Recenzja: Wounded Knee „Maladjusted” – hard-corowa ekipa z siłowni

Wounded Knee zaskakują na dzień dobry. Chłopaki przysłali do mnie własnoręcznie napisany list, do którego dołączyli swoje nowe wydawnictwo. Sympatyczny i jakże old-schoolowy gest. Podobnie jak muzyka, którą znajdziemy na „Maladjusted”. Chociaż może „sympatyczny” to złe określenie, bo z załogantów kipi gniew. Słychać to zarówno w mocnym wokalu Eryka, w ciężkiej osadzonej w hard-core punkowej tradycji muzie jak i w tekstach zespołu.


Recenzja: The Bill / Zmaza „Przystanek Woodstock 2014” – Od Jarocina po Przystanek Woodstock

No to The Bill urządził nam niezłą podróż w czasie. W 1992 roku zespół wystąpił na koncercie na rzecz dopiero, co powstającej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Rok później zagrał na festiwalu w Jarocinie na dużej scenie, a nagrania z tego koncertu znalazły się na osławionym splicie The Bill / Włochaty „Live”. Po latach, w 2014 roku, The Bill zagrał na dużej scenie 20. Przystanku Woodstock i sprawnie odtworzył klimat swojej koncertowej kasety sprzed 21 lat. Dowodem rzeczowym w sprawie jest płyta The Bill / Zmaza „Przystanek Woodstock 2014”.


Recenzja: Alex Carlin Band „Are you better than my girlfriend?” – from Russia with rock

Alex Carlin to ciekawa postać. Zresztą pisałem o nim już nie raz (tu i tu). Niepokorny rockman ze Stanów Zjednoczonych pomimo tego, że przekroczył już pół wieku niesie kaganek rock’n’rolla w różne zakątki Europy, a za bazę wypadową obrał sobie Polskę. Ostatnio upodobał sobie mocno wschodnie regiony kontynentu i intensywnie koncertuje w Rosji. Pamiątką z tego okresu jego kariery jest album „Are you better than my girlfriend?”. Trafiło na niego 12 piosenek nagranych w kwietniu 2014 roku w Rosji, w przerwach trasy pod wdzięcznym tytułem “Crimea and Punishment Tour”. 6 kawałków nagrano w Omsku, 5 w Krasnodarze a jeden numer w Sankt Petersburgu.


Alexa najłatwiej spotkać, przynajmniej w Polsce, na koncertach solowych, ale do Rosji wybrał się wraz z perkusistą Denisem Matuizo i basistą Jackiem Głowackim. Dzięki temu materiał na płycie nagrany jest w pełnym, rockowym składzie. Nie powiem, przysłużyło się to muzyce, która w takim zestawie brzmi tak jak powinna. Zwłaszcza, że wśród 12 utworów na krążku znalazły się 2 kawałki nagrane w akustycznych wersjach na wydanym w 2009 roku albumie „No sleep only rock and roll” – “Do białego rana” (tutaj bez polskojęzycznych wtrętów i pod tytułem “Kruglie sutki”) oraz rosyjska wersja kawałka „Kac piekielny” (tutaj jako „Adsky bodun”). Alex zaśpiewał numer w całości w języku Tołstoja i przyznam, że daje sobie radę. Na płytce mamy też piosenkę „My girlfriend is dead” z repertuaru nieodżałowanego Cranforda Nixa.  A jest to numer i twórca godny uczczenia.

A co poza tym znajdziemy na płycie Alexa i jego kompanów? Carlin porusza się w klasycznej rock’n’rollowej stylistyce tkwiącej obiema nogami w XX wieku. Melodia, prostota, lekko zdarty głos, gitary, perkusja i wszędobylskie solówki. Nie ma tu kombinowania na wyrost, za to można odszukać się sporo różnych inspiracji i wpływów. Dziwne to nie jest, bo Carlin znany jest, jako chodząca szafa grająca naładowana po brzegi klasyką rocka. Inspiracji można szukać wiele, ale zdecydowana większość z nich to grupy z lat 70. i 80. Na przykład, „Little demon” spokojnie mógłby trafić na któryś ze starszych albumów Alice’a Coopera. „It’s only music” przywodzi na myśl melodykę The Beatles, a końcówka „I Just wanna play” kojarzy się nieco z aranżacyjnymi zabiegami Queen. Wszystko przesiąknięte jest jednak charakterystycznym dla Alexa stylem, który najlepiej obrazuje tytułowy numer z płyty.

Rock’n’rollowe są też teksty Alexa, które w prosty sposób opowiadają o istotnych dla niego sprawach. Większość z nich obraca się wokół muzyki, ale dla imprez i kobiet też nie zabrakło miejsca ;) No co tu komentować, jak śpiewa Carlin: “I just wanna play and there’s nothing else worth doing anyway”. Czy to nieprawda?

Lubię taki klimat. Lubię tego gościa i jego muzykę. Pomimo tego, że na „Are you better than my girlfriend?” nikt nie odkrywa Ameryki jest to fajny przykład wpadającego w ucho, luźnego, rock’n’rollowego grania czerpiącego ze sprawdzonych wzorców. Sympatyczny album, do którego będę wracał. 

Alex Carlin Band „Are you better than my girlfriend?”, wyd. własne, Wrzesień 2014

Recenzja: UK Subs "Yellow Leader" - punk rock od A do Y

Powzięty przez UK Subs w 1976 roku plan powoli dobiega końca. Zespół postanowił nagrywać płyty, których nazwy będą zaczynać się na kolejne litery alfabetu. Równe dwa lata temu Anglicy wydali „XXIV”, a teraz przyszła kolej na „Yellow Leader” – dwudziestą piątą płytę w dyskografii UK Subs. Zostaje więc tylko jedna literka do obsadzenia. Mam nadzieję, że Charlie Harper, który przekroczył już siedemdziesiątkę, da radę. Nie wybiegajmy jednak w przyszłość i  wróćmy do litery „Y”.


Pomimo tego, że czas ucieka, a plan jest niedokończony UK Subs nie idą na łatwiznę. Na „XXIV” mieliśmy 26 kawałków, a na „Yellow Leader” również mamy szczodrą porcję nowych numerów w liczbie 18. Sporo! Tym razem obyło się bez akustycznych bonusów, więc nie ma ściemniania.

Pierwsze, co rzuca się w uszy po przesłuchaniu nowego albumu ekipy Harpera to brak ewidentnych osadzonych na melodyjnych punk rockowych schematach hiciorów, które pojawiały się na dwóch ostatnich krążkach. „Yellow Leader” trzyma się zdecydowanie bliżej terminu punk niż rock. Mniej tu także bluesowych zagrywek. Jaki jest więc nowy krążek Subsów? Przede wszystkim Alvin Gibbs spuścił bas ze smyczy i zaserwował słuchaczom parę ciekawych zagrywek. Oprócz tego, panowie punkowie zwolnili nieco tempo poszczególnych utworów. UK Subs nie gra już tak żwawo jak na „Another kind of blues” czy „Brand new age”, ale słychać, że to wciąż ten sam charakterystyczny styl. Co ważne, UK Subs nie serwują odgrzewanego kotleta. Kapela wciąż ma pomysły na proste, punk rockowe, klasyczne numery, które nie brzmią jak smętne klony i odcinanie kuponów ze swojej legendy. Może to kwestia częstych zmian składu, chociaż obecny gra już ze sobą niemal dziesięć lat, co widać, słychać i czuć. Dobrze wypadają także wokale Charliego Harpera. Harper zawsze śpiewał prosto, bez długich dźwięków i wyciągania gór, przez to wciąż brzmi przekonująco i daje sobie radę. Zresztą nie od dziś wiadomo, że punk rock konserwuje.

Pomimo lat grania na karku i 25 wydanych oficjalnych albumów, UK Subs wciąż potrafią przekazać niezbędną dla punk rocka energią. Zarówno na płycie jak i na koncertach. Wystarczy rzucić okiem na koncertowe video z kawałkiem „Suicidal girl” z nowego albumu. 25 płyta w dyskografii UK Subs jest albumem równym, udanym, ale jak na UK Subs wypada po prostu przyzwoicie. Mam nadzieję, że „Z” będzie epickim zwieńczeniem dyskografii punk rockowej legendy. A na ten moment, w dalszym ciągu moją ulubioną płytą UK Subs pozostaje „Quintessentials” z 1997 roku.


UK Subs „Yellow Leader”, styczeń 2015, Captain Oi

Recenzja: Offensywa „Zwycięstwa smak” – szczeciński medio-core

Po zespole o nazwie Offensywa i tytule „Zwycięstwa smak” spodziewałem się porządnego łomotu. Na drugiej płycie szczecińskich melo punków czegoś takiego jednak nie usłyszymy. Grupa prezentuje mocno ugrzecznione i łagodne oblicze punkowej sceny, a muzycznych zwycięstw też tu raczej nie uświadczymy.


Płytę promowano hasłem: „Zwycięstwa smak to energia, kwintesencja butnej młodości i klasycznego punk rocka w nowoczesnej formie”. Fantazjują ci marketingowcy. Oj fantazjują. Nie wiem, jak jest na koncertach Offensywy, ale na płycie tej energii jest niewiele. Lajtowe brzmienie idzie w parze ze średnimi tempami i rockową melodyjnością. Styl grupy z jednej strony przywodzi na myśl Leniwca i Farben Lehre, a z drugiej słowackie i czeskie pop-punkowe zespoły pokroju Rybičky 48. Trochę pop-punka, trochę rocka, kapka ska – standardowy zestaw. Czy jest to punk rock w nowoczesnej formie? Nieszczególnie.  Brakuje mi tu jakiegoś konkretu – mocnego tekstu, zaskakujących zagrywek, niebanalnego aranżu czy zapadającej w pamięć solówki. Jest poprawnie, ale jakoś tak bez wyrazu. Może za grzecznie? Może zbyt błaho? Słuchałem tej płyty sporo razy i z każdym kolejnym okrążeniem coraz częściej korzystałem z przycisku „next”. Wprawdzie tragedii nie ma, rewelacji też nie, ale jest po prostu przeciętnie i nudno. Teksty też bynajmniej nie bronią całokształtu.

Niestety, jak na drugą studyjną płytę jest tu też sporo braków warsztatowych. Zwłaszcza w przypadku gitary solowej. Panie kolego od solówek, weź Pan poćwicz trochę technikę, bo sadzisz niemiłosierne krzaki… Za solówki w „Tu i teraz” trzydzieści minut karnego jeżyka i dwie solówki Turbonegro do przerobienia.

Ponarzekałem, więc na koniec parę plusów. Fachowa oprawa graficzna. Fajna rytmika w kawałku „Mentalny chill”. „Bariery, granice” jest spoko. Ciekawy riff w zwrotce „Racja i spokój”. To wszystko to jednak trochę za mało, żeby rzucić mnie na kolana. Chłopaki, grajcie, grajcie, a może będzie lepiej.
 
Offensywa „Zwycięstwa smak”, luty 2015, Lou Rocked Boys