Najchętniej czytane, czyli TOP 10 tekstów z 2016 roku

Pisałem już o płytach, które wywarły na mnie największe wrażenie w 2016 roku więc teraz pora na Was i teksty, które spodobały się Wam najbardziej. Oto 10 wpisów z 2016 roku, które odnotowały największą liczbę odsłon. Klikając w tytuł zostaniesz przeniesiony do artykułu.

1. Recenzja: Castet „Twardsi niż najtwardsza garda”

Hard-core nie musi być śmiertelnie poważny. Od lat udowadniają to śląscy piewcy kwadracioka z grupy Castet. Muzycznie czwarta płyta Casteta jest tak samo dobra jak wszystkie poprzednie. Castet to przede wszystkim punkowa publicystyka w wykonaniu Fakira a z jej poziomu miłośnicy prostych, aczkolwiek trafionych w punkt, opowiastek z krainy hard-core’a będą na pewno zadowoleni.



Pierwszy podkarpacki akcent i drugie miejsce na pudle. Get Break od lat utrzymuje jarosławskiego rock’n’rolla przy życiu, a „Loco motywy” to jak dotąd najlepsza płyta tej przemiłej ekipy. Minęło już sporo czasu od premiery krążka, lecz wciąż zdarza mi się nucić „Entropię” przy pracy. Doszły mnie słuchy, że Get Break pracuje nad nowym materiałem. Czy zdążą wydać go w 2017 roku? Zobaczymy.



Drugi podkarpacki akcent. Tym razem Strzyżów i hard-rockowa grupa rekonstrukcyjna Steel Velvet. Nagrany w studiu koncertowym Radia Rzeszów album „Live” to sympatyczna, dobrze brzmiąca koncertówka z przekrojowym materiałym Steel Velvet. Premier nie ma, ale na płycie znalazło się miejsce na kilka coverów klasyków gatunku. Nie podoba ci się nowe Bon Jovi? Nie marudź i posłuchaj koncertowego Steel Velvet.



Trochę wyszedł ze mnie zrzędliwy dziad przy tej recenzji, ale dalej trzymam się swego zdania. Może niepotrzebnie się spinam, bo „Spam” dzielnie trzyma Sex Bombową średnią. No cóż… Zespołowi stuknęło niedawno XXX-lecie działalności scenicznej i z tego powodu pozostaje mi życzyć im tylko wszystkiego dobrego i nie zbaczania już z tej drogi, której trzymają się od kilku płyt.



Nie wiesz co pić w karnawale, żeby dalej trzymać rock’n’rollowy fason? Łap ten ranking i leć do sklepu z browarami regionalnymi. Proszę bardzo. Nie ma za co. Smacznego.



Big Cyc wrócił do polityki. „Czarne słońce narodu” to zaskakująco poważna i na pewno ważna płyta w dyskografii zespołu. Big Cyc pokazał, że mimo komercyjnych sukcesów nie zgnuśniał i wciąż trzyma się poglądów, które przyświecały muzykom od samego początku. Choć „Czarne słońce narodu” nie jest wylęgarnią hitów, to dobrze, że taki album się ukazał. No cóż, dobra zmiana ma jakieś plusy.



To był pechowy Open’er i nieszczęśliwy zbieg fatalnych okoliczności. Mimo wszystko udało mi się jednak co nieco z festiwalu zaliczyć i wspominam go ciepło. Pomimo całej tej wielkomiejsko-hipsterskiej otoczki.



W 2016 roku podzieliłem relację z Czad Festiwalu w Straszęcinie na poszczególne dni. Działo się dużo, było ciekawie, choć do perfekcji innych dużych festiwali jeszcze brakuje. Nie wiem czemu, akurat ten dzień był tak poczytny, mimo niezbyt mocnego line-upu. To na pewno kwestia strategów z Myslovitz. Matko bosko, jak oni teraz grają… W tym roku Czad Festiwal szykuje jeszcze grubszą ofensywę. 5 scen, 5 dni koncertowych, 5 headlinerów, więcej splendoru. Na razie nie ma żadnych konkretów, ale czekam na nie z niecierpliwością.



Testera Gier polubiłem od pierwszego przesłuchania. Mentalnie to podobna historia jak Castet, za to muzycznie na „Muzyce przeciwko przeglądom muzycznym” króluje crossover, szybkie tempa, bezkompromisowe darcie ryja i równie bezkompromisowe teksty. Lubię takie granie, a „Wypierdalam na Hawaje” to jak dla mnie przebój lata 2016.



Muzyczny towar eksportowy Podkarpacia w tym roku zaliczył bardzo mocny viralowy strzał związany z pewną policyjną Alfą. Motoryzacyjnego szlagieru zabrakło na trzeciej płycie chłopaków, ale materiał zawarty na „Theatro ridiculous” podoba się nawet mojemu kotu.


Dziękuję za zainteresowanie! 2017 - lecimy tutaj!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz