Recenzja: Burek! Dobry Pies „Pamiętajcie o ogrodach”/ Na Zewnątrz „Koniec 2013” - 100% punk split

To, że trzeba sobie pomagać i lepiej współpracować niż rywalizować wie każdy. Nie każdy jednak z tej mądrości korzysta. Zwłaszcza na polskiej scenie muzycznej. Chlubnym przykładem na jej tle są niektóre punk rockowe kapele, które trzymają sztamę i pomagają sobie nawzajem. Weźmy choćby zespoły Na Zewnątrz z Lipska i Burek! Dobry Pies z Bieszczad, które postanowiły swoje nowe nagrania wydać wspólnie w formie kompaktowego splita. Da się? Da się.
Zacznijmy od zakapiorów z Burka! Dobrego Psa. 8 numerów w ich wykonaniu można zakwalifikować, jako punk żywcem przeniesiony z epoki złotych czasów Jarocina. Nie tego badziewiaka z obozu Silvertonu, tylko tego wcześniejszego. Burek gra ostrego, dosadnego punk rocka. Prostego, lecz nie prostackiego. Muzycy grają sprawnie, wokal jest mocny, a nowoczesności dodaje fajnie zrobiona perkusja. Kiedyś kapele tak dobrze nie brzmiały. Muzycznie brakuje mi tu jedynie drugiej gitary w składzie. Muzyka jest bardzo retro, ale teksty Burka odstają od jarocińskiej poetyki. Mimo tego, że są tu wersy o alkoholu to kawałki są pomysłowe i dobrze ilustrują codzienność Polski B. Snujący się po bazarach menele, bieda, zaściankowość i dotkliwy brak celebrytów to znajome krajobrazy. Zastanawia mnie jedynie zasadność pokrzykiwania popularnego słowa na „ch” w niektórych numerach, ale to już znak rozpoznawczy bieszczadzkiej ekipy. Jako ciekawostkę, w Burkowej części znajdziemy cover zapomnianej kapeli Kajman & The Big Bit w klimatach… reggae.

Druga część płyty to 10 kawałków w wykonaniu Na Zewnątrz – grupy, która łączy ostrego pogo punka z elementami trashu i metalową poetyką. Muszę przyznać, że nieco mnie zaskoczyli. Zwłaszcza pod względem tekstów, które są jedyne w swoim rodzaju. Takie wersy jak „zataczam żelazny krzyż, na dnie pentagramu”, „nadejdzie noc, odejdzie bóg, zostanie głaz i zbulwersowany szatan” czy „tylko cień w takich klatkach jest prawdziwy, nie udaje innego cienia” są co najmniej osobliwe. Przynajmniej jak na punkową kapelę. Znajdziemy tu też bardziej konwencjonalne numery o policji i nonkonformizmie, ale w każdym bądź razie ekipa Na Zewnątrz do optymistów nie należy. Teksty wsparto prostym, czadowym graniem – podobnie jak w Burku zagranym na jedną gitarę. Trochę szkoda, bo z dwoma gitarami, bardziej dopracowanymi solówkami i podwójną stopą w perkusji muza chłopaków brzmiałaby naprawdę mocarnie. Na Zewnątrz także przygotował na swojej części cover. Wybór padł na „Cop carsThe Exploited. Co ciekawe, z polskim tekstem.

Płytę wydano w digipaku. Na okładce widnieje napis „100% punk rocka” i nie jest to chwyt marketingowy. Na Zewnątrz i Burek! Dobry Pies pokazują, że w czasach neo-punka, scremo i emo-core’a da się grać muzę w starym stylu. Ten split nie trafi może do fanów Dream Theather, ale punkowym załogantom z sentymentem do starych czasów powinien się spodobać.

Wyd. Oficyna Daj Mi Nogę, Lipiec 2013

Świetliki i ich sromotna premiera

Z założenia miałem nie publikować tutaj informacji prasowych, ale ta jest tak specyficzna, że ją wklejam w całości.

"12 października, jak Bóg da, nakładem Karrot Kommando ukaże się płyta pt. "Sromota". Ponieważ niewiele jest rzeczy mniej stosownych i bardziej żałosnych niż artysta/autor zachwalający swoje dzieło, oto garść jedynie suchych faktów:

1. "Sromota" to szósty album naszego zespołu nagrany/wydany po ośmiu latach przerwy albo jak kto woli, mentalno-spirytualnych wakacji.

2. "Sromota" to 36 piosenek/utworów trwających łącznie około 130 minut. Materiał, ze względów formalnych i treściowych oraz dla wygody Słuchaczki/ Słuchacza, został rozdzielony na trzy płyty CD (płyta A, płyta B i płyta tzw. bonusowa) zamknięte w jednym, gustownym opakowaniu.

3. Płyta A i B to w zasadzie jedna płyta z 20 piosenkami.

4. Najkrótszy utwór trwa 40 sekund, najdłuższy 8 minut. Wszystkie trwają tyle ile trzeba.

5. Brzydkie słowo w tekstach pojawia się tylko raz.

6. Nagraliśmy "Sromotę" w nowym, sześcioosobowym składzie. Każdy grał na tym na czym potrafi, a były to instrumenty z epoki. Goście (Bogusław Linda, Pablopavo i Fryderyk Lutyński) pojawiają się w siedmiu piosenkach na płycie bonusowej. Stopień zaangażowania gości jest rozmaity. Teksty (zdecydowana większość) napisał Marcin Ś., muzykę (zdecydowaną większość) skomponował zespół. Za tzw. miks i produkcję odpowiada pan Dariusz Grela z Krakowa oraz cały zespół.

7. Projekt okładki wymyśliliśmy sami, Marcin Ś. wyrysował zaś swoją rączką co trzeba.

8. Na okładce i w środku są zdjęcia ludzi i zwierząt domowych.

9. Pewną część kosztów związanych z nagraniem/ wydaniem "Sromoty" pokrył dochód/przychód ze sprzedaży domowej roboty mini-albumu pt. "Gwiazdka". Ci, którzy kupili wiedzą o co chodzi i jesteśmy im za szczodrość bardzo wdzięczni.

10. Nie reklamujemy nikogo ani niczego. Nie mamy żadnych sponsorów ani wsparcia jakiegokolwiek ministerstwa. I nikt nam medialnie nie patronuje. Nagranie/ wydanie "Sromoty" nie obciąża polskiego podatnika.

11. "Sromota" to nie projekt, produkt ani tym podobne. To DZIEŁO sześciu umysłów i dwunastu rąk.

12. Czy się komu w stolicy albo gdzie indziej podoba czy nie, są podstawowe wartości: bonum, pulchrum, verum - a Polska jest tylko jedna. I jest to nasza Ojczyzna.

13. Tyle. Wszystko inne się wyjaśni lub/i objawi jak Słuchaczka/Słuchacz "Sromoty" posłucha.

Świetliki"

Zapowiada się ciekawie :)

Recenzja: The Analogs "Pełnoletnia oi młodzież" - przeżyjmy to jeszcze raz

Gdyby polska scena punk miała swojego Pudelka to szczeciński The Analogs byłby jednym z jego pierwszych bohaterów. Nie pamiętam drugiej polskiej punkowej płyty, która wywoływałaby takie kontrowersje jak debiut Analogsów. Wydaną 18 lat temu kasetę „Oi młodzież” znał każdy, chociaż czasami nie wypadało się do tego przyznawać. Raz, bo to skinheadzi, którzy wtedy jednoznacznie kojarzeni byli z nazi-skinami, a dwa bo teksty o "niezależnym getcie", przemocy, biciu hipisów, okradaniu samochodów i rozróbach nie wpisywały się w ówczesne punkowe standardy. „Oi młodzież” to było coś nowego i, chcąc nie chcąc, ważnego. Stąd też pomysł, aby odświeżyć ten materiał i nagrać całość ponownie. Kasetowe wydanie „Oi młodzieży” znałem na pamięć. Nie przeszkadzało mi zbytnio, że były nierówności, potknięcia, a Harry niekiedy nie wyrabiał z tekstem, ale jak Analogsi uważają, że mogą drugi raz zrobić to lepiej, to czemu nie? 
Założenie było takie, żeby nie ingerować w aranżacje i nagrać wszystko tak jak kiedyś. Teoretycznie większość się zgadza, ale pewne rzeczy zostały zmienione. Gdzie to fajne tremolo na perkusji z początku „Analogs rules”? Może było krzywe i zagrane z rozpędu, ale miało swój urok. Najwięcej zmian spotkało chyba kawałek „Strzelby z Brixton” – zmieniona rytmika, nieco Clashowe gitary i grzeczne chórki niestety odjęły numerowi mocy. Rozbawiły mnie dodane zaskakujące organki w „Cudzie”. Za to niektóre zmiany wypadły na plus – choćby brak pogłosu na wokalu w tytułowym utworze, który w oryginale brzmiał jak nagranie z kościelnego chóru.

Pewną nowością jest polska wersja Cock SparrerowegoGet a rope” (w oryginale było po angielsku) z odessanym do minimum podkładem i rachityczną solówką. Ogólnie, nowe wersje brzmią bardzo minimalistycznie. Spodziewałem się mocarnego pierdolnięcia, na dwie przesterowane gitary, a całość wypadła bardzo delikatnie. Może miało być oldskulowo? Nie wiem, ale brzmienie gitar jest chyba najsłabszym punktem programu. Na osłodę plus za nową wersję okładki. Oryginalna była baaaardzo osobliwa. 

Pełnoletnia oi młodzież z The Analogs na pewno gra równiej, śpiewa mocniej, ma lepszą dykcję i solidniejszy warsztat. Ale czy ponownie nagrane stare numery brzmią lepiej? To już subiektywna kwestia. Ja tam mimo wszystko wolę sentymentalne stare wersje, ale najlepiej ocenić samemu. A jeśli nie macie debiutu Analogsów, aby porównać zmiany, to polecam zaopatrzenie się w wersję z 2CD – z oryginalnym i nowym materiałem.

Sylwester poleca w Magazynie Day&Night

Wiem, mam miękkie serce i czasem ciężko mi mówić "nie". Zwłaszcza gdy propozycje składają atrakcyjne kobiety*. W związku z tym pozwoliłem sobie na mały blogowy romans i oprócz współpracy z irka.com.pl od dzisiaj możecie mnie czytać także w zakładce "Blogi" w internetowej odsłonie Magazynu Day&Night. Nie znajdziecie tam wywiadów i recenzji tylko moje przemyślenia na różne okołomuzyczne tematy.

Na pierwszy ogień tekst o muzyce na fizycznym nośniku. Szanowni Państwo, pierwszy tekst - nie kupuję płyt bo mam internet

 Fot: Maciej Rałowski

* dotyczy wyłącznie mojej żony :)

Recenzja: Sierociniec "Pierwsza baza"

Nie zawsze można chwalić. W sumie można zawsze, ale nie zawsze jest za co. Na portalu irka.com.pl pojawiła się kolejna recenzja mojego autorstwa - pop rockowa grupa Sierociniec i jej debiutancki album "Pierwsza baza".


Recenzja: WNDKR "Underdog" - hipsterski rock'n'roll

“Underdog EP” to już druga pozycja w dyskografii Michała Wendekera, ale przyznam szczerze, że to dopiero moja pierwsza styczność z tym artystą. Nie wiedziałem nawet jak wygląda. Po odpaleniu epki w odtwarzaczu miałem przed oczyma dwie wizje. Albo Wendeker to długowłosy hipis w pasiastym swetrze po kolana, albo schludny młodzieniec w okularach, którego bardziej wyobrażasz sobie w kolejce po kawę w papierowym kubku niż na rockowym koncercie. Trafiłem. Wendeker wygląda na hipstera, ale to hipster z hipisowskimi korzeniami.

Nowy krążek Michała muzycznie nie odkrywa przed nami nieznanego świata. WNDKR stawia na sprawdzone wzorce. Garściami czerpie z podszytego bluesem rocka z sentymentem do lat 60-tych. Styl muzyki oraz sposób śpiewania Michała przywodzi na myśl skojarzenia z Lennym Kravitzem, a to wzór jak najbardziej zacny. Prawdę mówiąc, jest to chyba pierwsza polska płyta, która kojarzy mi się z Kravitzem. Zastanawiające.

Michał to klimaciarz. Brudnego, minimalistycznego rocka, miesza z bardziej nastrojowymi, przesyconymi nostalgią momentami. „Underdog” to zaledwie 6 numerów, ale Wendeker zadbał o to, żeby krążek był różnorodny, a emocje stopniowo narastały. Rozpoczyna się solowym „Undone”, sekcja dęta pojawia się w połowie drugiego numeru, aby zakończyć krążek mocno zagranym, przebojowym refrenem tytułowego kawałka.

Co ciekawe, płytę nagrano na żywo i to nie byle gdzie, gdyż jest to zapis koncertu, który odbył się w studiu koncertowym Polskiego Radia dla audycji „OffsesjaPiotra Stelmacha.

26 minut z WNDKR zaciekawia i pozostaje w głowie. Mimo pewnych podobieństw do innych artystów, muzyka Michała ma w sobie coś oryginalnego i na pewno jest „jakaś”, a to już coś. Gdyby Lenny Kravitz był biały, pochodził z Lublina i chodził w zerówkach rej-bana to grałby w tym zespole. 

WNDKR „Underdog EP” Karrot Kommando 2013, Lipiec 2013