy przekraczają nawet sześć minut. I nie jest to sześć minut powtórzeń i ciągnących się w nieskończoność refrenów. Dzieje się tu tak wiele, że czasem mam wrażenie, że aż za dużo. Weźmy choćby „Melancholię”, którą naładowano pomysłami po same brzegi. Jest czego posłuchać, każdy z muzyków odwalił kawał porządnej roboty, ale brakuje mi tu tego nieco rockowego, melodyjnego sznytu, który pojawiał się wcześniej w twórczości Kabanosów. Tutaj z tych bardziej rockowych momentów ostał się jedynie „Snob”, który jest zarazem najkrótszym kawałkiem na krążku.

Podstawą Kabanosa jest jednak wokalista Zenek Kupatasa i jego osobliwe liryki wyśpiewywane charakterystyczną manierą wokalną. Na „Dramacie” próżno szukać abstrakcyjnych i absurdalnych treści, z których Kabanos wyrastał. Dominuje tematyka miłosna i uczuciowa. Słychać, że tekstowo płyta skierowana jest do nieco młodszego słuchacza, który tytułowe dramaty współczesne przeżywa najmocniej. No i Zenek z płyty na płytę coraz bardziej zbliża się do konwencjonalnego sposobu śpiewania.

Kabanosa lubię, cenię i szanuję, ale „Dramat współczesny” nie chwyta tak mocno jak wcześniejsze płyty. Owszem jest to techniczne i aranżacyjne opus magnum zespołu, jednak dla mnie nadal faworytem w dyskografii Kabanosa pozostają „Kiełbie we łbie”.

Kabanos „Dramat współczesny”, Wesołe Baloniki, Luty 2014

Recenzja: Cela Nr 3 „Koniec punk rocka?” - prosto i celnie

Pamiętam to jak dziś. Luty 1997 rok – pierwszy punk rockowy koncert w moim życiu. The Żeszuf, Guitar Gangsters i Cela Nr 3, która zaliczała się wówczas do czołówki moich ulubionych punkowych kapel. Miałem wtedy zaledwie 12 lat, sporo rzeczy się w moim życiu pozmieniało, ale nadal słucham punk rocka i sporym sentymentem darzę załogę z Grudziądza. Tym bardziej cieszy fakt, że zespół nadal funkcjonuje i właśnie wypuścił na rynek swoją nową płytę.


Cela Nr 3 to klasyka polskiego melodyjnego punk rocka, który z jednej strony czerpie z Ramones, a z drugiej strony z polskiej szkoły melodyjnego grania po linii Zakonu Żebrzących czy Zwłok. Początki zespołu sięgają daty moich urodzin, lecz dyskografia grupy, pomimo zbliżającej się trzydziestki, prezentuje się ubogo. Dwie klasyczne demówki „Kwiaty” i „Lustro” przez lata były jej podstawą. Dopiero na przełomie wieku, w 1999 roku, ukazała się koncertówka „Live 97”, a dwa lata później debiutancka, studyjna „Jedynka”. W 2005 roku do kompletu doszedł drugi studyjny materiał „Miasto”. Zarówno na „Jedynce” jak i na „Mieście” nowe numery uzupełniały klasyki z repertuaru Celi. A trochę w zanadrzu ich jest.  Przypomniał o tym choćby Big Cyc na płycie „Zadzwońcie po milicję” i Farben Lehre w swoim „Projekcie punk”.


Po blisko dekadzie płytowej posuchy Cela Nr 3 przypomniała o sobie nowym albumem o mało optymistycznym tytule „Koniec punk rocka?”. Podobnie jak poprzednio znalazło się na nim parę odświeżonych numerów jak „Zanik pamięci”, „Afganistan”, „Czy to ważne”, „Piękny kraj” czy dedykowany pamięci Skutera cover zespołu Zwłoki Za moimi drzwiami”. Najbardziej istotne jest jednak nowe oblicze kapeli. Cela niczym Ramones czy Cock Sparrer nie zaskakuje, ale ze sprawdzonej formuły opartej na prostych melodyjnych piosenkach wspartych prościutkimi solówkami w dalszym ciągu potrafi wykrzesać coś sympatycznego. Zresztą nie przypadkiem przywołałem te dwie kapele. Co ciekawe pewna innowacyjność się tutaj pojawia, w paru numerach usłyszymy klawisze, gdzieniegdzie damski chórek a w jednym numerze mamy coś na kształt ska, dla mnie jednak najbardziej wartościowe są te standardowe celowe piosenki. Do koncertowych hitów Celi z pewnością wpisze się wpadający w ucho „Paranoik” oraz „Tylko tutaj” z refrenem „Polska to piękny kraj – nasza ojczyzna, jak matka troszczy się o ciebie i o mnie, Polska nasz wspólny dom, więc dlaczego myślę by uciec stąd”. Proste i celne.

Tematyka społeczna i egzystencjonalna zdominowała teksty na „Końcu punk rocka”, ale przecież nie byłoby Celi Nr 3, gdyby nie jej twórczość miłosno-romantyczna. Miłośników punkowych love-songów ucieszą kawałki „Pewnego dnia” i „Chciałbym” – choć puenta tego drugiego to jeden ze słabszych momentów na płycie. 

Ja z nowej Celi jestem zadowolony. Ktoś może się doczepić, że to muza niewspółczesna i mało odkrywcza, ale to samo można mówić o Toy Dolls czy UK Subs. Jest dobrze i mam nadzieję, że to nie będzie rzeczywisty koniec punk rocka w wykonaniu Celi Nr 3. Z pewnością nie jest to ostatnia płyta sygnowana tą nazwą, bo już niebawem ma ukazać się winyl z klasycznymi kawałkami grupy.

#gimbynieznajo

Cela Nr 3 „Koniec punk rocka?”, Lou Rocked Boys, Sierpień 2014