10 płyt, które zrobiły mi 2018 rok

Nadeszła tradycyjna pora podsumowań, a więc przed Wami 10 płyt, które zrobiły mi nie tylko dzień, ale cały 2018 roku. Brałem pod uwagę i najmocniejsze wrażenia i największe zaskoczenie, ale przede wszystkim płyty, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Czy to będą kamienie milowe wspominane po latach, jako klasyka gatunku? W jednym przypadku na pewno. Uwaga, kolejność alfabetyczna!



Wszystko na raz — Lazy Class „Interesting times” || recenzja

Po wydaniu dwóch EPek, winylowego singla, splitu z lubelskim Max Cady i płyty z zebranym materiałem z singli, składanek i wspomnianych płyt, na której znalazło się aż 18 numerów pora w końcu zadebiutować w klasyczny sposób. „Interesting times” jest więc szóstym wydawnictwem z logo Lazy Class na okładce, ale za to pierwszym oficjalnym LP. Ciekawa sytuacja, ale pokazuje to pewien rozmach i bardzo owocny styl pracy uprawiany przez ten zespół. Należy przy tym dodać, że jeden ze śpiewających gitarzystów Eryk tworzy i wydaje muzykę w debiutującym ostatnio Pleasure Trap, drugi gitarzysto-wokalista Wiktor udziela się w Negative Vibes, które również właśnie wypuściło swój debiut, a perkusista Radek gra między innymi w Limp Blitzkrieg, który to band też wydał longa w tym roku. Ekipa Lazy Class to bez dwóch zdań stachanowcy polskiego punk rocka. Pytanie jest jednak takie, czy można tworzyć tak dużo różnorodnej punkowej muzyki i przy okazji trzymać dobry poziom? Okazuje się, że tak.


Sentymenty z krainy punkowego komiksu — Krzysztof ‚Prosiak’ Owedyk „Blixa i Żorżeta” || recenzja

Kiedyś to było! Nie było memów, bo nie było powszechnego dostępu do internetu, a mimo tego były treści, które każdy szanujący się załogant doskonale znał. Cały „lol content” krążył w obiegu analogowym, a w środowisku punkowym rządzili przede wszystkim Pała i Prosiak, którzy zastępowali rysunkowych publicystów typu Andrzej Rysuje. Z tą różnicą, że za temat przewodni wzięli sobie historie związane ze sceną punkową. Prosiak w zinie „Prosiacek” prezentował ten bardziej „inteligencki” sposób patrzenia na świat niż Pała, którego „Przygody braci Kowalskich” i „Zakazany owoc” to rzeczy równie kultowe, ale utrzymane w zupełnie innym stylu. Pała walił prosto w ryj i te ostre, wulgarne żarty, połączone z iście hard-core’ową kreską to było coś ocierającego się o kontrowersje do dzisiaj :D Dla tych, którzy przed laty zaczytywali się w komiksach Prosiaka wydawnictwo Kultura Gniewu przygotowała idealny prezent — pierwsze zbiorcze i kompletne wydanie pionierskich polskich punkowych pasków komiksowych z przygodami zakochanych załogantów — „Blixy i Żorżety”.


Rockowy przegląd whisky

Klasycy niemieckiego rocka, zespół Scorpions, połączył siły z uznaną szwedzką destylarnią Mackmyra, znaną między innymi z whisky wyprodukowanej dla Motorhead. Efektem nawiązanej współpracy jest premiera trunku Scorpions Rock´n Roll Star Single Malt Whisky Cherry Cask. Od listopada 2018 roku trunek dostępny jest też w Polsce. Taka premiera to dobra okazja do przyglądnięcia się powiązaniom między whisky a sceną rockową, bo Scorpions i Motorhead to nie jedyne zespoły, które mogą pochwalić się swoją sygnowaną łychą.



W mordę i o glebę — Hell Nation Army „Anthems for the misanthropic” || recenzja

Ojciec kolegi z osiedla za dzieciaka częstował nas wieloma cennymi radami. A że pracował w ochronie to życie znał. Jedną z tych złotych myśli była najbardziej skuteczna, w jego mniemaniu, taktyka defensywno-ofensywna zwana „w mordę i o glebę”. Wydaje mi się, że podobną strategię zastosowała wywodząca się z Berlina załoga Hell Nation Army, bo ich najnowsza epka „Anthems for the misanthropic” to konkretny cios, który rzuci na glebę miłośników klasycznego miksu punk-rocka z brudnym rock’n’rollem.



Tribute to Big Cyc — „30 lat z wariatami” || recenzja

Big Cyc wydał już kilka składanek typu „the best of”, koncertowe DVD z Przystanku Woodstock i płytę z coverami zespołów alternatywnych z lat 80., na którym znalazła się między innymi Big Cycowa wersja klasyka Celi Nr 3. Parę lat temu ukazała się też książka o historii zespołu, a ostatnio wydano komiks i biografię Krzysztofa Skiby. Co więc można zrobić na tak ważną okazję jak trzydziestolecie działalności scenicznej? Z wachlarza możliwości została już chyba tylko płyta typu tribute to. No i proszę oto jest. „30 lat z wariatami” to napakowane po brzegi dwa krążki, na których z numerami Big Cyca zmierzyli się zarówno starsi reprezentanci polskiej sceny muzycznej jak Kobranocka, Sztywny Pal Azji, Bakshish, Farben Lehre, Wilki czy… De Mono, jak i nieco młodsze stażem grupy jak Dr Misio, Cyrk Deriglasoff, Kabanos, Nocny Kochanek, Enej czy Poparzeni Kawą Trzy. Generalnie numerów jest aż 39, co z jednej strony robi duże wrażenie, a z drugiej sprawia, że ciężko łyknąć tak obszerny materiał za jednym zamachem.


O miłości do muzyki, Bieszczad, dziewczyn i imprez — Andrzej Dumkiewicz „Siczka KSU — Mój świat” || Recenzja

Niektórzy fani punk-rocka pewnie mogą się dzisiaj wstydzić tego typu deklaracji, ale dla mnie KSU od zawsze było bardzo istotnym zespołem. Jednym z powodów jest oczywiście to, że jestem z Podkarpacia, a to niestety jedyny zespół z naszego regionu, który przebił się do ogólnopolskiej świadomości i faktycznie nadal koncertuje — choć jak pod koniec lat 90. byłem zafascynowanym punk rockiem dzieciakiem to zespół aktywny nie był. Zastanawiałem się wtedy, czy legenda Ustrzyk kiedykolwiek powróci i uda mi się zobaczyć Siczkę na żywo. No i udało się. KSU był też zespołem, który sprawił, że zainteresowałem się gitarami. Pamiętam jak dziś, jak wracając z podstawówki katowałem na walkmanie „Pod prąd” i idąc ulicą udawałem, że gram na niewidzialnym wiośle. Pewnie wyglądałem jak debil, ale gitarę opanowałem przez lata lepiej niż mój ówczesny gitarowy idol :) Przyznam się też bez bicia, że ciągle lubię ten ich nostalgiczno-bieszczadzki klimat i do dzisiaj śledzę, co tam słychać w Ustrzykach. A w tym roku KSU stuknęło 40 lat i z tej wyjątkowej okazji na rynek trafiła książka „Mój świat” czyli wywiad rzeka z Gienkiem Siczką Olejarczykiem, który przeprowadził Andrzej „Delfin” Dumkiewicz — sąsiad, kumpel Siczki i fan KSU.



Z szacunkiem do fryzjerstwa — Adam Szulc „Fryzjer męski” || recenzja

Tego jeszcze nie było, żebym recenzował na blogu książkę z poradami dla fryzjerów. Jeśli jednak spojrzymy na tę sytuację szerzej, nie sposób nie zauważyć wracających na ulice miast barber shopów, czyli tych najbardziej męskich salonów fryzjerskich, a także coraz częstszych połączeń sceny muzycznej ze „sceną” fryzjerską — popatrzmy na Delmę z CF98 i jego Butter Cut w Krakowie czy Nergala z Behemotha i Barberian, który znajdziemy w Gdańsku i Warszawie. Nawet śląscy publicyści z grupy Castet w numerze „Barber core” odnieśli się do tego zjawiska. Widać, że coś jest na rzeczy. Ale to wszystko to świeże oznaki powracającego w ostatniej dekadzie trendu, a fryzjerskim rzemiosłem od przeszło 30 lat zajmuje się Adam Szulc, autor książki „Fryzjer męski”, działający w Poznaniu barber i propagator klasycznego fryzjerstwa męskiego, a także perkusista hard-core’owej sratight-edgowej ekipy Cymeon X. W tym kontekście po prostu nie było możliwości, żebym nie napisał o jego nowej książce.


Horror na Podkarpaciu — Hrabia „Cmentarna miłość” || recenzja

Horror punk to w Polsce bardzo wąska nisza. Gdyby zapytać statystycznego punkowca, jaki polski horror-punkowy zespół kojarzy to być może wymieniłby 666 Aniołów. Ale co dalej? Zresztą globalnie oprócz Misfits pewnie też niektórzy mieliby z tym kłopot. W mojej płytotece z tego gatunku znalazłbym jeszcze japońskiego Balzaca, ale to wcale nie oznacza, że w tym gatunku nic nowego się nie dzieje. A dzieje się i to nawet na Podkarpaciu. Gatunek wskrzesza wywodząca się z Brzozowa ekipa Hrabia. Zresztą Brzozów to polskie zagłębie horror-punka bo obok Hrabiego funkcjonuje tam również Gatlin.



Coming out — Bandog „Way to disorder” || recenzja

Z tą płytą wiąże się mało fajna historia. Kiedy w sieci pojawiła się informacja o odgrzebanym z archiwów premierowym materiale krakowskiego Bandoga czuć było spore rozemocjonowanie. Wszyscy pamiętający lata 90., gdy Bandog wydał rewolucyjne jak na tamte czasy płyty „Bandog” i „Gangska”, czekali na ten album z wypiekami na twarzy. A tu nagle po dwudziestu latach przerwy pojawia się nowy materiał i sytuacja robi się niezręczna. Owszem Bandog wrócił, ale wrócił z kawałkami, których przekaz dla wielu starych i potencjalnych fanów będzie trudny do zaakceptowania.


Punk’n’rollowy ryś amerykański — Bobcat „Just a scratch” || recenzja

Jakiś czas temu cała Polska emocjonowała się pytonem tygrysim grasującym w okolicach Warszawy, lecz cała ta sytuacja to tylko zasłona dymna mająca odwrócić uwagę od zbliżającego się zagrożenia ze strony drapieżnej załogi Bobcat. A zaprezentowany na debiutanckiej EPce „Just a scratch” atak puszystą kocią łapą jest zaskakująco mocny i… przyjemny.



Płocki komentarz do bieżących wydarzeń — Farben Lehre „Stacja wolność” || recenzja

Wojtek Wojda się wkurzył. Po sześciu latach przerwy Farben Lehre wraca z nowym materiałem, na którym ewidentnie słychać, że przez ten czas ekipa z Płocka podlewała ziarenka gniewu i niezadowolenia, które wykiełkowały w 15 premierowych numerach. Myślą przewodnią „Stacji wolność” jest krytyka obecnego porządku politycznego w Polsce. Hmmm, brzmi to całkiem… punkowo — i taki w większości jest też ten album. Proste gitarowe numery, rozpędzona perkusja i podane wprost teksty, w których od czasu do czasu trafimy na soczysty wulgaryzm. Gdyby nie kilka wstawek z typowym dla Farben Lehre punky-reggae-live stylu to byłby to chyba jeden z ostrzejszych materiałów w dyskografii zespołu.


