O miłości do muzyki, Bieszczad, dziewczyn i imprez — Andrzej Dumkiewicz „Siczka KSU — Mój świat” || Recenzja

Niektórzy fani punk-rocka pewnie mogą się dzisiaj wstydzić tego typu deklaracji, ale dla mnie KSU od zawsze było bardzo istotnym zespołem. Jednym z powodów jest oczywiście to, że jestem z Podkarpacia, a to niestety jedyny zespół z naszego regionu, który przebił się do ogólnopolskiej świadomości i faktycznie nadal koncertuje — choć jak pod koniec lat 90. byłem zafascynowanym punk rockiem dzieciakiem to zespół aktywny nie był. Zastanawiałem się wtedy, czy legenda Ustrzyk kiedykolwiek powróci i uda mi się zobaczyć Siczkę na żywo. No i udało się. KSU był też zespołem, który sprawił, że zainteresowałem się gitarami. Pamiętam jak dziś, jak wracając z podstawówki katowałem na walkmanie „Pod prąd” i idąc ulicą udawałem, że gram na niewidzialnym wiośle. Pewnie wyglądałem jak debil, ale gitarę opanowałem przez lata lepiej niż mój ówczesny gitarowy idol :) Przyznam się też bez bicia, że ciągle lubię ten ich nostalgiczno-bieszczadzki klimat i do dzisiaj śledzę, co tam słychać w Ustrzykach. A w tym roku KSU stuknęło 40 lat i z tej wyjątkowej okazji na rynek trafiła książka „Mój świat” czyli wywiad rzeka z Gienkiem Siczką Olejarczykiem, który przeprowadził Andrzej „Delfin” Dumkiewicz — sąsiad, kumpel Siczki i fan KSU.




Na okładce można przeczytać: „zdecydowałem się na tę rozmowę, bo mam dosyć czytania bzdur napisanych na mój temat. Prawda jest znacznie ciekawsza niż fikcja”. Ostro, ostro. Ale tak naprawdę to kontrowersyjnych tematów jest tutaj niewiele. W rozmowie nie poruszono wielu skandalików, związanych choćby z rozlicznymi zmianami składów, ale umówmy się, że jest to książka jubileuszowa — pogodne i sympatyczne podsumowanie 40 lat scenicznej działalności, a nie próba szukania dziury w całym na siłę. Chociaż niektórych tematów nie sposób było uniknąć. Osobnego rozdziału doczekał się negatywny bohater historii KSU, czyli alkohol, który choć przewija się praktycznie przez całą książkę, bo Siczka nigdy za kołnierz nie wylewał, to z lektury wydaje się, że większych szkód liderowi KSU nie wyrządził. Z kontrowersji z ostatnich lat Siczka odnosi się do grania na festynach i festiwalu Energia Wolności, który został wykorzystany propagandowo przez PiS. Gienek zaznacza jednak, że dla niego najważniejsi są fani i to, gdzie odbywa się koncert nie jest już dla niego istotne. Jednak z drugiej strony mógłby zdecydowanie lepiej dobierać miejsca, w których gra, bo szkoda szargać bieszczadzką legendę pojawianiem się na różnych mało chlubnych wydarzeniach.


Siczka nie robi z siebie buntownika. Jak sam opowiada stan wojenny przepił z kumplami, a politycznie się nie angażował. W książce jawi się raczej jako gość, dla którego gra w zespole jest całym jego życiem i to, żeby robić nowe numery i grać koncerty jest rzeczą kluczową, bez której po prostu nie mógłby żyć. Stąd też pewne kompromisy, których w historii zespołu nie zabrakło. Jak na przykład wspólna płyta z Parą Wino.

Refren numeru „Chodnikowy latawiec”: „biorę z życia to co jest najlepsze, piję wino i laski pieprzę”, doskonale oddaje sporą część anegdot zawartych w książce, bo tych damsko-męskich historyjek też jest tutaj mnóstwo. Dużo w książce jest także anegdot z codziennego życia w Ustrzykach, historii z pobytu w wojsku, a także wątków finansowych — a pieniądze to dla wielu zawsze ekscytujący temat. Siczka wielokrotnie podkreśla, że większość życia był bez kasy, bo przewalał wszystko na imprezy, a mieszkająca z nim mama zapewniała mu dach nad głową i ogarnięcie przyziemnych życiowych zagadnień. Szpilka została też wbita w byłych muzyków KSU, którzy wciąż pobierają tantiemy z ZAIKS mimo tego, że faktycznym twórcą muzyki był Siczka. No cóż…

Książka liczy 247 stron, a pierwsze 150 to okres do wydania debiutu płytowego z 1989 roku. Pozostałe 30 lat i różne poboczne wątki zmieszczono na niecałych 100 stronach. To spory minus tego dzieła, bo ten okres czasu jak dla mnie wydaje się równie istotny jak legendarne początki, o których sporo można było przeczytać w książce „Rejestracja buntu” Krzysztofa Potaczały. Choć jak zauważa Siczka, drugie poszerzone wydanie nie do końca zgadza się z faktami. Oprócz zmarginalizowania najnowszych dziejów zespołu największa wada tej książki to trącający sztucznością styl zredagowanych wypowiedzi. Nie miałem okazji rozmawiać z Siczką osobiście, choć na wspomnianym w książce koncercie z Le Greco w Rzeszowie z 2002 roku, grałem z Ustęp Babciu Miejsca support przed powracającym do krainy żywych KSU, ale z Siczką, który nie był wtedy a najlepszej formie pogadać się nie udało. Porównując jednak styl spisanej rozmowy z wywiadami, które można znaleźć w internecie (np. tutaj, gdzie przy okazji można przedpremierowo posłuchać fragmentów nadchodzącej premierowej płyty KSU ) widać, że autor zbyt urzędowo podszedł do zagadnienia jakim jest korekta wypowiedzi, bo zwłaszcza z początku książki styl Siczki brzmi nienaturalnie.

Pomimo pewnych mankamentów każdy mniejszy lub większy fan KSU i historii polskiej sceny rockowej sięgnie po tę książkę, bo tak obszernej rozmowy z Siczką jeszcze nie było. Nie będę jednak ukrywał, że spodziewałem się szerszego wglądu w 40-letnie dzieje zespołu… We wstępie do książki Siczka podkreśla, że może nie wszystko mu się udało, ale gdyby potrafił cofnąć czas to robiłby dokładnie to samo. I to jest akurat bardzo pozytywna puenta.

6,5/10
Andrzej Dumkiewicz „Eugeniusz Siczka Olejarczyk KSU - Mój świat”, wyd. Mystic, październik 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz