Recenzja: Sex Bomba „Spam” – kuj punk rocka póki gorący

Odkąd Sex Bomba zmieniła klubowe barwy na Lou Rocked Boys zespół złapał drugi oddech i mocno prze do przodu. Zespół definitywnie zakończył flirt z post beatlesowskim brzmieniem i radiowymi pop-rockowymi pioseneczkami i wrócił do swoich korzeni, w których melodyjna szkoła polskiego punka miesza się z wpływami Ramones i angielskimi kapelami spod znaku dwóch siódemek. Taką Sex bombę lubię i w takiej konwencji band zawsze sprawdzał się najlepiej.


„Spam” wychodzi w roku, w którym legionowska grupa świętuje swoje XXX lecie. Słychać, że historia zatacza koło, bo 11 nowych numerów, które znajdziemy na płycie zgrabnie kultywuje punk rockowe tradycje. Niemalże te same, które sprawiły, że grupa chłopaków z Legionowa, trzydzieści lat temu zaczęła tworzyć swoją muzykę. Ostre, szybkie kawałki przeplatają się z klasyczną rock’n’rollową Sex Bombą, a cover TZN Xenna („Dlaczego”) potwierdza muzyczną stronę barykady, po której w 2016 roku stoi grupa z Legionowa. Zespół wrócił do prostego, melodyjnego grania, w którym nie zabrakło miejsca na chórki i przebojowość. Całość brzmi jednak dość surowo, przez co skojarzenia ze starym punk rockiem są jeszcze bliższe.

Słuchając tych 32 minut „Spamu” mam wrażenie, że pewne rzeczy dałoby się zrobić lepiej. Miejscami jest zbyt prosto i oczywiście. Nowy materiał Sex Bomby to przede wszystkim ugruntowanie nowego składu, z nowym gitarzystą i muzyczna stabilizacja. Po prostu nowa porcja kawałków, które nie zaskakują, ale są co najmniej poprawne.

Jak na Sex Bombowe standardy „Spam” jest dość dosadny w tekstach. Eufemizmy i miłe kawałki o randkowaniu przy szampanie to przeszłość. Mamy za to „trochę gówna, trochę kitu, wiadro spermy, silikony, szybkie śluby i rozwody” („Celebryci z tabloidów”), a tytułowy spam „bez przerwy do głowy ci sra” („Spam”). Trochę się Panowie zrobili niegrzeczni, ale singlowe „Jest źle” pokazuje, że klasyczne Sex Bombowe kawałki też się tutaj znalazły. Plusy za tekst do numeru „Daj znać”, który żartobliwie opowiada o klasycznej bolączce koncertujących muzyków. Skąd ja to znam? Zawsze masa ludzi zapowiada swoją obecność na koncercie, a w dniu koncertu nikogo z nich nie ma na miejscu. Podobnie jak typowe „wzięcie udziału” na fejsie. Nie idziesz, to nie klikaj, że będziesz. Proste?

Generalnie, nowy materiał Sex Bomby jest całkiem w porządku, ale czuję pewien dyskomfort, słuchając pokrzykiwania „oi oi” czy śpiewy o podziemiu i załodze w wykonaniu tej załogi. Nie jestem może jakimś szczególnym ortodoksem, ale czuć w tym pewien koniunkturalizm. W latach, gdy fama starego Jarocina osłabła, a boom na polskiego punka przeminął, ekipa z Legionowa wzięła się za big-bit i Africa Simone. Ostatnie lata to renesans starego polskiego punk rocka i fala reaktywacji punkowych old boyów liczących na swój kawałek tortu. Odbiło się to także na ostatnich płytach Sexbomby. Punkowy rynsztunek, przybrany niekiedy w trochę teatralny sposób, się zgadza, zbuntowany tekst się zgadza, a kocyk nad Wisłą i wycieczki na Hel powoli pokrywa patyna kurzu. Mimo tej szczypty złośliwości z mojej strony muzyka na „Spamie” jest się w stanie obronić samodzielnie. I to jest w tym wszystkim najważniejsze.

6,5/10
SexBomba „Spam”, Lou Rocked Boys, 2016

1 komentarz:

  1. Hmm przesadzasz na koniec, krzyczeć oi może sobie każdy, grali trochę innej muzyki ale nie przesadzajmy że to od razu płynięcia z prądem, Ramonmaniakiem Szymański był przez cały czas, a i w dorobku nowojorczyków było dużo Bye Bye Babe i tym podobnych She is sensation :)

    OdpowiedzUsuń