Recenzja: Le Moor „Komunikat” – debiut kolbuszowskich miglanców

Le Moor sprawił sobie i swoim fanom najlepszy z możliwych prezentów. Z okazji swoich ósmych urodzin kolbuszowscy muzycy wydali pełnowymiarowy, debiutancki album „Komunikat”. Komunikat ani za krótki, ani za długi, gdyż zawiera 10 premierowych utworów i przeszło 30 minut muzyki.


Nie wiem czy Kazik Staszewski ma w Kolbuszowej jakieś nieślubne dzieci, ale muzycznie Le Moor najbardziej przypomina właśnie Kult. Aranżacja, artykulacja wokalisty i przede wszystkim wiodąca rola sekcji dętej i klawiszy mocno przypomina ekipę Kazimierza. Miejscami, kiedy wokalista Dorian śpiewa mocniej gardłem, to nawet brzmi podobnie, ale nie zapędzajmy się w porównaniach. Kiedy Happysad wydał debiutancki krążek to zarzucano mu wtórność i podobieństwo do Pidżamy Porno. Dopiero z perspektywy czasu widać gołym okiem charakterystyczny styl grupy. Myślę, że podobnie będzie w przypadku Le Moora. Może w przyszłości wyeksponuje funkowe motywy, które tu i ówdzie się przewijają? Kultowość na „Komunikacie” rządzi, ale są kawałki, które odstają od reszty, jak choćby mój faworyt „Skrzyżowania” – ładny, prosty i konkretny. Le Moor ma sprawnych muzyków, którzy grać potrafią. Szkoda tylko, że koledzy rzadko dają popisać się Mateuszowi Augustynowi, bo solówki gra ładne, a gitara brzmi bardzo dobrze.

Teksty Le Moora mają swój własny klimat. Dorian Pik operuje bogatym słownictwem. Nie szuka prostych skojarzeń i często dobiera słowa w oryginalny sposób. W sumie, tu także można dopatrywać się inspiracji Kazimierzem S., który dla Le Moora pod każdym względem wydaje się być idolem muzycznym numer 1. Oprócz Doriana, drugim tekściarzem na płycie jest… Jan Brzechwa, do którego „Taktownego umieranialemury dopisały własną melodię. Fajnie to wyszło, a i tekst godny przypomnienia.

Na „Komunikacie” dominuje tematyka życiowa i… śmiertelna. Nie wiem czy to kwestia listopadowej premiery, ale tematyka przemijania, śmierci i zabijania przewija się w 50% utworów. Może memento mori byłoby lepszym pomysłem na tytuł? :) Le Moor jednak wydaje się być rozrywkowym zwierzakiem, bo nawet poważne tematy serwuje w lekki i pogodny sposób.

Le Moor gra przystępną, rockową muzykę. Całość brzmi profesjonalnie, płytę wydano w eleganckim digipaku, więc można śmiało przyznać, że debiut Le Moora jest jak najbardziej udany. Z wyjątkiem numeru „Bab napad”, którego inspiracja do końca pozostanie dla mnie niezgłębioną tajemnicą. 

Le Moor „Komunikat”, Funky Flow Production, Listopad 2013

Recenzja: Adam PW Smith „This place is awesome” - ciężkie życie niezależnego muzyka

Adam PW Smith, 43-letni fotograf z Kanady, miał marzenie. Mimo długoletniego związku z kanadyjskim undergroundem nigdy nie doświadczył na własnej skórze jak to jest być w trasie koncertowej z punk rockowym zespołem. Żeby sprawdzić co to za uczucie, umówił się z kanadyjskimi folk-punkami z The Dreadnoughts, że dołączy do ich busa w trakcie tygodniowej trasy po Anglii w 2009 roku. „This place is awesome” jest barwą relacją z tej podróży, a podtytuł, „A strange, funny, drunken, sad, noisy week withe The Dreadnoughts”, dobrze oddaje kalejdoskop wrażeń, jakich doświadczył autor.


Recenzja: Bracia Figo Fagot „Eleganckie chłopaki” – tu jest Polska!

Nie wiem czy ktokolwiek spodziewał się, że debiut projektu Bracia Figo Fagot okaże się takim sukcesem. Wysokie miejsce na liście najlepiej sprzedających się płyt w kraju, miliony wyświetleń teledysków na you tube (sama „Bożenka” ma już ponad 10 milionów!), Dziesiątki koncertów i tysiące fanów oznaczają jedno – Bracia Figo Fagot to solidna marka i mimo żartobliwego wizerunku to jedna z największych gwiazd polskiej, młodej sceny.
 


Na czym więc polega fenomen Braci Figo Fagot? To proste. Ile można udawać, że jesteśmy wysublimowanym narodem, który piątkowe wieczory spędzą w filharmonii? Bracia Figo Fagot to piewcy prostego stylu życia opartego na alkoholu, seksie bez zobowiązań i imprezach (w sumie to prawie tak samo jak osławiony Warsaw Shore). Jak sami śpiewają – „alko-polo, disco-chłosta – tu jest Polska!” i faktycznie, stereotypowej (a może nie?) polskości tu nie brakuje. Wiecie jak to jest, gdy wóda zryje banię to w niektórych osobnikach budzą się pierwotne instynkty, dla których muzyka Braci Figo Fagot zdaje się być idealnym dopełnieniem.
 
Eleganckie chłopaki” to album mentalnie niedojrzały jak debiut, ale muzycznie i warsztatowo słychać progres. Nie wiem czy samozwańczy „kardiolog mikrofonuFigo nakłamał w studiu nagrań czy faktycznie wokalnie się poprawił. Trudno ocenić, bo jak śpiewają w „BFF” koncertów na sucho nie grają, więc na żywo nie wypada to tak czysto. Klawisz Fagota na „Eleganckich chłopakach” penetruje zakątki, których na „Na bogatości” nie było. W końcu to Pavarotti kiborda, więc grać potrafi prawie jak Chopin. Oczywiście, mamy tu i klasyczne, rdzenne disco-polo jak choćby w „Bujaj łbem do przodu”, ale muzyka mimo swego densowego rodowodu jest całkiem interesująca. Nie zabrakło kontrowersyjnych momentów, jak jedyna w swoim rodzaju podróż w popowe rejony w zaskakującej „Pościelówie”. Ogólnie, muzycznie ma być do tańca. W sumie… po paru lufach to pewnie i jest. A jak się tańczyć nie umie to zawsze można, chociaż ponakurwiać węgorza.
 
Teksty Braci Figo Fagot to osobna historia. Wóda, seks oralny, imprezy, seks w toalecie, miłość, płatny seks i… tematyka wojskowa (wprawdzie armię mamy zawodową, a służba zasadnicza nie trwa już dwa lata, ale BFF pokazują obraz wojska z lat 90-tych). Z jednej strony po staremu, ale teksty na „Eleganckich chłopakach” wydają się bardziej przemyślane niż te z debiutu. W końcu powstały z myślą o płycie, a nie, jako ilustracja do serialu. Tak samo jak poprzednio, słownictwo jest kwieciste, żart ciężki, epitety barwne, a świnie marudne. Jako ciekawostkę mogę dodać, że tematyka „cygańska” została mocno ograniczona do dwóch subtelnych nawiązań. Piosenki Braci Figo Fagot to dobry materiał do lokowania produktu. Portale z anonsami erotycznymi Odloty i Roksa, „bi em dablju” czy kultowy wśród dresiarzy zapach czarnego Adidasa. Za takie rzeczy powinno się płacić.
 
W jednej z recenzji wyczytałem, że wszystko, co najlepsze z nowej płyty chłopaki opublikowali już na you tube. Otóż nie, gdyż kawałek „Jagiełło” doskonale portretujący świat internetowych seks-znajomości to istny przebłysk tkwiącego w swojej prymitywnej prostocie geniuszu. Całkiem odwrotnie od „Pioseneczki o woreczku mosznowym”, która jest po prostu idiotyczna.
 
Braci Figo Fagot można lubić albo się nimi brzydzić. Jednak ciężko być wobec tego zjawiska obojętnym, bo ze względu na swój kaliber liryczny nie jest to tzw. muzyka towarzysząca. „Eleganckie chłopaki” to album lepszy od debiutu, więc jeśli masz gdzieś polityczną poprawność, lubisz wódę, dźwięk kibordu i świniobranie to lepiej nie trafisz.


Bracia Figo Fagot „Eleganckie chłopaki” SP Records, Październik 2013
 

Już nie ma dzikich knajp...

Listopad to sentymentalny, przesycony nostalgią miesiąc. Refleksyjny nastrój dał się we znaki nawet mi, czemu dałem upust w nowym tekście dla portalu Day&Night. Już nie ma niektórych dzikich knajp, w których piwo było po cztery złote… Zamiast palenia zniczy i popłakiwania za ulubionym klubem zapraszam do lektury.
 
Link do tekstu macie tutaj:
Day&Night – Już nie ma dzikich knajp
 
A tutaj foto z mojego ostatniego koncertu Pod Palmą (07.11.2013 fot: Uri)

Recenzja: Tomek Tomczyk „Blog” – pisz bloga a może będziesz tak bogaty jak córka premiera

Jak zakładałem bloga parę miesięcy temu, chciałem rozpocząć dział z recenzjami książek od „BlogeraTomka Tomczyka, blogera zwanego Kominkiem. Właśnie ta książka była jedną z inspiracji, żebym przestał być anonimowym recenzentem na różnych portalach, a zaczął tworzyć coś pod własną „marką”. Nie napisałem jednak tej recenzji, bo nie był to już świeży tytuł, ale okazja nadarzyła się ponownie, gdyż Kominek wypuścił na rynek swoje nowe dzieło – „Blog pisz, kreuj, zarabiaj” – książkę będącą zarówno kontynuacją, jak i uzupełnieniem swojej poprzedniczki.


Recenzja: Kultura Wieku Atomowego „Donikąd” – dziewczyny już nie lubią partyzantów

Radomscy punk rockowcy z Kultury Wieku Atomowego wydali niedawno debiutancką EP’kę. Radom zawsze był dość specyficznym miejscem na polskiej scenie muzycznej. Miasto całkiem spore, ale żeby wymienić parę rockowych zespołów, która wywodzą się z Radomia trzeba się mocno zastanowić. Tradycji może nie ma zbyt bogatych, ale zobaczymy, co do zaoferowania ma Kultura Wieku Atomowego z miasta chytrych miłośników oranżady.

Donikąd” to zaledwie 4 numery i niecałe 12 minut materiału. W sumie to dość sporo jak na punkową kapelę. Zwłaszcza, że sądząc po nazwie na „Donikąd” spodziewałem się półtoraminutowych numerów i pogo-punkowych hymnów o alkoholu i wyścigu zbrojeń. KWA to jednak inna para cockneyów, a że numerów na płycie jest mało to po kolei napiszę parę zdań o każdym.

EP’ka zaczyna się od dość niechlujnego zaśpiewu w „Kto zabił kota Filemona?”. Czyżby polska odpowiedź na „Who killed Bambi” brawurowo wykonane przez Ten Pole Tudor w „Great rock’n’roll swindle”? Nie do końca. „Filemona” cechuje wolne, można by zaryzykować stwierdzenie, że wręcz balladowe, tempo zwrotek przechodzące w prostą, punkową łupankę na dwa w refrenie. Co zaskakujące, w refrenach oprócz wokalu głównego pojawia się growlujący chórek.

Drugi numer, „Plemienny”, w dalszym ciągu utrzymany jest w powolnym rytmie, który z założenia ma bujać niczym rap-core. Do tego dochodzi perkusyjne solo po drugim refrenie. Całość zwieńczona została dość nietypowym, urwanym zakończeniem. W sumie nawet nie wiem jak to opisać, żeby dobrze oddawało sens tego motywu. Myk i po kawałku.

Trzeci utwór, „Butelki”, zaczyna się balladową wstawką na gitarce, która przechodzi w motoryczny, klasyczny punk rock, z gitarową zagrywką w stylu Motorhead. Później znów mamy balladowy, delikatny bridge i wracamy do punk rocka. W sumie to chyba najlepsza, pod względem muzycznym, piosenka na płycie.

Ostatni na demie kawałek „El Comendante”, w dalszym ciągu utrzymany jest w powolnym tempie. Gitary grają ciekawie, urywane zagrywki wpuszczają wokal na pierwszy plan. Znowu mamy bridge, podobny do „Plemiennego”, ale tym razem z wiodącą linią basu.

Muzycznie szału nie ma, ale KWA ratują teksty. Za słowa piosenek odpowiedzialny jest gitarzysta i wokalista Pabloski, który potrafi spojrzeć na klasyczne tematy z nieco innej perspektywy. Chłopaki krytykują media, polityków, rozwarstwienie społeczne i jak to nazwali pewni szczecinianie „zamianę rebelii na pieniądze”, ale nie robią tego tak jak tysiąc innych kapel przed nimi. Tego, czego mi tu najbardziej brakuje, to szybszych momentów, które urozmaiciły rytmicznie materiał z „Donikąd”. Ogólnie, rytmika jest najsłabszym punktem programu. Perkusista powinien spiąć poślady, dorzucić nieco mocy do pieca i urozmaicić swój repertuar rytmiczny. No i poćwiczyć z metronomem, wtedy całość zapewne nabrałaby odpowiedniego kopa.

Czy Kultura Wieku Atomowego zmierza donikąd? Wprawdzie, „dziewczyny już nie lubią partyzantów”, ale po EP widać, że chłopaki mają pomysły, teksty są całkiem niezłe, ale warsztat zdecydowanie trzeba jeszcze doszlifować.

Całość wydano metodą DIY, z drukowaną okładką, mini-książeczką z tekstami oraz wypalanym CD z nadrukiem. Całkiem przyzwoicie to wygląda. Płytkę za parę zeta można kupić bezpośrednio od zespołu. 

Kultura Wieku Atomowego „Donikąd”, Październik 2013