Recenzja: Kolaboranci „Wirus międzynarodowy” — w starym piecu buntownik nie rdzewieje

Zdaje sobie sprawę, że Kolaboranci to dla wielu żywa legenda szczecińskiego undergroundu, ale jakoś nigdy nie mogłem się przekonać do ich twórczości. Teoretycznie niczego im nie brakuje, ale ta pokombinowana formuła punk rocka w ich wykonaniu zawsze była dla mnie ciężkostrawna. Ot taka awangarda punka, gdzie jest więcej miejsca na połamane rytmy i nieoczywiste patenty niż na melodię i konkretne dołożenie do pieca. „Wirus międzynarodowy” potwierdza, że styl grupy nie uległ wielkiej ewolucji — a to pewnie dobra informacja dla miłośników zespołu.


Cztery lata po albumie „Transparenty” Kolaboranci wrócili z nowym, pełnowymiarowym materiałem. Okazją do wydania nowej płyty było przypadające na październik ubiegłego roku 30 lecie zespołu. No i fajnie, Kolaboranci nie pochowali gitar w piwnicach i wciąż mają coś sensownego do powiedzenia.

Jeśli chodzi o muzykę, to z Kolaborantami jest trochę jak z jazzem. Dobrze wchodzą, gdy trafią na odpowiedni moment i właściwy nastrój słuchacza. „Wirus międzynarodowy” niesie ze sobą pewien ciężar gatunkowy, który wymaga po prostu skupienia. Pod względem muzycznym dzieje się tu sporo. Każdy muzyk ma swoje miejsce i czas na pokazanie swoich pomysłów i wyjście poza strefę rockowego komfortu. Ujmując to najprościej jak się da, zawartość instrumentalną można podsumować mianem alternatywnego rocka. Łącznikiem tych alternatywnych klimatów ze światem punk rocka, są teksty, w których nie brakuje kąśliwych uwag pod adresem współczesnych czasów i bieżącej kondycji społeczeństwa. I to właśnie podoba mi się na tej płycie najbardziej, a moim faworytem jest „Nieprawdziwy Polak”. Muszę jednak przyznać, że maniera wokalna Przemysława Thiele nie do końca do mnie trafia. Słuchając tej płyty miałem wrażenie, jakby wokale nagrano na żywo. Słychać niedociągnięcia i pójście na żywioł, które nie wszędzie wyszło tym utworom na dobre.

Niektóre fragmenty „Wirusa” przypominają mi trochę Dezertera z tych bardziej eksperymentalnych numerów, ale te dwa zespoły zawsze były gdzieś ze sobą porównywane. Choć obecnie to już zupełnie inna muzyczna historia. Historia tak odległa, że trudno było mi przesłuchać ten album od A do Z za jednym zamachem. Myślę, że sprowokować zainteresowanie młodych słuchaczy twórczością Kolaborantów pewnie będzie ciężko, ale starsi załoganci, którzy wciąż darzą tą grupę sentymentem pewnie będą zadowoleni. Fajnie, że Kolaboranci wciąż grają i ten muzyczny zapał się w nich nie wypalił, ale fanem ich grania nie zostanę.

-6/10
Kolaboranci „Wirus międzynarodowy”, wyd. Jimmy Jazz, październik 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz