Idea wydawania splitów wraca wraz z renesansem winyli. Jako, że nie jestem winylowym maniakiem to cieszy mnie to, że niektóre takie wydawnictwa doczekały się także swoich kompaktowych odpowiedników. Tak stało się właśnie z utrzymanym w streetowym klimacie splicie stołecznego Lazy Class z reprezentującymi lubelszczyznę załogantami z Max Cady. Po okładce widać, że będzie to bezkompromisowa próba sił. Kto wyjdzie z niej obronną ręką?
Z kolei z Max Cady mam trochę problem. Cztery kawałki nie pozwalają w prosty sposób zakwalifikować ich grania. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej brzmi to lekko nierówno. „Dzieciaki” czyli okraszony polskim tekstem cover mojego ulubionego numeru Blitz udowadnia, że oi nie jest im obcy. Z kolei pierwsze dwa numery pokazują, że zaangażowane street core’owe klimaty a’la Eye For An Eye to także estetyka, w której poruszają się sprawnie. Wieńczący dzieło „Dis na chama” to kolejna para kaloszy. Kaloszy, które niestety psują tą dość intrygującą mieszankę. Max Cady gra sprawnie, ale oblicze zaprezentowane na tym splicie nie do końca do mnie trafia — zaczyna się mocnym akcentem, a kończy się bardzo średnio. Myślę, że na pełnowymiarowym albumie styl chłopaków bardziej się wyklaruje. Fajnie, gdyby to te dwa pierwsze numery były tym azymutem obranym przez zespół. Tak więc jak dla mnie zwycięsko z tego muzycznego pojedynku wychodzi Lazy Class, ale nie można zapomnieć o tym, że Max Cady też kilka celnych ciosów wyprowadził.
A tak na deser muszę dodać, że płytę wydano w bardzo elegancki sposób. Od doboru papieru do całego składu — to lubię, dobra robota!
7/10
Lazy Class & Max Cady, wyd. No Pasaran Records, 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz