Recenzja: Paihivo "Diferent stajl" - porcja porządnego reggae

"Diferent stajl" Paihivo to kolejna tegoroczna nowość ze stajni Lou & Rocked Boys. Zaprawiona w bojach ekipa ze Zgorzelca wraca z piątym, a zarazem drugim oficjalnie wydanym, krążkiem naładowanym 60 minutami pozytywnej muzyki w stylu Paprika Korps i starych polskich zespołów reggae. Pewną ciekawostką jest gościnny udział niemieckojęzycznego KingDrallingera. Recenzję płyty znajdziecie na portalu irka.com.pl.


Recenzja: WC "Punk jest niemodny"? I co z tego?

Czy punk jest niemodny? Na pewno załoga WC pamięta czasy, kiedy punk był bardzo modny. Choćby pierwszy okres działalności grupy, przypadający na lata 80-te, gdy punk rock wdarł się na polską scenę. Czy początek lat 90. i jego boom na tzw. punko polo, gdy WC zaliczyło swój oficjalny debiut na kasecie wydanej przez osławiony Silverton. Punk rock na pewno nie jest już tak modny jak wtedy i pewnie nigdy już nie będzie, ale WC zdaje się tym nie przejmować i wciąż łoi punk rocka przeniesionego żywcem z ubiegłego wieku.
Główna różnica to przede wszystkim brzmienie. Kiedyś punk rockowe płyty, a raczej kasety czy winyle, nie brzmiały tak nowocześnie. Poza tym i bardziej aktualnymi tekstami na „Punk jest niemodny” wszystko zostało po staremu. 25 minut punk rockowego czasu, bez zwolnień i zbędnych ozdobników. Krótkie, mocne numery, dosadne i zbuntowane teksty oraz prosty, zdarty wokal wsparty mocnymi chórkami to podstawa wszystkich zawartych na krążku numerów. Młodzież zasłuchana w Rise Against czy Billy Talent może być nieco zmieszana takim graniem, ale to do cholery jest właśnie punk.
Miejscami WC kojarzy się z późniejszymi dokonaniami Sedesu (cóż za zbieżność nazw…), ale mimo wizerunku grupy Młodego nie należy tego odbierać jako krytykę. „Wróg publiczny numer 1” czy „Pracujesz-produkujesz” brzmią jak dobry, punk rockowy Sedes. Może to kwestia podobnej barwy głosu wokalistów?
Numery WC są proste, ale nie prostackie. Mimo osadzenia w jednym stylu na „Punk jest niemodny” jest pewna różnorodność. Przykładowo, otwierający album „Wykluczony” to porządny hard-core punkowy kopniak, „Old punks never die” to klasyczny punkowy hicior, a zamykający album, lekko jazzujący „Zdyscyplinowany człowiek”, nawiązuje do dokonań Dead Kennedys.
Teksty WC dobrze wpisują się w stary punkowy klimatu, choćby „Zagłada” – przecież to kawałek z nurtu „śpiewamy o wyścigu zbrojeń”, kiedyś to była podstawa J Młodsi słuchacze mogą nie wiedzieć, co to jest „papa”, ale WC nie zatrzymali się w XX wieku, czego dowodem jest „Obciach”, w którym pojawia się wers o obciachowych fotkach nastolatek na facebooku.
Do jednego muszę się przeczepić. Solówka w coverze Karin StanekSobota to mój dzień” – miało być pewnie dowcipnie i na luzie, a wypadło wyjątkowo słabo. W takim rock’n’rollowym numerze Skoda mógł posadzić takie solo, że Euroboy z Turbonegro by się speszył i wciąż by było punk rockowo, a to, co zostało zupełnie do mnie nie trafia...
Oprócz studyjnej płyty, jako bonus do „Punk jest niemodny” dołączono drugi krążek z zapisem koncertu WC z festiwalu Rock Na Bagnie z 2010 roku. Mamy tu klasyki grupy jak „Nie chcę jeszcze umierać” czy „Łazienka”, ale co ciekawe znalazły się też numery z nowej płyty w zmienionych aranżacjach. No i nawet cover Motorhead się tu znalazł.
Całość zapakowano w żartobliwą oprawę idealnie komponującą się z nazwą zespołu. Takie proste, a takie fajne.
Punk jest niemodny” mogę polecić wszystkim spragnionym starego, punk rockowego klimatu rodem z lat 90. ubiegłego wieku.

WC „Punk jest niemodny”, Jimmy Jazz, Listopad 2012

Recenzja: Carrion Crow "Ecdysis" - eklektyczny metal

Dobrych parę lat temu Rzeszów był miastem z mocną metalową sceną, a ilość działających na niej kapel była imponująca. Niestety taki stan rzeczy pamięta już nieco, hm, starsza młodzież, a młodych zespołów nie ma już tak wiele. Jednym z nich jest grający eklektyczny metal Carrion Crow, który niedawno własnym sumptem wydał swój debiutancki krążek „Ecdysis”.
 
 
Muszę przyznać, że płyta Carrionów mocno mnie zaskoczyła. Nie jest to grupa jakich wiele. Przez twórczość Carrion Crow przewijają się niemal wszystkie odmiany metalu, a liczba i rozrzut gatunkowy zespołów, którymi zainspirowane są poszczególne utwory przyprawia o zawrót głowy. Jakby to wytłumaczyć… weźmy zespół, który gra death metal przypominający ostatnie płyty Behemotha. Dodajmy do niego masę akustycznych wstawek niczym z „BalladKata. Dołóżmy nieco trash metalowej przebojowości z grup takich jak stara Metallica czy Testament oraz szczyptę heavy metalowej melodyjności Rhapsody i Manowara. Polejmy całość sosem doprawionym przez Daniego z Cradle Of Filth i wyjdzie nam z tego „EcdysisCarrion Crow. Brzmi to jak karkołomne połączenie, ale całość wypada zaskakująco dobrze.

Kompozycje zawarte na „Ecdysis” są misternie poskładane z wielu różnorodnych klocków. Podstawą zawsze jest death metalowy czad i klimatyczne wstawki gitary akustycznej. Dzieję się tutaj naprawdę dużo, chociaż niekiedy mam wrażenie że zbyt dużo. „Ecdysis” to mocny debiut ale ma też parę wad. Wspomniane rozbudowanie kompozycji nie zawsze jest dobrym pomysłem. Cała płyta trwa niemal 60 minut – sporo jak na debiutancki krążek i współczesne standardy. Pewne fragmenty płyty można by z powodzeniem okroić, choćby pierwsze 20 sekund „Parallel universe” z motywem nawiązującym do twórczości Manowar, lub pierwsze 40 sekund „Infidel”. Gdyby je obciąć kawałki brzmiałyby spójniej i niczego istotnego by nie straciły. Pasowałoby nieco okiełznać te nazbyt rozbudowane aranżacje i skupić się na konkrecie i mocnym uderzeniu.
 
Nie udałoby się stworzyć takich utworów, gdyby nie solidny muzyczny warsztat. Jedynie partie gitary basowej nie porywają, za to wstawki akustyków są wyjątkowo udane.
 
Carrion Crow to jeden z najciekawszych metalowych zespołów, jakie ostatnio słyszałem. Pomysłowa muzyka z klimatem zagrana na wysokim poziomie. Debiut jak najbardziej udany. Szkoda tylko, że zabrakło książeczki z tekstami, bo z liryków Carrion Crow wpadło mi w ucho wyłącznie „mysterious magical powers”, co owszem daje pewien obraz co do tekstów zespołu, ale w dalszym ciągu nie wiem czy po przesłuchaniu „Ecdydis” nie powinienem się wyspowiadać ;)
 
Carrion Crow „Ecdysis”, wyd. Carrion Crow, Styczeń 2013

Recenzja: Troty "Troty" - folkowa ekipa z Rzeszowa

Rzeszowskie Troty to jeden z nowszych zespołów, które pojawiły się na podkarpackiej scenie, a już zdążył nieźle namieszać i wydać swój debiutancki album. Trudno mi sobie przypomnieć, jaki zespół w regionie grał w podobnym stylu, bo Troty grają folk, ale nie taki z cepelii tylko mocno garażową wersję tego gatunku. Zresztą, gdyby nie folkowe instrumentarium jak mandolina, banjo, whistle, kazoo i bodhran to Troty grałyby rocka.
Mam pewien kłopot z folkowym graniem. Na żywo taka muzyka zawsze wypada o niebo lepiej, bo nawet jeśli na co dzień słuchamy death metalu, to gdzieś tam głęboko pod skórą w naszej polskiej mentalności mamy zakorzeniony sentyment do prostoty, poleczki i ludyczności. Ale na płycie to co innego, bo jak odbieramy twórczość jedynie słuchem to folk ze względu na swoją prostotę ma pod górkę. Mimo tego, Trotów słucha się całkiem przyjemnie. Może to zasługa tego, że w składzie zespołu udzielają się muzycy znani z udziału w alternatywnych rockowych grupach jak pop-punkowy Pets Revenge, punkowy Schnellzug czy grający rockabilly The Jet-Sons – pewnie stąd bierze się żywiołowość i zadziorność muzyki Trotów, bo jak pisałem, ich twórczość nie jest przykładem podręcznikowego folkloru. W utworach Trotów sporo pojawia się zagrywek typowych dla irlandzkiego i celtyckiego folku, ale większość numerów oparta jest na typowo rockowych patentach wspartych mocnym damskim wokalem. Cały album zawiera 10 kawałków, lecz trwa zaledwie 26 minut, więc nie ma tutaj nostalgicznych, rozdzierających zaśpiewów znanych choćby z Kapeli Ze Wsi Warszawa czy Haydamaków. Na „Trotach” mamy konkret, energię i żywioł. Co zaskakujące najdłuższy numer na płycie to otwierające album instrumentalne intro, które spokojnie można by nieco skrócić.
Teksty Trotów są jak najbardziej współczesne, choć nieco stylizowane językowo na ludowe. Są za to wyjątkowo ludyczne i miejscami nieco rubaszne – seks, przemoc, imprezy i motywy zwierzęce – tak w skrócie można by je streścić. Nad ich przekazem, czuwał tajemniczy cenzor, który wszystkie dosadniejsze sformułowania tuszował dźwiękiem tłoczonego szkła. Dziwny to zabieg, a cenzor wyjątkowo gorliwy gdyż sformułowanie „jak pies sukę”, pomimo tego, że wulgarne nie jest, także zostało okrojone.
Płyta „Troty” jest nagrodą, którą Troty otrzymały w Przeglądzie Muzyki Folkowej Eurogalicja we wrześniu 2012 roku. Album wydano skromnie, aczkolwiek elegancko, w formie kolorowego digipaku, z okładką okraszoną karykaturami muzyków. Brakuje książeczki z tekstami, ale ogólnie rzecz ujmując, debiut Trotów wypadł bardzo przyzwoicie.

Troty „Troty” Eurogalicja, Luty 2013