Gorzkie zakończenie historii barda Czerniakowa — Stanisław Grzesiuk „Na marginesie życia” || recenzja

O ile czytając obozowe wspomnienia Stanisława Grzesiuka od początku wiemy, że wszystko zakończy się dobrze, to od pierwszej strony „Na marginesie życia” wiadomo, że w tym przypadku szczęśliwego zakończenia nie będzie.


Mniej gainu i więcej punk’n’rolla — Poison Heart || wywiad

O bardzo dobrej nowej płycie warszawskiego Poison Heart pisałem już tutaj (klik tutaj), więc nadszedł najwyższy czas, żeby podpytać chłopaków o zakulisowe sprawy związane z „Heart of black city”. Na pytania odpowiadali: wokalista zwany Eltonem i obsługujący gitarę solową Paweł.


Co warto zobaczyć: MOCAK w Krakowie

Kraków kojarzy się z kilkoma oczywistymi elementami: Wawel, smok, rynek, smog, maczety, zagraniczni turyści… ale do zaoferowania ma znacznie więcej! Jedną z tych bardziej świeżych atrakcji Krakowa jest muzeum sztuki współczesnej MOCAK, które choć funkcjonuje od maja 2011 roku, to odwiedziłem je dopiero teraz. Przyznam, że to trochę wina moich luk w wiedzy o współczesnym Krakowie, więc nie bądźcie tacy jak ja i wpiszcie MOCAK na listę „to do” podczas wizyty w stolicy małopolski.


Tak się robi rock’n’rolla — Poison Heart „Heart of black city” || recenzja

Lubię takie płyty. Włączasz, zaczyna się pierwszy numer i już po kilkunastu sekundach wiesz, że masz do czynienia z rzetelnym, dobrze zagranym punk’n’rollem bez grama ściemy. W sumie to mógłbym dodać w tym miejscu, że polecam i zakończyć temat, ale nie byłbym sobą, gdybym się trochę więcej nie powymądrzał.


Czytaj bracie, chuliganie — Stanisław Grzesiuk „Boso ale w ostrogach” || recenzja

Można żartować, że Stanisław Grzesiuk i jego piosenki warszawskiej ulicy to podwaliny polskiej sceny street punk, ale po przeczytaniu „Boso ale w ostrogach” wychodzi na to, że wcale nie są to żarty a szczera prawda.



Co tam Panie w Cieszanowie? — Cieszanów Rock Festiwal 2018 || dzień trzeci

W tym roku Czadu nie ma, więc festiwalowe zasoby Podkarpacia zmniejszyły się o 50%. Na placu boju ostał się Cieszanów Rock Festiwal, w ostatniej chwili wzmocniony Czadowym headlinerem w postaci Gogol Bordello. Dawno mnie w Cieszanowie nie było, festiwalowe koszulki przypomniały mi, że ostatnio w 2015 roku przy okazji swojego koncertu. Warto więc sprawdzić, jak sytuacja wygląda obecnie. Zahaczyłem więc o trzeci, przedostatni dzień festiwalu.



Punkowe sentymenty — Ga Ga „Rebelia” || recenzja

Wspominkowy trend na polskiej punk rockowej scenie nie słabnie. Coraz bardziej nietypowe składy ogłaszają reaktywację, a winylowy renesans przyczynia się do rosnącej liczby reedycji. Ale oprócz tych wszystkich mniej lub bardziej ciekawych come-backów mamy też grupy, które działały praktycznie nieprzerwanie i ciężko posądzać je o korzystanie z kombatanckiej koniunktury. I tu właśnie pojawia się Ga Ga, od lat dowodzona przez charyzmatycznego Smalca (bardzo rzadko używam słowa charyzmatyczny, ale tutaj ono pasuje), która po 25 latach od wydania swojej debiutanckiej płyty „Rebelia” wznawia album na winylu i po raz pierwszy na CD.



