Co warto zobaczyć, albo i nie, na Majorce

Nie samą muzyką Sylwester żyje. Przez lata miałem okazję zwiedzić kawałek świata, ale jakoś nigdy nie dzieliłem się szerzej swoimi doświadczeniami w tym zakresie. W tym roku odwiedziłem Majorkę i robiąc research przed wyjazdem, postanowiłem, że jak wrócę to dorzucę parę zdań od siebie w temacie co warto zobaczyć, jakie miejsca odwiedzić i gdzie zjeść na Majorce.


Jedziesz z biura podróży? Olej wycieczki fakultatywne oferowane przez rezydentów i wynajmij samochód. Sprawdzałem ceny wycieczek oferowanych przez biura i wynajęcie sensownego auta na 3 dni wyjdzie taniej niż wycieczka, podczas których przez 1/3 czasu będziesz czekał w busie, aż zbiorą się wszystkie Janusze i Grażyny, a na deser zaliczysz jakąś żenującą atrakcję w postaci sklepu z futrami czy innym badziewiem. Wycieczki fakultatywne to zło. ZŁO! Nie polecam. Odradzam. Na Majorce wynająłem Fiata 500 z szyberdachem i za trzy dni zapłaciłem tyle, co za oferowaną przez rezydenta jednodniową wycieczkę z objazdem wyspy. Przez trzy dni i około 400 km spaliłem jakieś 40 euro paliwa, więc nie są to jakieś kosmiczne kwoty. Fiat 500 to fajne autko jak na majorkańskie warunki, dobrze się nim manewruje po ciasnych uliczkach i ostrych zakrętach, a tego na wyspie nie brakuje. Generalnie drogi na Majorce są bardzo dobrej jakości i prowadzi się mega komfortowo. Choć ze względu na ich krętość komunikacja po wyspie trochę trwa.

Majorkę odwiedziłem lekko przed sezonem, bo w połowie maja. Praktycznie każdego dnia w dzień było w okolicach 30 stopni na plusie, więc temperatur w sezonie mógłbym nie przeżyć. Kolejny plus takiego terminu to brak dzikich tłumów na plażach czy w miasteczkach. Jeżdżąc samochodem miałem czasami wrażenie, że jestem jedyną osobą w mieście. Pusto na ulicach, pusto na drogach. Raj dla aspołecznych ;)

Moją bazą wypadową była Sa Coma. Wschodnie wybrzeże Majorki to zdecydowanie ta bardziej turystyczna część, która owszem jest przyjemna, ale nie bije po oczach klimatem jak bardziej górzysty zachód wyspy. Sa Coma jest w porządku jeśli nastawiasz się na spokojny chill i nie chcesz stykać się z rzygającymi po chodnikach Anglikami i imprezowym klimatem ekipy z Newcastle. W Sa Comie jest spokojnie. Średnia wieku to zdecydowanie 35+, a do tego spora piaszczysta plaża, łagodne zejście do morza — jest przyjemnie.

Nie można się jednak lenić przez cały wyjazd stąd nasz trzydniowy plan objazdu wyspy. Z perspektywy czasu myślę, że optymalnie jest wziąć auto na pięć dni, bo wtedy poogarniasz wyspę na większym luzie i będziesz miał więcej czasu na skorzystanie z uroków poszczególnych miejscówek bez zbędnego spinania się.

Cap De Ses Salines, Cala Figuera

Na Majorce jest sporo latarni morskich. Ja wybrałem się zobaczyć tą na Cap De Ses Salines. Południowy kraniec wyspy to przede wszystkim skaliste wybrzeże, jednak bez jakichś spektakularnych klifów. Okolice latarni morskiej są niestety ogrodzone. Z pobliskiego wybrzeża można zobaczyć wyspę Cabrera. Gołym okiem wprawdzie niewiele widać, ale z teleobiektywu udało się parę szczegółów wyspy wydobyć. Jadąc z Sa Comy na Sas Salines mija się po drodze kilka malowniczych miejscówek. Wiekowe miasteczko S’Horta, która zachowało swój przedturystyczny klimat. Konkretne klifowe wybrzeże znajdziesz w Cala Figuera, a klimat turystycznego portu poczujesz w Portocolom.


Portocristo, Cuevas Del Drach

Zaraz obok Sa Comy znajduje się Portocristo, turystyczne portowe miasteczko z fajnymi widokami, wysokim skalistym brzegiem, niewielką piaszczystą plażą i jedną z największych „przewodnikowych” atrakcji wyspy. Na poboczach Portocristo można zobaczyć sławne Smocze Jaskinie — Cuevas Del Drach. Problemem takich turystycznych miejscówek są zawsze turyści. Gdzieś czytałem, narzekanie osoby, która była tam przed sezonem i jęczała, że w kolejce było kilkadziesiąt osób. Ja byłem przed sezonem, a w kolejce było ponad 200. Zalecam wybranie strategicznej pozycji na końcu kolejki, aż ludzie się przewalą, bo oglądanie jaskiń będąc w połowie takiego młynu to średnia zabawa. Same jaskinie to wyprawa na lekko ponad godzinę. Owszem widoki są w porządku, ale oblężenie turystów psuje klimat. Niedaleko od smoczych jaskiń leżą Cuevas de Arta — nie byłem, ale spotkałem się z opiniami, że lepsze, mniej oblegane i minimalne tańsze. Nie wiem, ale myślę, że warto sprawdzić tę opcję. Zwłaszcza jeśli będziesz na Majorce w sezonie.


Capdepera, Arta

Jadąc przez północne wybrzeże warto zahaczyć o Capdeperę, gdzie można obejrzeć nieźle zachowane ruiny zamku, skąd rozciąga się niezły widok na miasteczko i wybrzeże. Samochodem można podjechać praktycznie pod zamek, ale warto zostawić auto odrobinę dalej i przejść się starymi uliczkami Capdepery. Malownicze odrapania i ślady historii, których nie ma w tych bardziej turystycznych miejscowościach robią fajny klimat. Zamek może bez szaleństwa, ale samo miasteczko pozytywnie zapada w pamięć. Bardziej klimatyczne widoki, przypominające nieco starą część Pragi w skali mikro, zobaczysz kilkanaście kilometrów dalej spod Sanktuarium de Sant Salvador w miasteczku Arta. Samo sanktuarium też wygląda dobrze.


Platja De Muro, Port D'Alcudia

Jadąc drogą na zachód przez północne wybrzeże warto zahaczyć o Platja De Muro. Jak sama nazwa wskazuje jest to plaża, ale co rzadkie na Majorce, ma długie, wąskie molo wychodzące do morza. Sopot to to nie jest, ale jest przyjemnie. Najlepiej pewnie byłoby wybrać się tam skoro świt, ale tuż przed zachodem słońca, bo w dzień kręci się tam sporo ludzi. Nawet jak na ten przedsezonowy czas.


Bardziej uniwersalno-europejsko-turystyczne miasteczko to Port D’Alcudia. Coś dla poszukiwaczy miejscówek typu „posh”. Duża przystań jachtowa, długa plaża, eleganckie restauracyjki — turystyczne miasto jakich wiele. Nic specjalnego.

Pollenca

Lężąca kawałek dalej Pollenca to już bardziej majorkańskie klimaty — górskie, sympatyczne miasteczko, którego główną „przewodnikową” atrakcją jest 365 schodów. 365 schodów prowadzi do położonego na wzgórzu placyku, na którym usadowiono zamknięty wieczorami budyneczek — w którym znajduje się kapliczka — i kilka wylegujących się leniwie kotów. Średnia atrakcja. Najlepszy widok na miasteczko i góry roztacza się w połowie schodów. Liczyłem na to, że na szczycie będzie spektakularnie, ale nie było. Jak masz mało czasu na zwiedzanie, to nie warto tam się pchać.


Valldemossa, Palma

To co musisz sobaczyć to na pewno stolica wyspy Palma i położona około 30km od niej Valldemossa. Valldemossę polecają wszędzie, bo klimatu starego, majorkańskiego miasteczka tam nie brakuje. Owszem jest tam sporo turystów, ale przy tak dużej ilości wąskich uliczek nie stanowi to problemu. Teoretycznie Valldemossa ma jakieś główne punkty, jak choćby klasztor, w którym pomieszkiwał Fryderyk Szopen, ale tak naprawdę całe miasteczko jest równie atrakcyjne. Nieważne, w którą uliczkę skręcisz i dokąd pójdziesz — jest dobrze. Warto tam pojechać.


Po Palmie spodziewałem się, że będzie mniejsza, a to spore miasto liczące ponad 400 tys. mieszkańców. Miasto jest duże, więc najlepiej przyjeżdżając do niego kierować się na parking podziemny położony zaraz obok katedry La Seu. Stamtąd można już szybko dotrzeć pieszo do wszystkich miejsc „must see” w mieście. Sama katedra La Seu robi duże wrażenie — zarówno przez swój ogrom jak i szczegółowość detali. Będąc w Palmie liczyłem trochę na to, że sama część starego miasta będzie większa i bardziej zwarta, jednak Palma przypomina pod tym względem Wiedeń, gdzie współczesność dominuje historyczne zakątki miasta. Mimo tego, myślę, że warto zatrzymać się tam chociaż na dwie godzinki. Albo i na dłużej.



Gdzie zjeść na Majorce? W kategorii kuchnia wypas spokojnie możecie zaufać Magdzie z Krytyki Kulinarnej, która poleca restauracje Las Sirenas w Llucmajor i Sa Vinya w Deii. Z ciekawszych miejsc, w których się stołowałem mogą polecić Cafe Del Mar w Sa Comie, gdzie zjadłem porządną paelle, Quince w Porto Cristo czy Mise En Place na Placa Mayor w Palmie, gdzie udało mi się trafić na smaczną enseimadę. Nie bądź nosaczem sundajskim i nie jedz w Burger Kingu, chociaż na Majorce nie jest tanio. Za jednodaniowy obiad dla dwóch osób i coś do picia w jakimś sensownym miejscu zapłacisz zazwyczaj ponad 40 euro. W sklepach też czuć, że to jednak europejski kurort dostosowany cenowo do pensji Anglików i Niemców, a nie Tunezja czy Egipt.

Niestety nie wszędzie udało mi się dotrzeć, bo wiadomo, jak urlop to trzeba się też zdrowo polenić. Planowałem wybrać się jeszcze do miasteczka Deia, a także pojeździć serpentynami na Sa Calobra i Cap De Formentor, ale zabrakło trochę czasu. Nie bądź taki jak ja i zaplanuj sobie te punkty w programie.

Majorka wprawdzie nie zdeklasowała mocnej pozycji greckich wysp w moim urlopowym rankingu, ale jeśli wahasz się między Turcją, Egiptem a Majorką to polecam opcję hiszpańską.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz