Wywiad: Nergal - Metal to moje życie

Gdański Behemoth to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich zespołów metalowych w kraju i za granicą. Za granicą zespół kojarzony jest głównie ze świetnych koncertów i bardzo dobrych płyt. W Polsce Behemotha postrzega się głównie przez pryzmat Adama "Nergala" Darskiego - pierwszego metalowego celebryty RP. O karierze Behemotha, Dodzie i prywatnym życiu „Nergala” z Adamem Darskim rozmawiał Sylwester Zimon.



Widziałeś mini-serial „Doda i Nergal” emitowany w programie „Szymon Majewski Show”?

Adam „Nergal” Darski: Nie widziałem. Nie interesuje mnie to. Ani mnie to nie obraża, ani nie ekscytuje. Mam do tego całkowicie obojętny stosunek. Niech sobie będzie. Są tacy ludzie, którzy uważają to za świetny dowcip…

Czytasz to, co na Twój temat piszą tabloidy?

N: Bywa, że czytam. Niech sobie piszą, co chcą. Za to moja mama zbiera wycinki.

A co ona sądzi o Twojej muzyce? Jest fanką Behemotha?

N: Jest fanem swojego syna. O muzyce nie ma pojęcia. Nie słucha moich płyt. Oszczędzam ją. Za bardzo ją szanuję żeby ją męczyć (śmiech).

Rodzice przychodzą na twoje koncerty?

N: Tak. Zawsze ich zapraszam jak gramy. Przychodzą z ciekawości. Wspierają mnie i szanują to, co robię.

W jednym z wywiadów mówiłeś, że niektóre elementy scenografii budowałeś ze swoim ojcem.

N: Tak. Cały czas mi pomaga. Mój ojciec zbudował na przykład naszą ekspozycję merchandisingu. Od początku uczestniczy jakoś w życiu mojego zespołu i cały czas mi pomaga. Jest szarą eminencją zespołu Behemoth.

Podobno swoją pierwszą gitarę dostałeś na Pierwszą Komunię. Czy już wtedy wiedziałeś, że twoja przyszłość to metal?

N: Tak jest. Już wtedy wiedziałem, że metal to całe moje życie. Już w drugiej klasie podstawówki byłem metalowcem z krwi i kości. Biegałem w katanie, z telewizorem z napisem heavy metal na plecach i wielką czaszką. Zresztą ojciec mi ją namalował w stoczni. Mówię poważnie.

Na początku istnienia Behemotha miałeś pseudonim Holocausto. Czemu go zmieniłeś?

N: Bo był naiwny i głupi. Chciałem coś poważniejszego, ale jak widać to się za mną ciągnie (śmiech).

Sami sobie wymyślacie te ksywy?

N: Tak.

W takim razie, czy mają jakieś głębsze znaczenie czy to tylko kaprys?

N: Dla nas ma to olbrzymie znaczenie. To ma większe znaczenie, jeżeli sam sobie nadajesz imię i wiesz, co ono znaczy, niż to, że ktoś cię nazywa wtedy, kiedy nie masz żadnej świadomości. Imię Adam jest ok. Ale uważam, że dużo większe znaczenie dla mojego życia ma imię Nergal. Określa to, kim jestem dzisiaj.

Planujesz je jeszcze kiedyś zmienić?

N: Nie wiem. Może jak będę bierzmowany (śmiech).

Chciałem zapytać o płytę „Grom” z 1996 roku, na której występował damski chórek, elementy folku i śpiewaliście część utworów po polsku. Na waszej stronie napisaliście, że nagraliście coś takiego po raz pierwszy i ostatni. Jak z przestrzeni lat oceniasz ten album?

N: To się zgadza. Myślę, że każda płyta charakteryzuje się tym, że nagrywa się ją raz i następna jest już zupełnie inna. „Grom” jest bardzo specyficzna i wyjątkowa. Wielu ludzi ma do niej ogromny sentyment, bo jest bardzo nasza i polska. Ja uważam, że nie jest to nasz najlepszy album, ale każdy ma swoje zdanie.

A czy utwór „Lasy Pomorza” opowiada o początkach kariery Behemotha, kiedy musieliście nocować w lasach i polować na zwierzynę?

N: Nie, nie, co ty. On opowiada o miejscu, z którego pochodzę. W tym czasie czytałem dużo „Opowieści piastowskich” Karola Bunscha. On tam opisywał początki państwa polskiego i to, w tym czasie, bardzo mnie inspirowało.

Odbiorca waszej muzyki, może dojść do wniosku, że grający taką mroczną muzykę metalowcy są prywatnie bardzo ponurymi ludźmi. Czy to prawda?

N: Nie. Nie uważam się jakoś specjalnie za metalowca. Uwielbiam tę muzykę i jest ona dużą częścią  mojego życia, ale jestem, jaki jestem. Miewam gorsze dni, ale większość jest bardzo dobra. Na szczęście. Jestem zadowolony z życia. Rzadko mam gówno pod nosem, przeważnie jestem uśmiechnięty. Poza tym nie wiem, jaka jest powszechna opinia o metalowcach i nie interesuje mnie ona.

Jakiej muzyki słuchasz prywatnie? Może jakiegoś reggae?

N: Reggae to gówno. W domu słucham każdej dobrej muzyki. Na przykład nowej płyty Alice In Chains i jest świetna. Popu też słucham. Lubię Michaela Jacksona, mam kilka jego kawałków w iPodzie. Muzyka jest albo dobra albo gówniana. Ja wolę tę dobrą.

Przejdźmy do teraźniejszości. Czy sukces płyty „Evangelion” jest wynikiem paktu z szatanem? Podpisaliście jakiś cyrograf?

N: Podpisaliśmy tylko jeden cyrograf. Z naszym wydawcą Michałem Wardzałą z Mystic (śmiech). O żadnym innym nie słyszałem.

Nie myśleliście nad przejściem z Mystic do jakiejś wielkiej firmy fonograficznej, jak zrobił chociażby Vader?

N: Nie. Spójrz na promocję Vadera. Była kompletnie z dupy. Nic się w niej nie zgadzało. Jeżeli jest mniejsza firma, która naprawdę w ciebie wierzy i masz z nimi dobre, przyjacielskie stosunki, a nie tylko finansowe, to możesz działać cuda i robić rzeczy wyjątkowe i ponadprzeciętne. Jeżeli masz mejdżersa, w którym pracują trzy dupy, które nie mają kompletnie pojęcia o muzyce, jaką grasz, to na pewno nic dobrego z tego nie wyjdzie. Nie oceniam Vadera, ale jak widać mają swoją politykę i oby im służyła.

O „Apostasy” mówiono, że nagraliście wasze „Masters of puppets”. Teraz mówią, że nagraliście swój „Black album”. Nie boisz się, że o waszej następnej będą mówić, że to wasze „St. Anger”?

N: Nie (śmiech). Za bardzo się szanujemy. Metallica z „St. Anger” zrobiła jakieś faux pas, z czego zdali sobie sprawę dopiero później. Prędzej sobie utnę ręce niż nagram coś takiego.

O każdej swojej nowej płycie mówisz, że właśnie ta jest najlepsza. Czy kolejna będzie jeszcze lepsza od „Evangelion”?

N: Ja nie mam wpływu na opinie innych ludzi tylko na swoje. Jeżeli coś robie, to robię to na 1000% i w danym momencie musi być to najlepsza rzecz, na jaką mnie stać . Nie mogę nagrać płyty i powiedzieć: „no, to jest taka średnia płyta”. Nie wydałbym czegoś takiego.

Wystąpisz gościnnie na nowej płycie Dody?

N: Nie. Ona ma swoją muzykę i swoją wizję. Szanujemy to, co robimy nawzajem, a łączą nas inne rzeczy niż praca.

Niektórzy mówią, że wasz związek, to chwyt marketingowy mający służyć promocji „Evangelionu”.

N: Niech mówią. Promocja płyty powoli dobiega końca, a ten „chwyt marketingowy” cały czas trwa i ma się nieźle. Nasze życie to nasza prywatna sprawa. Ale nie mogę powiedzieć, że jestem niezadowolony.

Podobno ma wyjść książka o zespole. Mógłbyś coś więcej o tym powiedzieć?

N: Piszę ją Łukasz Dunaj, dziennikarz „Przekroju”, który kiedyś pisał między innymi do „Trash’em All”. To będzie nasza pierwsza oficjalna biografia. Wydanie planujemy na drugą połowę przyszłego roku. Mam nadzieję, że będzie ekscytująca. Znajdzie się w niej cała autoryzowana historia i będzie to historia bardziej o poszczególnych ludziach, niż o zespole. Na pewno będzie niesamowicie wydana. Jak „Biblia”.

Jakiś czas temu rozmawiałem z Darkiem Malejonkiem z Maleo Reggae Rockers. Powiedział mi, że każdy system sprzeczny z dekalogiem prowadzi do ludobójstwa, czego dowodem jest faszyzm. Co o tym sądzisz?

N: Trzeba go zapytać, dlaczego żołnierze SS mieli przy pasach maksymę ze starego testamentu „Gott mit uns” – Bóg z nami i zamordowali miliony ludzi. Uważam, że to właśnie religia inspiruje do ludobójstwa i największych zbrodni na świecie. Z tego, co się orientuję faszyści nie byli satanistami. Wystarczy poczytać książki, sięgnąć do Internetu. Wystarczy otworzyć oczy. Dla mnie to prosta walka pomiędzy wiarą w zabobon, czego dowodem jest Malejonek, i zdrowym rozsądkiem. W takim razie, co z tysiącami lat przed chrześcijaństwem, czy to byli ludobójcy? Co w takim razie z Egiptem, który nie miał dziesięciu przykazań. Czy to byli źli ludzie? To byli ludzie tacy sami jak my. Kochali, mordowali, robili to samo, co my, a byli autorami jednej z największych cywilizacji na świecie. Co z Celtami? Co kurwa z Babilonem?

Ale tych cywilizacji już nie ma. Myślisz, że cywilizacja chrześcijan też zniknie?

N: Spójrz na postępującą laicyzację Europy. Chrześcijaństwo gnije i zdycha. Tego inaczej nie da się nazwać. Chrześcijaństwo radzi sobie dobrze jedynie w krajach trzeciego świata. Jeżeli ludzie nie mają niczego w życiu, to jedyne, czego się trzymają to wiara. To jest żenujące po prostu. Ja zawsze walczyłem z głupotą, fanatyzmem i zabobonem. Dla mnie Malejonek i cała ta wataha to jest przykład polsko-katolickiego zacietrzewienia.

Maleo też kiedyś nie wierzył i się nawrócił. Nie obawiasz się, że twoje poglądy też się kiedyś zmienią?

N: Moje poglądy opierają się na zdrowym rozsądku i tak długo, jak nie zwariuję będę się ich trzymał. Ale Świadkiem Jehowy ani scjentologiem na pewno nie zostanę. Nie interesuje mnie żadna instytucja, zrzeszenia ani organizacje. To jest sprzeczne z moją wolną wolą.

A subkultura metalowców?

N: Kto w takim razie byłby ich bogiem?

Niektórzy mogą na przykład ciebie uważać, za swojego duchowego przywódcę.

N: Na koncert Behemotha przychodzą ludzie żeby się dobrze bawić. Gwarantuje ci, jakbyś ich spytał to by ci powiedzieli, że była genialna zabawa. Jak ja kiedyś chodziłem do Kościoła to wychodziłem smutny. Miałem 10 lat i się zastanawiałem, dlaczego muszę chodzić do miejsca, które jest kompletnie nieinspirujące? Smutne, nie rozumiem tego, jest nie przyjazne, mnóstwo starych zawodzących bab. To nie była dobra zabawa.

Ostatnio wasz stary „znajomy” tropiciel sekt Ryszard Nowak znów zaatakował. Napisał ostatnio listy protestacyjne do miast, w których macie grać koncerty. Podał w nich ciekawą definicję zespołu Behemoth. Mianowicie jest to: „czołowy zespół satanistyczny, który specjalizuje się w szydzeniu z uczuć religijnych chrześcijan, publicznego niszczenia symboli religijnych, gloryfikacji morderstw, pochwały podpalania kościołów". Czy zgadzasz się z tą definicją?

N: Tak, tak. Wszystko się zgadza. Trafił w samo sedno (śmiech). To, co robi Nowak to mydlana opera.

Już raz wygraliście z nim w sądzie.

N: I na tym powinno się skończyć. Jeżeli będzie druga runda to na pewno zwycięska. Nowak nie ma żadnych sensownych argumentów.

(wywiad w wersji skróconej ukazał się w miesięczniku studenckim Pressja 09.2009)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz