Artura Andrusa można nazwać człowiekiem orkiestrą – jest on bowiem dziennikarzem, konferansjerem, kabareciarzem oraz autorem piosenek. Na co dzień można go usłyszeć w Programie III Polskiego Radia, szerszej publiczności jest natomiast znany z programu publicystycznego „Szkło kontaktowe”. O komercjalizacji kabaretu i poczuciu humoru z Arturem Andrusem rozmawiał Sylwester Zimon
Wyczytałem gdzieś, że poczucie humoru odróżnia ludzi od zwierząt. Co Pan o tym myśli?
A.A.: Ja znam psy, które mają poczucie humoru, a ludzie bez poczucia humoru też są ludźmi. Nie wierzę, że istnieją ludzie kompletnie pozbawieni poczucia humoru. Pytanie tylko, jakie jest to poczucie humoru. Niektórzy może nie pokazują go po sobie, ale podejrzewam, że każdy jakiś lekki uśmieszek w sobie ma. Ostatnio widziałem na Animal Planet program o małpach, który pokazywał, że mają poczucie humoru. Nie wiem jak jest z prymitywniejszymi organizmami, bo nie wiem czy rozwielitek ma poczucie humoru. Ale psy mają, bo bez niego nie zaprzyjaźniłyby się z ludźmi.
Aleksander Łamek zajmujący się terapią śmiechem, radzi, że aby rozwinąć swoje poczucie humoru należy stworzyć „Pokój śmiechu”, w którym zgromadzimy różne zabawne przedmioty. Co Pan o tym myśli?
A.A.: Jeżeli ktoś mieszka w kawalerce, to może umrzeć ze śmiechu, bo będzie non-stop przebywał w pokoju śmiechu. Wydaje mi się, że ja mam poczucie humoru, a pokoju humoru nie mam. Chociaż… mam w domu łazienkę humoru. Znalazłem jakiś czas temu wywieszkę „dezynfekcja jaj promieniem UV” i powiesiłem ją na drzwiach wejściowych do łazienki. Taki pomysł przejąłem od Andrzeja Waligórskiego, u którego w domu zobaczyłem, że na drzwiach wejściowych do łazienki wisi tabliczka „instytut odlewnictwa”, a w środku w miejscu naprzeciwko toalety, na wysokości oczu wisiała tabliczka „jazda na koniku 2 złote”. Może to jednak prawda z tym pokojem śmiechu…
Jest Pan znany ze swojego spokojnego, nieco flegmatycznego, sposobu występowania. Co Pan zatem sądzi o takim „agresywnym” stylu bycia, jaki prezentuje chociażby Kuba Wojewódzki?
A.A.: Uważam, że Kuba Wojewódzki jest bardzo sprawny, inteligentny i błyskotliwy. Nie zgadzam się z opiniami, że to, co robi jest głupie i beznadziejne. Kuba prowadzi swój program w taki sposób, jak chce tego jego gość. Ja jestem pełen podziwu, bo to jest niezwykła umiejętność. Gdybym miał prowadzić program w taki sposób i w takim tempie, to musiałbym po nim udać się na pół roku rehabilitacji.
Co Pan sądzi o polskim kabarecie?
A.A.: W Polsce błąd polega na tym, że pod pojęciem kabaret za dużo się rozumie. I pod pojęciem kabaret rozumie się jakieś formy tańca i pod tym samym pojęciem rozumie się estradę. Kiedyś to się rozróżniało. Kabaret to było ciemne, zadymione miejsce, z odnośnikami do literatury w tekstach, jak na przykład „Piwnica pod baranami”. Hale na kilka tysięcy ludzi to już nie jest kabaret. Zresztą, nigdy nie próbowałem być krytykiem kabaretowym i mówić ten kabaret jest dobry a ten zły. Krytykiem jest tylko publiczność, która nie znosi udawania i jak widzi, że ktoś udaje, że jest zabawny i ma słabe żarty to już drugi raz nie przyjdzie na jego występ.
Dlaczego w Polsce nie mamy takiego towaru eksportowego z dziedziny humoru jak choćby angielski Monty Python?
A.A.: Wydaje mi się, że taką rzeczą, która mogłaby zaistnieć w świecie był Kabaret Starszych Panów. Muzyka jaką stworzył Wasowski, jest grana teraz jako standardy jazzowe. Bogdan Hołownia, który nagrał płytę, gdzie gra melodie z Kabaretu Starszych Panów wysłał ją do Ameryki do swojego profesora, ten był przekonany, że to są jakieś światowe standardy jazzu, i gdyby nie to, że to powstało kilkadziesiąt lat temu to być może by to gdzieś zaistniało. Pozostaje oczywiście kwestia bariery językowej. Gdyby humor Mumio był przekładalny na inne języki, to moim zdaniem spokojnie mógłby funkcjonować na świecie. Takie zjawiska jak Woody Allen czy Monty Python zdarzają się raz na kilkadziesiąt lat, ale myślę, że u nas też się mogą przydarzyć. To jest też kwestia promocji. Monty Python powstał w publicznej telewizji BBC, która puściła na swojej antenie coś tak odlotowego. U nas nikt by się na taki krok nie odważył. Gdyby pojawiły się jakieś obrazoburcze teksty, to zaraz ktoś zacząłby protestować a program zostałby wycofany i schowany.
Wspomniał Pan o Mumio, które jest obecnie bardziej znany z telewizyjnych reklam niż z występów kabaretowych.
A.A.: Nie jest tak, że Mumio bardziej skupia się na reklamach, tylko jest to bardziej widoczne. Żeby zobaczyć ich występ, to trzeba na niego pojechać. Poznałem Mumio zanim zaczęli robić reklamy i wtedy mnie zachwycili. Wiem, że mieli problem z tymi reklamami, bo na ich występy zaczęły przychodzić osoby, które myślały ze ich program składa to dziesiątki takich krótkich skeczy i były zawiedzione, bo Mumio na scenie jest zupełnie inne niż w reklamie. Mumio pokazało że kabaret i reklama to nie są dwa oddzielne światy i że kabaret może dużo dać reklamie. Z tego co słyszałem, Plus, który udostępnił swoje łamy nie zarobił na tym wprost, a jedynie zrobił sobie markę. Nie było wzrostu sprzedaży, ale fajnie że się z tego nie wycofują. Mumio otworzyło rynek reklamy na poczucie humoru.
A czy zgodziłby się Pan na występ w reklamie?
A.A.: Gdybym miał na to jakiś oryginalny pomysł i gdybym miał pewną dowolność, że robię to, co mi pasuje, a oni to akceptują, to kto wie. Nie przypuszczam żeby to było możliwe, bo ani mnie nie ciągnie do takich krótkich form, ani nie wydaje mi się, że jakaś firma pomyśli, że na mojej twarzy można zarobić. Chyba że będzie to producent jakichś środków, które pokazują, że człowiek może się dobrze odżywiać.
Jak Pan myśli, czy telewizja pomaga, czy przeszkadza w karierze kabareciarza?
A.A.: Pomaga, wtedy, kiedy się to kontroluje. Sam się o tym przekonałem, gdy nagrałem piosenkę „Zabierzcie mi gitarę z wentylatorem i spryskiwaczem”. Wystąpiłem z nią w ośmiu programach telewizyjnych. Jak się zorientowałem, że to nie jest tak, że każdy program oglądają inni ludzie i że nie puszczą tego tylko raz, ale będą powtarzać, to z ośmiu występów zrobiło się trzydzieści. Ludzie zaczęli myśleć „ten facet ma jedną piosenkę, z którą wszędzie chodzi”. Od tego czasu nie robię takich rzeczy. Nadmiar szkodzi. Moim zdaniem teraz jest za dużo kabaretu w telewizji. No może wycinka kabaretu, bo w kółko puszczane są te same grupy, pokazywane w ten sam sposób. Nastąpił przesyt. Moim zdaniem teraz będą pokazywane kameralniejsze formy, a nie wielkie widowiska. Zaczną pojawiać się mniejsze, autorskie programy i to będzie przyszłość tego typu produkcji. Oby tak było.
Podobno kiedyś spotkał Pan się z opinią, że jest Pan śmieszny jak pies. Cieszy się Pan z takiej recenzji, czy to jest krzywdzące dla artysty?
A.A.: To prawda. Oczywiście że się cieszę. Jako miłośnik psów uważam, że to jeden z ciekawszych komplementów jakie w życiu usłyszałem. Chciałbym być też dobry jak pies, przystojny jak pies – no może nie każdej rasy. Ale nie wiem, co by powiedział pies, któremu by ktoś powiedział, że jest śmieszny jak Andrus. Może by się obraził, ale mam nadzieję, że któremuś psu takie porównanie by odpowiadało.
W wywiadzie dla magazynu „Malemen” wyczytałem, że jedna z Pańskich znajomych zakwalifikowała Pana do „pokolenia Wisławy Szymborskiej”. Jak Pan się z tym czuje?
A.A.: Strasznie mi się to spodobało. To Stefania Grodzieńska mnie tak zakwalifikowała, ale jak ona sama ma 96 lat, to ma prawo klasyfikować wszystkich młodych do jednego pokolenia.
(pełna treść wywiadu ukazała się w miesięczniku studenckim Pressja oraz na portalu Studentcafe.pl 29.04.2010)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz