Recenzja: Harusha „Tysiąc lat” — na ten moment jest średnio

Mam problem z tą płytą. Przyznam, że z ciekawością czekałem na pełnowymiarowy debiut Harrego z The Analogs, ale po przesłuchaniu „Tysiąca lat” mam wrażenie, że mamy do czynienia z lekkim falstartem. Mimo tego, że część materiału na płycie pochodzi z zamierzchłego 2010 roku to efekt końcowy jest raczej średni i sprawia wrażenie płyty kleconej na szybko.


To co cieszy, to fakt, że pomimo Harrego na froncie Harusha nie brzmi jak wierna kopia Analogs. Owszem, takie numery jak „Jestem nikim” czy „Tysiąc lat” z powodzeniem mogłyby się znaleźć na płytach Analogsów, ale już taka „Prześliczna Maud” czy „Archaik” nie pasują do w miarę klarownej koncepcji macierzystej formacji Harrego. Harusha nie jest tworem hermetycznym muzycznie. Oczywiście bazą wypadową jest polska szkoła street-punka, ale pojawiające się na płycie bardziej rockowe, rock’n’rollowe, a czasem wręcz lekko bluesowe elementy rozmywają to uliczne oblicze zespołu. Również tematyka tekstów mocno różni się od dokonań Analogs. W The Analogs za teksty odpowiadał Piguła, w Harushy rolę tekściarza przejął Harry i efekt jest różny. Pokrętna filozofia łączy się z prostym przekazem, co daje czasami dość dziwny efekt. Szczytem wszystkiego jest „Archaik”, w którym pojawia się stwórca, tajemnicze rytuały i coś na kształt osobliwego coachingu. Nie za bardzo mnie to bierze.

Największy atut tej płyty to Harry i jego charakterystyczny wokal. Co by nie mówić, śpiewa stylowo, a sam fakt, że fanów mu nie brakuje na pewno przełoży się na pewną popularność grupy. Trochę taki casus mocno przeciętnego zespołu Cochise tylko przełożony na punk-rockową scenę. Wyjątkowo średnio wypada sekcja rytmiczna. Dawno nie słyszałem tak topornie zagranej perkusji, a przejścia w „Marzeniach” czy „Tysiącu lat” to coś, co nie powinno się wydarzyć. Zwłaszcza w promujących płytę numerach. Przed bębniarzem jeszcze sporo pracy… Gitary grają przyzwoicie, solówki są poprawne i bez większych zaskoczeń.

Jakbym miał z tych 15 numerów wybrać te, które na dłużej zapadły mi w pamięć to byłoby to na pewno „Prześliczna Maud” z ciekawym tekstem Marii Konopnickiej, Analogsowe „Marzenia” i „Tysiąc lat”, które mimo kwadratowych garów brzmią nieźle oraz pokazujący wrażliwszą stronę Harrego numer „Wspominanka dla Żółwika”. Z resztą materiału bywa różnie. Mam wrażenie, że te 15 kawałków to zbyt wiele jak na debiut. Słychać, że zabrakło krytycznej selekcji materiału na płytę. Może warto by było jeszcze trochę podszlifować niektóre kawałki, skupić się na bardziej energetycznym zaaranżowaniu bębnów i dorzuceniu kilku gitarowych smaczków? Byłoby na pewno lepiej. Na pewno należałoby podkręcić tempo w ciągnącej się jak „Moda na sukces” piosence „Włącz muzykę”, która pewnie miała z założenia zabrzmieć ciężko, a ciągnie się jak flaki. Wiem, że dla wielu wystarczające w tym projekcie jest to, że w składzie jest Harry. Ok, spoko, fajnie, że Dominik wrócił i ma się dobrze — też mnie to cieszy, ale jak na płytę to trochę za mało. Harusha musi jeszcze okrzepnąć. Może koncertowe ogranie materiału przyniesie jakieś wnioski na przyszłość i później chłopaki dowalą takim materiałem, że aż się udławię z wrażenia?


5,5/10
Harusha „Tysiąc lat”, wyd. Lou & Rocked Boys, maj 2017


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz