Pomimo tego, że Kraków nie leży w Kalifornii, to pochodzący stamtąd zespół CF98 od lat tworzy czołówkę polskiej sceny melodyjnego, „amerykańskiego” punk rocka. Wydany w kwietniu 2010 roku album „Nic do stracenia” i masa koncertów w Polsce i za granicami potwierdza, że z roku na rok krakowianie są w coraz lepszej formie. Z wokalistką Karoliną Duszkiewicz, basistą Krzysztofem Kościelskim i gitarzystą Karolem Grelą rozmawiał Sylwester Zimon.
Fot. archiwum zespołu
Sylwester: Pierwsze pytanie adresuje do Karoliny. Niby najnowsza płyta nazywa się "Nic do stracenia", a jednak na zdjęciu we wkładce, gdzie chłopaki z zespołu pozują nago, nie poszłaś na całość. Czyżbyś jednak miała coś do stracenia?
Karolina Duszkiewicz: Chodzi o pewien stan, w którym jesteśmy jako zespół z taką, a nie inną przeszłością. To, że wiemy, kim jesteśmy i na czym stoimy. Pokazaliśmy światu to, co stworzyliśmy ryzykując, bo sam wiesz, że nasza nowa płyta to inna jakość. Nie każdy to przełknął, ale nie mamy zamiaru nikomu niczego udowadniać. Tak jak nie będę udowadniać, że moje cycki są okej (śmiech).
Dlaczego odeszliście od śpiewania po angielsku? Nie macie już nadziei na karierę międzynarodową czy są inne powody?
Karol Grela: Karolina napisała pierwszy tekst do "OK". Siadło, spodobało się i uznaliśmy, że tak będzie dobrze. W sprawie "kariery międzynarodowej" moje prywatne zdanie jest takie, że nasze życie codzienne jest największą barierą. Każdy z nas pracuje, grafiki i urlopy pięciu osób ciężko pogodzić, a wycieczki zagraniczne są czasochłonne. Graliśmy kilkakrotnie w sąsiednich krajach, gdzie zawsze jesteśmy przyjmowani z otwartymi rękami. Mimo tego na dzień dzisiejszy ojczyzna jest najważniejsza.
K.D.: Miło jest zobaczyć kawałek świata i poznać nowych ludzi. Ale jesteśmy stąd, mówimy po polsku i chcieliśmy tym razem zrobić coś bardziej dla siebie i dla ludzi z tego kraju. Mieliśmy nadzieję na lepszy odbiór ze strony słuchaczy. Myślę, że to się udało.
2010 rok jest moim zdaniem najważniejszy w Waszej karierze – nowa, najlepsza w Waszym dorobku płyta, występy w Jarocinie, na Coke Festival czy u boku Bad Religion i Billy Talent. Jakie są nastroje w zespole? Czujecie się spełnieni czy to dopiero początek ofensywy CF98?
Krzysztof Kościelski: Zdecydowanie początek! Cieszy nas to, że nie stoimy w miejscu i że jest coraz więcej ludzi, którzy nas znają.
K.G.: Przyjemnie się gra duże imprezy, gdzie wszystko jest tip-top. Jeżeli ta tendencja się utrzyma to morale w zespole będą wciąż rosły. Natomiast nie jest tak, że zapominamy o mniejszych imprezach. Ogólnie walczymy dalej na wszystkich frontach, bo jest nadal mnóstwo do zrobienia.
K.D.: To jest niesamowite przeżycie zagrać u boku takich zespołów i na takich festiwalach, ale nie można dać się zwariować i oderwać od rzeczywistości. Miłe jest to, co nas spotyka, ale mam też satysfakcję z tego, że na to zapracowaliśmy. Nic nie dzieje się bez powodu. Jeśli mówimy o spełnieniu, to czuję je od pierwszej próby z chłopakami w 2003 roku. Brzmi to patetycznie, ale życzę tego uczucia każdemu, kto jeszcze nie wie, do czego został stworzony.
Zastanawia mnie symbolika wielkiego kraba i muszelki na okładce „Nic do stracenia”. Możecie uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, jaką to ma wymowę?
K.G.: Symbolika jest prosta – my, czyli zespół w postaci chłopca z drewnianym mieczem, kontra całe wszytko, z czym walczymy, jako muzycy i ludzie w codziennym życiu. W tej roli wystąpił wielki krab. Walka jest ciężka i nierówna, ale co mamy do stracenia?
K.D.: A muszelka ma jedynie wartość wizualną (śmiech).
Właśnie. W Waszych tekstach często pojawia się motyw walki. O co walczy CF98, oprócz dostępu Krakowa do morza?
K.D.: Morze odpuszczamy. Wystarczy nam większa ilość słońca.
Recenzja „Nic do stracenia” ukazała się w bardzo młodzieżowym magazynie „Popcorn”. Cieszy Was to czy przeraża?
K.G.: Tak szczerze, dla mnie to obojętne. Jak dzieciak wpadnie na nasz koncert, bo przeczytał recenzję w „Popcornie” i przez to zacznie słuchać rocka innego niż ten z „High school musical” to będę zadowolony.
K.D.: Nawet tak ryzykowna próba dotarcia do kilku dzieciaków jest do przyjęcia.
K.K.: A mnie to cieszy.
Co jest największym sukcesem w historii CF98?
K.K.: Ogrom koncertów, które udało nam się zagrać. Tutaj ukłon dla wszystkich, którzy nam w tym pomogli.
K.D.: Fakt, że wciąż trzymamy się razem i że tworzymy coś z niczego.
K.G.: To, że Alek (założyciel zespołu – przyp. S.Z.) kiedyś do mnie zadzwonił i zwerbował mnie na gitarę do tego bandu (śmiech).
(Wywiad ukazał się w miesięczniku studenckim Pressja - 11.2010)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz