Recenzja: Zenek „33” - kabanosowa ciekawostka

Czo ten Zenek zrobił? Bynajmniej nie chodzi mi tutaj o złotogłosego Zenka Martyniuka, tylko o nie mniej znanego i również obdarzonego niebanalnym wokalem Zenka Kupatasę z Kabanosa, który ów solowy album popełnił. Sam zagrał na gitarze i basie. Sam zaśpiewał napisane przez siebie teksty. Teksty, które niemal w całości przekształcono w akronimy. Tak, więc zamiast np. „Nie jestem na to skazany, wszystko jeszcze przede mną”, Zenek śpiewa „Nieste nato skaza, wszyto przede ma”. No spoko.

Jest to pomysłowe. Tego nie da się Zenkowi odmówić. W całości brzmi to jednak jak teksty, napisane w jakimś bliżej nieokreślonym języku, które od czasu do czasu ocierają się o słowiańszczyznę. Słuchacz z Zenkowego przekazu skuma raczej niewiele. A szkoda, bo Kabanosa zawsze wyróżniały charakterystyczne z pozoru głupkowate liryki, które niosły ze sobą konkretny, pozytywny przekaz. Tutaj ta wartość została totalnie zmarginalizowana. Owszem, znajdą się na pewno fani-deszyfranci, którzy z notesem będą siedzieć nad okładką i skrupulatnie, słowo po słowie zaczną docierać do ukrytego znaczenia. Ja do nich nie dołącze, ale pomysł jako pomysł jest interesujący.

Oprócz tekstów, Kabanosa wyróżniało zaskakująco zaaranżowane techniczne granie. Na „33”, gdzie za wszystkie gitarowe partie odpowiada Zenek, tych technicznych smaczków jest o wiele mniej. Nie przypominam sobie też, żebym na „33” usłyszał jakąś solówkę. Zenek obraca się w trochę cięższych klimatach niż w swojej macierzystej formacji. Nie ma tu ani rock’n’rollowych wtrętów, ani gitarowych wygibasów. Na „33” króluje motoryczne, ciężkie granie. Miejscami na myśl przychodziła mi Sepultura, ale nie jest to najszczęśliwszy trop.

Solowy album Zenka to raczej ciekawostka dla fanów Kabanosa, których w Polsce nie brakuje, oraz szansa na zachowanie pomysłów, które nie zmieściły się w konwencji suchej, pomarszczonej kiełbasy. Mnie ten album do siebie nie przekonał, ale rozumiem autora, że chciał się z takim pomysłem zmierzyć.

„33” to nie koniec Zenkowych solówek. Prace nad drugą płytą już trwają. Mam nadzieję, że ten koncept nie zostanie już na niej powtórzony, bo formalnie może jest interesujący, ale płyta traci przez niego coś wartościowego. Przy okazji przesłuchiwania „33” przypomniał mi się pewien skecz Monty Pythona, w którym na wywiad do telewizyjnego studia zaproszono trzech gości - pierwszy mówił początki słów, drugi środki, a trzeci końcówki. Zenku, to też nie jest dobry pomysł na trzypłytowy album :)

PS: Wszystkim zainteresowanym historią, jaka stoi za płytą Zenka oraz tłumaczeniami tekstów dokonanymi przez fanów polecam oficjalną stronę Zenka.
 
5,5/10

Zenek „33”, wyd. własne, marzec 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz