Recenzja: Manta Birostris „Tasamouh” – coś innego

Chwilę zabierałem się za napisanie tej recenzji. Głównie dlatego, że „Tasamouh” to nie jest płyta jakich wiele na hc/punkowej scenie, a Manta Birostris nie jest projektem, o którym wiesz wszystko po jednym przesłuchaniu krążka. Tutaj muzyka nie jest pierwszoplanowym bohaterem dzieła. A jak wiadomo, za ciekawą płytą musi stać jakaś historia i tak jest także tym razem.


Kryjący się za Mantą Adam to osłuchany gość z wyrazistymi poglądami i brakiem kompleksów dotyczących swojej wiary. Nie jest może wirtuozem i mistrzem technik wokalnych, ale w Mancie nie to jest najważniejsze. W „Tasamouh” ważny jest koncept, klimat i kontekst, w jakim osadzony jest album. Album, jest wspomnieniem podróży, jaką Adam odbył na Bliski Wschód – region naznaczony piętnem historii, która rzutuje zarówno na jego obecny, jak i przyszły kształt. Manta nie śpiewa o pachnących cynamonem i zieloną herbatą straganach. „Tasamouh” to głos w sprawie. Nie zbiór piosenek, które z założenia mają być spoko. Tytuł płyty oznacza przebaczenie, pojednanie i wolę współpracy. A są to wartości, których brakuje nie tylko na podzielonym i targanym konfliktami Bliskim Wschodzie, ale wszędzie wokół nas.
„Nie ma przebaczenia, za to więcej zawziętości. Żadnej pokory i zero litości”, „w imię Jahwe, Chrystusa i Allaha. Tora, Biblia, Koran niczym ostrze miecza, ludy wracają do średniowiecza”.
„Tasamouh” to płyta tematyczna, ale nie koncept album będący rockową opowiastką. Wszystko osadzone zostało muzycznie w klimacie hipnotycznego hard/core punka (poza wprowadzającym w inny muzyczny świat wstępem), o brzmieniu przywodzącym na myśl czasy bardzo starej Armii, Guerniki Y Luno czy późnego Smar SW. Odpoczynkiem do ciężaru, jest melorecytowane półszeptem „Serce” z powolną, bijącą rytmiką. Pod względem muzycznym Manta Birostris nie rzuciła mnie na kolana, jednak wraz z tekstami tworzy intrygujący obraz. Płycie dobrze zrobił gościnny udział Experta z krakowskiej Inkwizycji, który emocjonalnie rozprawił się z numerem „Krew za krew cz. 2”. Faktycznie jest to chyba mój ulubiony moment na „Tasamouh”.

W dołączonym do płyty liście Adam napisał, że płyta jest bardzo brzydka i ma nadzieję, że mi się nie spodoba. Odpowiadam. Podoba mi się dobrze korespondująca z treścią oprawa. Mimo swojego ciężaru tematycznego jest całkiem ładna. Więcej wiary w siebie człowieku ;)

Z redaktorskiego obowiązku, warto wspomnieć, że „Tasamouh” to już drugie dzieło tego warszawskiego zespołu. Płyta ukazała się pół roku temu, a z tego co widzę Manta już szykuje następny album, „Syndrom jerozolimski”, również osadzony w jednej tematyce. Może gdzieś parę tysięcy kilometrów stąd ktoś szykuje materiał inspirowany bieżącą sytuacją w Polsce? Myślę, że inspiracji nie brakuje.

6/10
Manta Birostris „Tasamouh”, wyd. Kotwica Records/ Hardcore Punk Club, czerwiec 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz