Czytaj bracie, chuliganie — Stanisław Grzesiuk „Boso ale w ostrogach” || recenzja

Można żartować, że Stanisław Grzesiuk i jego piosenki warszawskiej ulicy to podwaliny polskiej sceny street punk, ale po przeczytaniu „Boso ale w ostrogach” wychodzi na to, że wcale nie są to żarty a szczera prawda.



„Boso ale w ostrogach” to autobiograficzna opowieść o młodości Grzesiuka, od czasów szkolnych, aż po wojnę zakończoną pobytem w obozach koncentracyjnych (o tym etapie życia autora opowiada książka „Pięć lat kacetu”).

Grzesiuk to chłopak wychowany przez warszawską ulicę, honor, nieugięty charakter, spryt, cwaniactwo i przede wszystkim wierność zasadom. Podobnie wartości jak w tekstach street punkowych kapel. Ba, można by się nawet posilić o porównanie do ulicznego rapu. Z tą różnicą, że u Grzesiuka to wszystko działo się naprawdę ;)

Twórczość Grzesiuka odbiera się jak opowieść, a nie powieść. Czytając „Boso ale w ostrogach” miałem wrażenie, jakbym siedział z bardzo wygadanym kolegą, który w barwny i dowcipny sposób opisuje historię swojego życia. Podobnie jak w „Pięciu latach kacetu” zaskakuje szczegółowość przytaczanych historii. Kto by zapamiętał po latach ile groszy dwadzieścia lat temu ktoś dorzucił do pół litra wódki? Grzesiuk pamięta. Choć mam wrażenie, że część wydarzeń zapewne mocno ubarwiono, żeby brzmiały ciekawiej bądź śmieszniej.

Książkę podzielono na trzy części. Pierwsza „I takie bywa życie” przedstawia codzienność warszawskiej ulicy z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Przytaczane historie zachowują pewną chronologiczną ciągłość, ale trzeba je traktować raczej jako zbiór best of the best anegdot z Czerniakowa lub wydarzeń, które kształtowały światopogląd autora, niż konsekwentnie przedstawiane dzieje. Druga, znacznie krótsza część, „Wojna”, jak sam tytuł rozdziału wskazuje omawia czasy od rozpoczęcia działań wojennych, aż do momentu wywiezienia Grzesiuka na roboty przymusowe do Niemiec, co skończyło się odsiadką w obozie koncentracyjnym. Jest też bardziej poukładana, bo ten okres był relatywnie krótki. Trzecia „Nie ma życia” to parostronicowy epilog, przedstawiający jedną scenkę z powojennego życia Warszawy. Jest też zarazem dość gorzką puentą historii, więc nie będę jej tu więcej spoilerował w tej kwestii.

Podobnie jak „Pięć lat kacetu” nowe wydanie, przypadające na 100. rocznicę urodzin autora, zostało wydane po raz pierwszym w pełnej treści z uwzględnieniem usuniętych przez cenzurę fragmentów. Z oryginału wycięto między innymi wspomnienia z młodzieżowego obozu przysposobienia obronnego na Wileńszczyźnie. Czy to wnosi wiele do podstawowej treści? Pewnie nie, ale w czasach, kiedy miejsce miała premiera książki musiało to nosić pewne znamiona kontrowersji. Zresztą pewne retuszowanie historii to nie tylko domena czasów PRL.

W książce, jak i w piosenkach, Grzesiuka są rzeczy i ponure i zabawne. Albo jedne i drugie na raz, jak choćby opowiastka o odwiedzinach w szpitalu, w którym siedzi połowa dzielnicy podźgana nożami w sąsiedzkich sprzeczkach. Książka jest na tyle barwna i po prostu niesamowita, że nawet po latach wypada świeżo i intrygująco. Warto przeczytać i dowiedzieć się, jak wyglądała warszawska ulica z czasów charakternych chłopaków z Czerniakowa, a nie hipsterów z Placu Zbawiciela.

Trylogię zamyka ostatnia książka Grzesiuka, „Na marginesie życia”, która właśnie trafiła na sklepowe półki. Polecam!

8,5/10 
Stanisław Grzesiuk „Boso ale w ostrogach”, wyd. Prószyński i S-ka, kwiecień 2018 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz