Spotkanie z ciekawym człowiekiem — Piotr Pawłowski „Dzienniki basowe” || recenzja
To nie ludzie, to zwierzęta! - Moron’s Morons „Looking for danger” || recenzja
Co tu się wydarzyło… Młodzi ludzie bez punkowej siwizny na skroniach, a zamiast ubogiego hip-hopu i obnoszenia się w markowych dresach wyglądają jak obłąkani artyści z Nowego Jorku grając przy tym rock’n’rolla tak jakby XXI wiek w ogóle nie nastąpił, a świat zakończył się wybuchem kokainowej bomby atomowej w 1979 roku. Broń boże, żadni z nich hipisi. Ekipa czerpie garściami z dorobku Dead Boys i tym podobnych składów. Jest głośno, brudno, hałaśliwie i dramatycznie ekspresyjnie. Pisząc o ich poprzedniej EPce wspomniałem, że to idealny podkład do pląsania jak pojebany i synchronicznego oblewania się whisky po rozchełstanej koszuli. W przypadku pełnowymiarowej płyty mogę do pełni obrazu dodać, że robimy to o czwartej nad ranem, z obłędnym wzorkiem i w samych gaciach, które założyliśmy na lewą stronę tydzień temu. Opcjonalnie możemy wykrzykiwać jeszcze „roock’n’rooool” na balkonie.