Żółty koń na kowbojskim szlaku — Yellow Horse „Lost trail” || recenzja

Usłyszałeś Taconafide i zastanawiasz się, co do jasnej cholery stało się ze współczesną muzyką? Antidotum na tego typu nowomodne granie znajdziesz u podkarpackiej ekipy Yellow Horse, po której muzyczne trendy spływają jak po woda po koniu. No chyba, że do nowinek zaliczamy Lynyrd Skynyrd.

Brud, smród, ubóstwo i rock’n’roll — Moron’s Morons „Indecent exposure” || recenzja

Na debiutanckiej, winylowej EPce warszawskiego Moron’s Morons nie ma nic innowacyjnego. Bo i po co? Brudny rock’n’roll rodem z czasów, gdy w Nowym Jorku kładziono podwaliny pod punk rocka to żadna nowość. A do tego to nonszalanckie podejście do techniki gry. To nie przypadek, że płytę wydała amerykańska wytwórnia Slovenly Recordings. Slovenly w tłumaczeniu na nasze oznacza „niechlujny”, a ten warunek Moronsi spełniają muzycznie w bardzo wysokim stopniu. Czy to źle? W tym wypadku absolutnie nie.


Kazik + Zdunek Ensemble „Warhead” — zdzieranie rdzy z punkowych klasyków | Recenzja

Kazik Staszewski chyba pozazdrościł Wojtkowi Mazolewskiemu projektu Punk Freud i wraz z ekipą nie tylko Kultowych muzyków z Januszem Zdunkiem na czele sięgnął do swoich młodzieńczych inspiracji. Na tapecie wylądowały klasyczne kawałki angielskiego punk rocka, nowej fali i ska. „Warhead” to hołd dla korzeni, z których później wyrósł Kult i można powiedzieć, że to hołd całkiem udany.


Kasetowy renesans # 2 — powrót nośnika z perspektywy muzyków

W lutym wypuściłem artykuł o powrocie kasety magnetofonowej (klik tutaj) i od tego czasu mam wrażenie, że kasetowych premier jest coraz więcej i więcej. Zwłaszcza na scenie hard-core, gdzie premierowy materiał wydany na kasecie jest ostatnio równie ważny jak nieograniczony dostęp do gazowanego yerba mate, choć także w klimatach metalowej ekstremy miłośników kaset nie brakuje. Może ciężka muzyka lepiej/wiarygodniej brzmi na kasecie? O powody wydawania swojej twórczości na kasecie zapytałem samych zainteresowanych — czyli zespoły, które w ostatnim czasie wypuściły swoje taśmy.



„Please kill me” — książka, którą trzeba znać | Recenzja

Jeśli kochasz punk rocka i kochasz rock’n’rolla to po prostu musisz przeczytać tę książkę. I tak naprawdę to na tym zdaniu mógłbym zakończyć swoją recenzję, ale z poczucia obowiązku wypada jakoś tę opinię uzasadnić.



Blade Loki „Nie mów nikomu” — nowe, stare oblicze || recenzja

Są zespoły, które gdyby śpiewały po angielsku straciłyby swój charakterystyczny urok. I tutaj, odkładając na bok wszelkie sympatie i antypatie, możemy wymienić Pidżamę Porno czy pięćset projektów Kazika Staszewskiego, w których polskojęzyczny tekst odnoszący się bezpośrednio do naszych rodzimych realiów jest nie do zastąpienia. Są również zespoły, którym twórczość w języku angielskim tylko by pomogła. No i w tej grupie plasują się właśnie Blade Loki. Bardzo porządny technicznie zespół, do którego twórczości lirycznej od wielu, wielu lat kompletnie nie mogę się przekonać. Nie zmienia to faktu, że muzycznie kapela broni się elegancko i tak też jest na nowej płycie pod wszystko mówiącym tytułem „Nie mów nikomu”. Płycie, na której zaszła rewolucyjna zmiana na froncie. Charyzmatyczną Agatę Polic zastąpiła Aneta Adamek.


