Trzecia epka w dorobku niemieckich punk’n’rollowców, po „Mean machine” z 2012 i „Songs for the sick” z 2015 roku, w dalszym ciągu wiernie podąża po śladach wytyczonych przez Turbonegro, Motorhead czy Gluecifer. Miłośników oryginalności i innowacji odsyłam więc raczej do Grety Van Fleet… Hell Nation Army robi swoją robotę dokładnie tak jak uczyli tego mistrzowie gatunku — chłopaki śpiewają po angielsku i napierają ostro do przodu dopychając riffy mocnym męskim wokalem i masą precyzyjnych rock’n’rollowych solóweczek. Wszystko się zgadza i jest zagrane tak jak powinno. Jest to album na tyle dopieszczony, że zastanawiam się do czego można by się tu doczepić… może brakuje tu jakichś bardziej „radiowych” momentów, choć „Feed the machine” ma spory przebojowy potencjał. Długość płyty też jest w sam raz, bo 20 minut to dawka optymalna.
6 numerów, które znajdziemy na „Anthems for the misanthropic” spokojnie można wrzucić bez wyjątków na koncertową setlistę i wyjdzie z tego solidny punk’n’rollowy show. A taki „I wanna be dead” mimo tego, że jest jednym ze słabszych kawałków na płycie, mógłby trafić, na któryś z ostatnich albumów Turbonegro z czasów, gdy za mikrofonem stał Hank. Może zaraz po „All my friends are dead”? Koneserzy tego typu grania z pewnością to docenią.
Poprzednie dwa krążki Hell Nation Army wypuścił znany i zasłużony Core Tex, a najnowsze dzieło załogi ukazało się nakładem Heavy Medication Records — nowego polskiego labelu, który w tym roku zadebiutował albumem Poison Heart (pisałem o nim tutaj - LINK). Przypadek? Nie sądzę, bo muzycznie Hell Nation Army to te same muzyczne rejony obstawiane przez Poison Heart. Wygląda więc na to, że doczekaliśmy się konkretnego punk’n’rollowego polskiego labelu. Nic tylko się cieszyć.
Czekam na pełnowymiarowe wydawnictwo Hell Nation Army, bo zespół na pewno jest godny uwagi.
8/10
Hell Nation Army „Anthems for the misanthropic”, wyd. Heavy Medication Records, październik 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz