Recenzja: Jason Hunt „Thorn” – Paulo Cominno nie jest kurą

O „Thornie” Tomka Tomczyka napisano już tak wiele, że nie śpieszyło mi się z napisaniem swojej recenzji. Do wora krytyki nie było sensu już dokładać, bo wypunktowano chyba wszystkie słabe strony i nieścisłości tego dzieła. Do grona fanów łaknących zgłębienia zagadkowych elementów książki także należeć nie będę. „Thorn” chwilę już przeleżał na stercie przeczytanych książek, więc nadszedł najwyższy czas, żeby zabrać głos w dyskusji, bo mimo wszystko jest to dość istotny dla naszej polskiej blogosfery temat.


Bloger Tomek Tomczyk, zwany przez lata Kominkiem, a od początku 2015 roku pełnoprawnie przemianowany na Jasona Hunta, w końcu wydał swoją debiutancką powieść. Konkretyzując, powieść motywacyjną. Nie jest to pierwsza książka Tomczyka, bo na swoim koncie ma dobrze przyjęte, również przeze mnie, poradniki dla blogerów. A że Tomek, jako Kominek, był częścią blogosfery przez wiele lat, zaczynając jeszcze w czasach przed epoką social-media, to specjalistą w tej dziedzinie jest niewątpliwym. Pisarzem jest jednak początkującym.

„Thorn” jest niejako szkicem kropki nad „i” dotychczasowej kariery Tomczyka. Czytając jego bloga i poradniki, każdy zauważył, że jego odwiecznym marzeniem było zostać pisarzem. Jason długo czekał na swój debiut i w końcu się doczekał. Podobnie jak swoje ostatnie poradniki wydał go samodzielnie sumptem własnego wydawnictwa Jason Hunt Books. Taki układ pozwolił mu w pełni realizować swoje autorskie wizje. Takie jak choćby niestandardowy skład i rozmieszczenie akapitów na stronach, które posiadają różne wcięcia, wielkości fontów i inne fontowe wyróżniki. Ciekawie to wygląda, a dzięki dużym literom czyta się szybko. Jest w tym coś innowacyjnego, choć krytycy porównują do składu książek dla dzieci drukowanych wielkimi literami. Wyciągania złotych myśli na pierwszy plan nie będę się czepiał. No cóż, tak autor chciał i tak zrobił.


Jednym z założeń Tomczyka było ukrycie w książce dodatkowych treści. Takich jak na przykład adresy stron internetowych ukryte na marginesach lub odwołania numerologiczne odnoszące się do biografii znanych osób. Tomczyk jest oczytanym gościem i z tego skorzystał. Na facebooku istnieje nawet specjalna grupa, której celem jest rozwikłanie zagadek „Thorna”. Obecnie jest w niej około 1150 osób snujących spiskowe teorie, co jest niezłym wynikiem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że spokojnie można przeczytać książkę bez głębszego rozważania poszczególnych wersów, które niewiele wnoszą do wartości całego dzieła i w żaden sposób nie wpływają na jego fabułę.

A o czym tak w ogóle jest to niebanalne dzieło? Fabuła nie jest skomplikowana. Młody chłopak zakochuje się. Dziewczyna wyjeżdża do innego miasta. Chłopak też chce wyjechać, ale na razie nie może. W końcu wyjeżdża. Reszty nie zdradzę. Historia rozgrywa się niby w Stanach Zjednoczonych, a tak naprawdę nad polskim morzem. Przedstawiony w książce obraz za bardzo odbiega od realiów życia za granicami Polski. Ameryka niestety nijak ma się do rodzimych realiów i dzieciństwa w czasach PRL. Treści fabularyzowane poprzerywane są wspomnieniami autora, które fani Kominka poznali już po części poprzez bloga i poradniki Tomczyka, ale są też całkiem świeże historie. Oprócz tego mamy całą motywacyjno-moralizatorską otoczkę. Jason niebezpiecznie blisko zbliża się do para-głębokich truizmów Paulo Coelho. Tyle, że w książkach Coelho zawsze jest jakaś trzymająca się kupy linia fabularna. Jason jeszcze nie ma tej biegłości w snuciu opowieści. Dużo ucieka na boki zagłębiając się w swoje rozważania. Sporo chce przekazać ze swojego światopoglądu, ale nie jest to dobry przepis na porywającą powieść. Fabuła siada i oddalamy się od tematu. Tomczyk miejscami przypomina znanego z internetu chłopaka, który mówił do ekranu „Jesteś zwycięzcą”, tyle, że w ustach Jasona Hunta brzmiałoby to raczej jak „Jesteś orłem. Nie jesteś kurą”. Może dla kogoś to spore odkrycie ;) Niestety nie jestem grupą docelową dla takich zabiegów. Styl i formuła, jaką zastosował Tomek dobrze sprawdziła się w przypadku jego poradników, ale do powieści, niestety ma się średnio.

Tomczykowi w „Thornie” nie udało się przekuć idei na porywającą powieść. Hunt zaskoczył formą i stroną edytorską, lecz niestety jako powieściopisarz wypadł słabo. Ale co tam, pocieszające jest to, że Jason konsekwentnie realizuje swoje życiowe plany. Chciał być czytany? Udało się. Chciał być powieściopisarzem? Udało się. Chciał zobaczyć Nowy Jork? Udało się. Chciał żyć z pisania? Udało się. Tylko gratulować. A hejtujesz go bo co? Bo spełnia marzenia?

Pisarskie marzenia spełni co najmniej jeszcze raz. Drugi tom „Thorna” zapowiedziano na wiosnę 2016 roku.


Jason Hunt „Thorn”, wyd. Jason Hunt Books, sierpień 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz