Relacja: Budka Suflera w Rzeszowie – pierwszy i ostatni raz

Co ja robię ze swoim życiem? – pomyślałem trzymając w rękach bilet na pożegnalny koncert Budki Suflera w rzeszowskiej Hali na Podpromiu. Jak byłem dzieciakiem, starszy brat wałkował na swoim Grundigu Jolkę, co miała pamiętać, jednak w późniejszych latach mój kontakt z lubelskimi dinozaurami drastycznie się zmniejszył. Ostatnio myślałem o nich dłużej w kontekście żenującej historii z playbackiem na sylwestrowym koncercie w Rzeszowie w 2011 roku. No ale co zrobić. Jak się ma bilety, a Budka Suflera gra pożegnalną trasę to trzeba iść i pierwszy, a zarazem ostatni raz, zobaczyć wiekowych muzyków na żywo. Szczerze, nie ciągnęło mnie tam, ale w sumie taka okazja już się nie powtórzy, więc zabrałem żonę i wyruszyliśmy na spotkanie przeznaczenia.


Dziadki, jak to dziadki, chodzą spać wcześnie. Dlatego koncert zaczął się lekko po 19 tej a skończył około 21. Hala na Podpromiu wypełniona ludźmi dość szczelnie, co w głównej mierze jest pewnie zasługą solidnego wsparcia sponsorskiego imprezy. Średnia wieku mocno wyśrubowana. Na scenę wkracza Budka. Będzie tango czy progresywny rock? Oto jest pytanie.

Spodziewałem się, że koncert będzie miał jakąś szczególną oprawę, jednak zespół postawił na rockową surowość. Żadnych kobiecych chórków, żadnych wodotrysków, banerów czy laserów. Po prostu paru starszych gości na scenie i ich sprzęt. Bez zbędnego gadania, ani mizdrzenia się między kawałkami – muzyka na pierwszym planie. Zaczęli przystępnie, od „Snu o dolinie” i „Twojego radia”. Zawsze podchodziłem do Budki ze sporym dystansem i dużą dozą ironii, ale Cugowski ma na żywo kawał głosu – słychać to zwłaszcza w starszych numerach. To jak wykonał „Pieśń niepokorną” tego wieczoru zapamiętam na długo. No i z daleka, jak się przymruży oczy, to wygląda całkiem jak Muniek Staszczyk. Tak dobrze zachowanego głosu nie ma już jednak Felicjan Andrzejczak, który wystąpił gościnnie z zespołem. Śpiewając „Za ostatni grosz”, „Nie wierz nigdy kobiecie” i „Noc komety” się rozkręcał, za to z „Jolką” poradził sobie idealnie. Gościnnie z Budką wystąpił też Mietek Jurecki, dzięki czemu rzeszowianie mogli zobaczyć zespół w mocnym składzie. No i przynajmniej jednego wizualnego rock’n’rollowca na scenie ;) Znane, radiowe kawałki zdominowały setlistę. „Takie tango” i „Bal wszystkich świętych” z jakiegoś durnego powodu można było usłyszeć dwa razy. Z czterdziestoletniej kariery powtarzać najgorszy paździerz? Nie rozumiem. Mnie najbardziej chwytały kawałki z klasycznego okresu zespołu. Zwłaszcza wieńczący podstawowy set „Jest taki samotny dom” – na takie rockowe, majestatyczne niczym Cugowski oblicze Budki Suflera czekałem. Po tym kawałku przemówił Krzysztof, rzucając wymowne „Żegnajcie”. Co tu dużo gadać. Sam gram i wiem, że coś takiego znaczy więcej niż tysiąc słów. Żałowałbym gdybym nie poszedł. Pożegnali się w dobrym stylu.

PS: Pod względem akustycznym Hala też dała radę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz