W internetach wyczytałem niedawno, że
punkowych kapel w Polsce jest więcej niż samych punków. Być może to prawda. Nie
dotyczy to może Podkarpacia, gdzie punkowa scena nie jest tak obfita, ale na
przykład w takiej Warszawie, niby zadupie rzut beretem od Białorusi, a co chwilę
słychać o nowym ciekawym punk rockowym projekcie. Jednym z nich, który mocno ostatnimi
czasy zapadł mi w pamięć, jest specyficzny band Warsaw Dolls – zespół posądzany
o staroświeckie podejście do muzyki, niedzisiejsze stylizacje, inteligenckie
teksty oraz nadmierne przywiązanie do idei DIY. Postanowiłem więc sprawdzić czy
to prawda czy tylko podłe pomówienia. Na pytania odpowiadał wokalista, tekściarz, art
director w życiu i na scenie – Stanley Starsky.
Niewypał Doktora Granata
Zawsze ceniłem twórczość Jarka Janiszewskiego, chociaż
biedny Doktor daje się czasami wmanewrować w różne żenujące sytuacje.
Przypadkiem natknąłem się wczoraj na telewizyjną relację z Mazurskiej Gali
Muzyki Tanecznej „Disco pod żaglami”, gdzie na scenie pojawić się miała plejada
„gwiazd” disco polo oraz… Czarno-Czarni. Impreza niezbyt trafiona, ale z czegoś
trzeba płacić rachunki. Najgorsze jednak było to, że Janiszewski anonsowany
jako Czarno-Czarni wystąpił sam, śpiewając na żywo – co się chwali – do półplaybacku,
a zamiast swoich kolegów z zespołu na scenie towarzyszyli mu przebrani w typowe
dla Czarnych stroje statyści. Kamerzyści niechętnie dokumentowali to, że Doktor
gra ze sztucznym zespołem, ale fakty pozostają faktami. Trochę wstyd Panie
Janiszewski, ale jak mówił Krzysztof Skiba – kiedyś walczyło się o lepsze
jutro, a dziś już tylko o lepsze futro dla żony.
Recenzja: Molly Malone's "Obłęd"
Na portalu irka.com.pl pojawiła się moja recenzja debiutanckiej płyty "Obłęd" folk rockowego składu Molly Malone's. Polskie Dropkick Murphys to wprawdzie nie jest, ale fani Orkiestry Dni Naszych i debiutu Harataczy powinni się grupą zainteresować.
Recenzja: Brain's All Gone "Outcast of society" - rock'n'rollowe dziewczęta z Krakowa
Dziewczyny z Brain’s All Gone kojarzyłem do tej pory głównie
z telewizyjnym talent show Must Be The Music, gdzie pokazały się jako młoda pop-punkowa
grupa, która warsztatowo mocna nie jest, ale tego czego nie dogra nadrobi
kolorowym image. Zbyt dobrze to one wtedy nie grały, ale zostawiły po sobie
sympatyczne wrażenie, dlatego z ciekawością sięgnąłem po wydaną własnymi siłami
debiutancką EP-kę „Outcast of society”.
Studio jednak zrobiło swoje. Słychać, że dziewczęta się
ogarnęły i zawarte na płycie cztery numery zagrało równo i na przyzwoitym
poziomie. No może oprócz gitary solowej, nad której aranżacją warto mocniej
popracować, bo na razie jest najsłabszym elementem muzyki B.A.G. Chyba, że ktoś
gustuje w solówkach opartych na czterech dźwiękach.
Muszę przyznać, że numery z EPki mnie zaskoczyły.
Spodziewałem się prostego, melodyjnego pop-punka zapatrzonego w stary Blink
182, a tak naprawdę pop-punka tu raczej niewiele. Jedynie numer „Depends on u”
od początku do końca wpisuje się w klasyczne pop-punkowe brzmienie. Pozostałe
numery łączą w sobie utrzymanego w średnich tempach melodyjnego rocka z
domieszką grunge’a i zahaczającymi o pop-punka refrenami. Jeżeli miałbym sadzić
karkołomne porównania na wyrost to jest tu odrobina stylu Distillers z czasów,
gdy Brody przestała nosić irokeza. Sporo tutaj grania opartego na sekcji
rytmicznej z ograniczoną rolą gitary prowadzącej. Numery są proste, ale nie
prostackie. Brakuje mi tutaj jedynie nieco mocniejszego punkowego czadu i szybszych
temp. Zawarte na EPce cztery numery miejscami są zbyt rozwlekłe, co daje nam
łączny czas niemal 15 minut, w których można by zmieścić więcej urozmaiconych
aranży. Śląski Castet w takim czasie mógłby odegrać materiał ze swojej płyty
dwa razy ;) Co do tekstów, to słychać, że Brain’s All Gone to młoda ekipa, ale
fakt, że wszystkie piosenki zaśpiewane są po angielsku nie przeszkadza w ich odbiorze.
Płytkę wydano formie digipaka
z kopiowanym CD-R z naklejką. Ładnie to wygląda i widać, że B.A.G. skupia się
mocno na całym aspekcie wizualnym.
Dziewczyny z Brain’s All Gone muszą jeszcze nieco pokombinować
i popracować nad warsztatem, ale debiutancka EP jest obiecująca. Jeżeli im się
nie znudzi granie rocka i będą konsekwentne, to jeszcze mogą być sporym
zaskoczeniem nie tylko dla swoich rówieśników. A co nie dograją to nadrobią wyglądem. Zwłaszcza perkusistka.
Brain’s All
Gone „Outcast of society”, wyd. Brain’s All Gone, Lipiec 2013
Recenzja: "Millerowie" - w końcu zabawna amerykańska komedia
Miałem nie pisać tutaj o kinie, ale byłem ostatnio na
przedpremierowym pokazie filmu „Millerowie” ("We're the Millers"), który spokojnie mogę oznaczyć
tytułem swojego bloga. Dlaczego? Z jednej strony mamy klasyczne elementy
amerykańskiego kina – nienawiść przeradza się w przyjaźń, a nawet w coś
więcej, nieudacznik staje się mężczyzną, przeciwieństwa zaczynają się
przyciągać, dobro i lojalność zostają nagrodzone, a źli otrzymują to, na co
zasługują. Jednak „Millerowie” mają to, czego brakowało choćby słabowitemu „Tedowi” – film jest
faktycznie zabawny. Nie tak jak zwykle, gdy limit humoru zostaje wyczerpany góra po
30 minutach. Mocnych akcentów nie brakuje i nie ma tu zbyt wielu żenujących
żartów adresowanych do młodzieży gimbazjalnej. Mimo tego nie jest to także lajtowe
poczucie humoru w klimacie starych komedii z Louisem De Funes.
Ciekawy pomysł, dobry dobór aktorów – szacunek dla Willa
Poultera – no i w końcu coś zabawnego. Chociaż zwiastun zapowiadał się słabo. Polska
premiera już 15 sierpnia, więc jak chcecie się zresetować przy sympatycznym
amerykańskim kinie, to polecam.
Recenzja: Strefa Mocnych Wiatrów "W radiu Pik" - żeglarze ze stolicy
Nie wiem czy mam jakiś utajniony wirus hipsterstwa, ale są
zespoły, które obiektywnie rzecz ujmując nie zawojowały polskiej sceny
muzycznej i nie są powszechnie rozpoznawalne, ale w moim prywatnym rankingu
kapel danego gatunku zajmują wysokie miejsce. Jednym z nich jest warszawska
Strefa Mocnych Wiatrów. Mimo tego, że stolica nie ma dostępu do morza to SMW
uprawia mało popularny marynistyczny rock podlany heavy metalowym i hard-rockowym
sosem. I co najważniejsze, robi to naprawdę dobrze.
„W radiu PiK” to druga koncertówka w liczącej pięć płyt
dyskografii Strefy Mocnych Wiatrów po wydanym w 2010 roku albumie „Live”.
Ponownie mamy tutaj przekrojowy materiał ze studyjnych krążków grupy z
nastawieniem na ostatni „Verba veritatis”. Część numerów pokrywa się z
zawartością „Live”, ale nie jest to typowa powtórka z rozrywki.
Jak na koncertówkę to brzmienie jest wręcz studyjne – w końcu
nagrano ją w studiu Radia Pik w 2012 roku. Brakuje mi tu tylko komunikacji
między zespołem a publiką. Numery odgrywane są jak ze studyjnej płyty. Numer,
przerwa i kolejny kawałek. Może to kwestia przygotowania materiału do wydania i
w rzeczywistości na żywo działo się więcej? Nie byłem, więc nie wiem. Jeżeli
miałbym się jeszcze czepiać to dałbym nieco głośniej gitary prowadzące, ale
radio rządzi się swoimi prawami.
Pomimo pewnego minimalizmu, „W radiu PiK” to najlepsza oprawa graficzna jaką
widziałem na płytach SMW. Prosto, konkretnie i elegancko – jest moc, że tak
nawiążę do okładki.
Nowa koncertówka
Strefy to blisko godzina zróżnicowanego morskiego rocka. Na plażę to
średni zestaw, ale pod żagle nadaje się idealnie. Ja ich lubię, a jeżeli jeszcze
ich nie słyszeliście to warto się z ich twórczością zapoznać.
Strefa Mocnych Wiatrów „W radiu PiK”, Fundacja Gniazdo
Piratów, Kwiecień 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)