Recenzja: SIN „Droga” – droga klasy L

Po przesłuchaniu nowej EPki oławskich grzeszników z SIN nie mogę znaleźć odpowiedzi dokąd droga obrana przez zespół ich doprowadzi. Chociaż wiem, gdzie takim środkiem lokomocji nie dotrą. SIN funkcjonuje na scenie od 2009 roku, muzycy do młodzieniaszków nie należą, jednak ich twórczość poza solidnym poziomem technicznym nie ma zbyt wiele do zaoferowania.


„Drogę” otwiera z założenia z założenia dowcipne intro z wyciętą z winyla melodią kapeli podwórkowej. Czy ta podwórkowość będzie drogowskazem? Takie intro może być preludium do hard-rockowowo-metalowego czadu, który porywa energią i swoją mocą tłucze szkła w okularach, jak w sławnym teledysku grupy Judas Priest. Tak się jednak nie dzieje. Pozornie zespół ma wszystko, co powinien mieć. Dobrze zgraną sekcję rytmiczną, sensownych gitarzystów i nieźle radzącą sobie wokalistkę. Brakuje im jednak czynnika X, który sprawia, że grupa z małego miasteczka staje się marką rozdającą karty na polskiej scenie.

SIN tworzy muzykę, którą określam zlotowym rockiem. Bierze podstawy z hard-rocka, dodaje do tego elementy trashu po linii lżejszych momentów grupy Metallica oraz kapkę heavy-metalu i gotyku (co jest akurat pewnym wyróżnikiem ekipy z Oławy). Tak powstały miks podawany jest w przystępny dla nieortodoksyjnego słuchacza sposób. Dominują średnie i wolne tempa, a czad i ciężary dawkowane są z pieczołowitością XIX wiecznego aptekarza. Dzięki temu SIN może zagrać i na dniach miasta i na zlocie motocyklowym i na jakimś klubowym rockowo-metalowym koncercie. Jest to komercyjnie zasadne i daleko mi do krytykowania takiego podejścia, ale warto by nieco sformatować sposób grania, bo na razie przez swoją niedookreśloność SIN jest po prostu nijaki.

Na „Drodze” znajdziemy pięć numerów, które przekładają się na blisko 25 minut materiału. Szybki przegląd You Tube pozwolił mi określić, że kawałki na płycie to przekrój działalności grupy, a niektóre numery mają już dobre parę lat. Słychać, że technicznie muzycy są dobrze ogarnięci. Sądząc po wieku, który już dawno przestał być studencki, grali już pewnie w niejednym zespole. Ogarnięcie techniczne nie idzie jednak w parze z biegłością aranżacyjną. Kawałki SIN z rzadka przebijają się za granicę przeciętności. Brakuje momentów, które wryją się w pamięć i po prostu zaskoczą. Może zabrakło młodzieńczej brawury czy chęci przekroczenia typowych dla gatunku granic. Jest zachowawczo i poprawnie, a to trochę zbyt mało, aby wyróżnić się z grona setek innych bandów.

Teksty też specjalnie nie ratują całości. Zwłaszcza nieco publicystyczny „Jeden krok” mówiący o tym, że w mediach tylko afery i seks, dzieciaki mają myśli samobójcze, a poza tym to wszystko jest okej. Trochę spłycam, ale średnio taki miks mi smakuje, kłując w umysł skojarzeniami z „Przeżyj to sam” Lombardu. SIN wiarygodniej wypada w lirykach, w których nie ma takiej dosłowności czego przykładem jest choćby „Sen” czy „Pytania”.

Nie wróżę zespołowi splendorów i komercyjnego sukcesu, ale jeżeli członkowie kapeli znajdują w tym co robią przyjemność i mają dla kogo grać, to nie widzę przeciwwskazań. Nie wiem, jakie atrakcje kryje w sobie Oława, bo nie miałem jeszcze okazji odwiedzić tego miasta, ale mam wrażenie, że można tam spędzać czas w o wiele gorszy sposób. Na ten moment nie wyruszę w drogę na koncert SIN, ale za poziom wykonawczy stawiam mocne:

5/10
SIN „Droga”, wyd. własne, luty 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz