Chodząca szafa grająca, niereformowalny obieżyświat – te określenia jak ulał pasują do pewnego Amerykanina, od dziewięciu lat mieszkającego w Polsce. Ktoś pomyśli: co za wariat? Z USA do Polski? Alex Carlin udowadnia jednak, że wariatem nie jest, choć tytuł pozytywnie zakręconego artysty na pewno do niego pasuje. Gdy jako absolwent słowianistyki opuszczał swoją rodzinną Kalifornię, zapewne nie miał pojęcia, jak dziwnie potoczy się jego życie. Będąc jeszcze w USA, koncertował z wieloma zespołami: Psycotic Pinneaple, The Rubinoos czy Rut Host. Ze swoją gitarą odwiedzał też najdziwniejsze i bardzo odległe krainy, jak Syberia, czy Ural. W końcu trafił do Polski, a ta spodobała mu się na tyle, że osiedlił się w Krakowie. Choć termin „osiedlił” wydaje się tutaj być mocno przesadzony. Alex Carlin przemierza bowiem nasz kraj wzdłuż i wszerz, dając niezapomniane, a co najważniejsze długie solowe koncerty.
21 czerwca 2009 roku Alex postanowił podjąć się nie lada wyzwania. Podczas solowego koncertu w Radomsku pobił Rekord Guinessa, grając nieprzerwanie przez 32 godziny, zawstydzając tym samym Kanadyjczyka o pseudonimie Gonzales, który mógł pochwalić się jedynie skromnymi 25 godzinami. Z Alexem Carlinem rozmawiali Artur Gaweł i Sylwester Zimon.
Podczas bicia rekordu Guinessa, grałeś na gitarze niewyobrażalnie długo, bo aż przez 32 godziny. Jak to wytrzymałeś?
Alex Carlin: Dla mnie to normalne. Można powiedzieć, że na gitarze gram cały czas. Te trzydzieści dwie godziny, to tak na prawdę nie tak dużo, jak myślisz. Cały problem polegał na samych zasadach pobicia rekordu. Miałem tylko trzydzieści sekund przerwy pomiędzy piosenkami, musiałem być cały czas skupiony i skoncentrowany. Przez trzydzieści dwie godziny możesz grać bluesa na pianinie, ale śpiewanie i granie rocka to ogromna presja.
Czy Twój występ poprzedzały jakieś specjalne przygotowania?
A.C.: Można powiedzieć, że życie przygotowało mnie do tego. Mieszkam w Krakowie i zdarza się, że całą noc gram w różnych knajpach. To moja codzienność. Inna sprawa to wymagania rekordu Guinessa. Nie mogłem zagrać tego, co nagle przyszło mi do głowy, bo widzowie musieli wiedzieć, jaką piosenkę będę wykonywał. Miałem listę utworów, którą musiałem stworzyć, a znajdowało się w niej ponad pięćset piosenek. Przez pierwsze dwanaście godzin zaprezentowałem wszystkie kawałki Beatlesów i choć miałem listę ich utworów, musiałem cały czas być w gotowości żeby pamiętać wszystkie.
Dlaczego wybrałeś akurat Polskę i Radomsko do pobicia tego nietypowego rekordu ?
A.C.: Radomsko to niesamowite i wspaniałe miejsce, łącznie z właścicielem który miał ogrom spraw do załatwienia w związku z organizacją koncertu. Powiedział mi: „Alex, po prostu graj, a ja zajmę się resztą”. Co do organizacji, ciekawostką było to, że przez cały koncert na widowni musiało być minimum dwóch widzów, pielęgniarka i pomocnik. Co każde cztery godziny widzowie zmieniali się, a jedna zmiana liczyła trzydzieści dwie osoby. Wszystko było filmowane. Musieliśmy mieć dowód, że coś takiego faktycznie się wydarzyło. Oczywiście mogłem pobić ten rekord w Londynie, czy w Nowym Jorku, ale uznałem, że najlepiej będzie w Polsce, w małym mieście z fajnymi ludźmi, gdzie jest świetna atmosfera. Dużym zainteresowaniem wykazała się też polska prasa, telewizja i portale internetowe.
Co zrobisz jeśli w przyszłości ktoś pozbawi Cię tytułu rekordzisty? Zagrasz kolejne czterdzieści godzin na gitarze bez przerwy, żeby odzyskać trofeum ?
A.C.: Pobić mój rekord to nie problem. Ale jeśli ktoś zrobi to grając bluesa na pianinie to nie będę pod wrażeniem. Oprócz gry na instrumencie, musi także śpiewać.
Twój repertuar podczas radomskiego koncertu w lwiej części wypełniały utwory The Beatles. Jesteś oddanym fanem tego zespołu?
A.C.: Tak, to prawda, jestem wielkim fanem Beatlesów. Przez pierwsze dwanaście godzin sporządziłem listę wszystkich ich piosenek od A do Z i oczywiście je zagrałem. Są to utwory tak wysokiej jakości, że podczas gry wprowadzały mnie w stan mistycyzmu. Pozostałe dwadzieścia godzin wypełniały kawałki Hendrixa, Metalliki, Led Zeppelin czy nawet Dżemu. Natomiast „No Sleep Only Rock’N’Roll” to była ostatnia piosenka, którą zaprezentowałem. Polska telewizja nagrała właśnie ten moment gdy pobijałem rekord. Cieszę się z tego, bo wyszło na to, że gram też swoje utwory, a nie same covery.
No właśnie. Napisałeś utwór zatytułowany „No Sleep Only Rock'n'Roll”. Bezsenność i gra na gitarze to Twoje życiowe motto?
A.C.: Czasem myślę, że „No sleep only rock’n’roll” to termin, który faktycznie do mnie pasuje. Jednak z czasem staje się to moim przekleństwem. Zdarza się, że naprawdę nie śpię, bo muszę dojechać do innego miasta. Ale zawsze dobrze się bawię i tak na prawdę nie jest to dla mnie problemem.
Dlaczego zdecydowałeś się opuścić Stany Zjednoczone i przyjechać do Polski?
A.C.: Opuściłem USA z pięcioma kumplami, którzy chcieli zobaczyć Amsterdam. Było bardzo wiele powodów, dla których opuściłem USA. Podam Ci prosty przykład: w Kalifornii wszystkie bary zamykają o drugiej w nocy. Hamuje to twoją imprezę, a dla mnie najlepsza atmosfera jest o trzeciej, czwartej czy piątej godzinie. Ja jestem nocnym Markiem i lubię się bawić dłużej niż wszyscy. Kiedy siedzisz z kolegami i piszesz w tym czasie nowe kawałki, nie potrzebujesz prawa, które nakazuje Ci opuszczenie lokalu. W Europie, zwłaszcza wschodniej, jest zupełnie inaczej. Masz o wiele więcej swobody.
Zamierzasz zestarzeć się w Polsce i zostać tu aż do śmierci? Czy możliwy jest Twój powrót do USA?
A.C.: Odwiedzam USA. Lubię na przykład Nowy Jork, ale wolę Kraków i inne polskie miasta. Nie gorzej jest w Czechach, grałem też w Niemczech, na Ukrainie a nawet na Syberii. W Europie wszystko jest blisko siebie i możesz przeskakiwać z jednego miejsca na drugie. Nie mam ochoty na zmiany i naprawdę lubię mieszkać tutaj. W Ameryce jesteś odizolowany i ciężko Ci wrócić do Europy. Tutaj masz o wiele więcej możliwości wyboru i wolności.
Twoje plany na przyszłość wiążą się permanentnie z karierą solową?
A.C.: Oczywiście. Kończę właśnie nagrywanie płyty, na której znajdzie się 12 utworów. Cały czas rozwijam powiązania z barami, klubami i gram prawie codziennie. Koncertuje w wielu krajach i chcę wnikać w to jeszcze głębiej. Planuję występy w Bułgarii, a także innych miejscach, chcę też nagrać więcej nowych utworów, także po polsku. W Polsce ludzie lubią muzykę, dobrze odbierają blues i naciskają żeby grać więcej i więcej. Kiedy przychodzę do domu, zastanawiam się co stanie się wieczorem i zawsze jest to samo. Wychodzę do klubu i gram. W innych krajach tak nie ma. Polacy są bardzo związani z muzyką.
(wywiad ukazał się w miesięczniku studenckim Pressja 10.2009)
Widziałem Go w Rzeszowie w Le Greco jeszcze, jak zagrał Ace of spades zrobiło sie pogo.
OdpowiedzUsuń