Recenzja: The Cuffs „Count von Madenoff and the Electric Anaconda Society” — trochę inaczej, ale równie dobrze

Recenzując come-backową epkę „Nutry” z czerwca 2016 roku napisałem, że liczę na niejednego solidnego punk’n’rollowego kopniaka od The Cuffs w przyszłości. No i nagle ni stąd ni zowąd takowego dostałem. Czy był solidny? Owszem, to niezły, dopracowany technicznie kop. Ale czy był punk’n’rollowy? Noooo już nie do końca. Płyta o bardzo długiej nazwie, którą skrótowo będę określał „Electric Anaconda”, to w sumie nadal dobry, stary, zaprawiony w wielu bojach The Cuffs, ale muzycznie nie jest to już tak klarowna sprawa. Choć jak mamy harmonijkę to i punk’n’rolla zabraknąć nie mogło.

Recenzja: Wańka Wstańka & the Ludojades „Stereo” — pożegnanie Bufeta

Dziwna to ballada, tańczyć nie wypada. A jeszcze bym potańczył. Tak przed laty śpiewał Bufet na ostatnim pełnowymiarowym studyjnym albumie Wańki Wstańki „Rzeczniepospolita”. Płytę wydano dawno, dawno temu w zamierzchłym 2007 roku. Przez kolejne lata zespół sporadycznie pojawiał się tu i ówdzie, występując między innymi na festiwalu Rock Na Bagnie. Chociaż chorujący na cukrzycę Bufet, nie był w najlepszej formie, a na swoich ostatnich koncertach dostojnie zasiadał w fotelu. W grudniu 2016 roku, zespół świętował swoje 30 urodziny, a ostatnim elementem ich obchodów jest płyta „Stereo” podsumowująca trzy dekady działalności legendy rzeszowskiego rocka. Niestety Bufet nie doczekał jej wydania. Zmarł pod koniec listopada 2017 roku.


Recenzja: Steven Heller, Julius Wiedemann, „100 illustrators” — dla ceniących dobry design

Komunikacja wizualna rządzi. Takie mamy czasy, co dla mnie, jako blogera, którego głównym medium jest słowo pisane, jest trochę mało komfortową sytuacją. Na szczęście mam jeszcze konto na Instagramie ;) A tak całkiem serio, to branża graficzna cały czas mocno gra w ataku zawieszając techniczną poprzeczkę coraz wyżej. Hołdem dla wyjątkowych ilustratorów — a przynajmniej stu z nich —jest album Stevena Hellera i Juliusa Wiedemanna „100 illustrators”.


Recenzja: VA „Ustrzyki 80/90” — kasetowa podróż w czasie

Ta taśma to spore zaskoczenie. Raz, że jest to współcześnie wydana kaseta magnetofonowa. Jeśli się nie mylę, pierwsza od wielu lat punk-rockowa kaseta z Podkarpacia. A dwa, że swoją zawartością przypomina o pochodzących z Ustrzyk Dolnych, nieistniejących już zespołach Nachtigal, Rolka Papy i Pas Lądowania. Przyznam szczerze, że nie miałem z nimi do tej pory żadnej styczności.



Recenzja: Turbonegro „Rock’n’roll machine” — tak, tak, tak i jeszcze raz tak

Nowa płyta Turbonegro wzbudziła ogromny ból dupy w wielu zakątkach naszego globu. Ów dyskomfort dotarł również nad Wisłę. Bolało, starych fanów Turboli mówiących, że kiedyś to było Turbonegro, że „Apocalypse dudes” i w ogóle „Ass cobra”. Bolało wielbicieli Hanka mówiących, że wtedy to było czasy, a teraz to właściwe żadnych czasów już nie ma. Bolało też tych, którzy zastanawiali się jak odpruć z jeansowej katany naszywkę Turbojugend, skoro to oryginalny haft za ciężko zarobione euro. Ból dupy odczuwali również niektórzy true fani dowiedziawszy się, że Turbonegro w 2018 roku zagra w Polsce, ale na Off Festivalu. A mnie tam nic nie bolało. Powiem więcej, ja się tam cieszę, bo strasznie mi się ta nowa płyta podoba.



Recenzja: Henry David’s Gun „Tales from the Whale’s belly” — na spokojnie

O Wawrzyńcu Janie Dąbrowskim, pisałem już jakiś czas temu w kontekście bardzo dobrej epki „The Road” wydanej jako Henry No Hurry. Po tym bardziej pogodnym, songwriterskim projekcie Wawrzyniec wraca z drugim pełnowymiarowym albumem „Tales from the Whale’s belly” nagranym przez trio Henry David’s Gun.



Recenzja: Stanisław Grzesiuk „Pięć lat kacetu” — obozowy survival… i nie tylko

„Pięć lat kacetu” Stanisława Grzesiuka to klasyka literatury, ale dopiero w 100. rocznicę urodzin autora doczekała się premierowego pełnego wydania. Pierwsze wydanie, które ukazało się w druku 60 lat temu, w 1958 roku, porównano z rękopisem powieści (tak, rękopisem, na wewnętrznej oprawie książki można znaleźć zdjęcia pojedynczych, zapisanych ołówkiem stron — robi to spore wrażenie) i uzupełniono o usunięte fragmenty.


Recenzja: Popaprańcy „Popaprańcy” — kto bogatemu zabroni

Co za dziwny gość z tego Popka. Facet robi to, na co przyjdzie mu ochota i mimo tego, że ani nie jest to wybitne ani nie wkłada w to zbyt wiele wysiłku to na brak zainteresowania swoimi poczynaniami narzekać nie może. Zaczynał od hip-hopu, a obecnie robi już chyba wszystko, co się da. Uwiódł gimbazę Gangiem Albanii, walczył w KSW z gościem z „M jak miłość”, nagrał kawałek disco-polo z Braćmi Figo Fagot, zatańczył walca w telewizyjnym „Tańcu z gwiazdami”, a jakiś czas temu nagrał punk-rockową płytę ze znanym z Rewizji i Fix Up Tomkiem Chuchlą. Można? Można.



Recenzja: Satellites „Interpunkcja” — rock’n’roll radio

Ambasadorowie Ramones-punka z Satellites debiutują albumem „Interpunkcja”, choć debiutantów na pokładzie tego okrętu nie znajdziemy. No i z tymi Ramonesami to też spore uproszczenie i zarazem pewne nadużycie z mojej strony, bo choć w składzie zespołu mamy połączone siły warszawsko-legionowskich ekip Dumbs i P.D.S., to Satellites nie są tak klarownie ramonesowaci jak Dumbs. Choć poprzez osobę frontmana Kuby, ciężko tych porównań uniknąć.


Recenzja: Czarno-Czarni „Francuska miłość” — miłość, nostalgia i klimaty dancingu

Jarka Janiszewskiego lubię w każdym wydaniu. Może nie jest to wokalista obdarzony niesamowitym głosem, ale za to jego abstrakcyjny zmysł obserwacji i pokrętna logika tekstów od zawsze mi odpowiadały. Niezależnie czy była to alternatywna Bielizna, Doktor Granat czy jego najbardziej przyjazne dla przeciętnego słuchacza oblicze prezentowane w składzie Czarno-Czarni.


Recenzja: Analogs „Wilk” — nowe oblicze starego wilka

Analogs to zespół, który pomimo różnych zawirowań stale napiera do przodu. Jeśli wierzyć internetom to przez skład grupy przewinęło się już 25 muzyków, a ostatnio wieloletniego wokalistę Harrego zastąpił Kamil Rosiak — dziewiąty gitarzysta zespołu, ale pierwszy w kategorii gitarzysta-frontman. „Wilk” to pierwsza pełnowymiarowa płyta nagrana z następcą Harrego, choć fani zespołu, mogli już go usłyszeć na wydanej w zeszłym roku kompilacji „Single 2016-2017”.



Kasetowy renesans — wielki come-back czy gadżet dla fanatyków retro?

Powrót winyla stał się faktem i tutaj nie ma za bardzo o czym dyskutować. Między innymi dzięki modzie na winyl (już słyszę ten ból igły u niektórych), rynek muzyczny zaczyna notować wzrosty sprzedaży fizycznych nośników. Czy to casus Biedronki, czy moda na klasyczną „konsumpcję” muzyki powraca? Coraz głośniej przebąkuje się też o powrocie kaset, więc żeby nie czekać na to co się wydarzy, lub nie, zapytałem o to kilka osób, które o kasetach wiedzą sporo. Choćby dlatego, że je wydają. Mimo, że mamy 2018 rok.



Recenzja: IneKafe „22 svetelnych rokov — best of” — tak to się robi na Słowacji

Karierę słowackiego pop-punkowego IneKafe śledzę od dawna. Może, nie od 22 lat, ale od 15 na pewno. Jak to bywa z europejskimi zespołami śpiewającymi w rodzimym języku popularność IneKafe jakoś nigdy nie wykroczyła poza granice dawnej Czechosłowacji, choć próby zaistnienia w Polsce zespół faktycznie miał za sobą. Wystąpił przed laty na Przystanku Woodstock, a w 2013 roku miałem okazję zobaczyć ich nawet w Rzeszowie, podczas kilku koncertów w Polsce, na których supportowali Luxtorpedę. Odbiór Słowaków był wtedy letni, a nie tak daleko, bo niecałe 150 km od Rzeszowa, w rodzinnej Słowacji, chłopaki są jednym z największych rockowych składów wypełniających szczelnie koncertowe sale.



Recenzja: „Jakoś to będzie. Szczęście po polsku” — przeciwwaga dla memów z nosaczami

„Jakoś to będzie” to książka, tak jednostronna, nieobiektywna i pozytywna w swoim przekazie, że aż ciekawa. W czasach niepodzielnych rządów ironii, sarkazmu i memów z nosaczami, które budują internetowy obraz zarozumiałego, wychowanego w zawiści i nienawiści do „somsiada” Polaka, książka pokazująca, że jest super, fajnie, pięknie i sympatycznie, wydaje się trochę nie na miejscu. Ale czy na pewno? Może warto dla przeciwwagi i zachowania zdrowego balansu zebrać do kupy trochę pozytywnego przekazu i uformować z niego zgrabną, lekkostrawną pigułę?



10 najciekawszych podkarpackich płyt z 2017 roku

Zanim przejdziemy do nowych tematów pora po raz ostatni spojrzeć wstecz i klasycznie przypomnieć 10 najciekawszych płyt, jakie wydały podkarpackie zespoły w 2017 roku. Wybór nie należał do najłatwiejszych, bo niestety ubiegły rok zbytnio premierami nie rozpieścił. Ale jak tradycja to tradycja.




Najchętniej czytane, czyli TOP 10 w 2017 roku

To był dość intensywny rok. Na blogu pojawiło się sporo płytowych recenzji, a to co mnie cieszy, to fakt, że ostatnio mam więcej czasu na czytanie, stąd też spodziewajcie się więcej pozamuzycznych tematów. Ale bez obaw — w dalszym ciągu najwięcej miejsca poświęcę punkowej, rockowej, a niekiedy metalowej muzyce. Panie i Panowie, oto przed Wami 10 najchętniej czytanych tekstów opublikowanych w 2017 roku.