Coming out — Bandog „Way to disorder” || recenzja

Z tą płytą wiąże się mało fajna historia. Kiedy w sieci pojawiła się informacja o odgrzebanym z archiwów premierowym materiale krakowskiego Bandoga czuć było spore rozemocjonowanie. Wszyscy pamiętający lata 90., gdy Bandog wydał rewolucyjne jak na tamte czasy płyty „Bandog” i „Gangska”, czekali na ten album z wypiekami na twarzy. A tu nagle po dwudziestu latach przerwy pojawia się nowy materiał i sytuacja robi się niezręczna. Owszem Bandog wrócił, ale wrócił z kawałkami, których przekaz dla wielu starych i potencjalnych fanów będzie trudny do zaakceptowania.


Zacznijmy jednak od samej muzyki, bo to dla wielu sprawa najbardziej istotna. Nie zapominajmy też o tych, co języka angielskiego nie znają, a na „Way to disorder” tylko jeden numer zaśpiewano po polsku. Materiał, który znajdziemy na płycie zarejestrowano w 2000 roku, trzy lata po wydaniu albumu „Gangska”. Ślady przeleżały szmat czasu w szufladzie, aż w 2018 roku Workie, znany również z Tuff Enuff, dograł wokale i płyta mogła w końcu ujrzeć światło dzienne. Bandog określa się jako zespół ska-core, ale tego ska na „Way to disorder” wiele nie znajdziemy. Jest to raczej materiał z pogranicza ulicznego, melodyjnego street-punka w amerykańskim stylu, z niewielkimi domieszkami ska i sekcją dętą nagraną przez muzyków z zespołu Skankan. Jeśli chodzi o zawartość gatunkową to krążek zdecydowanie ma swój amerykańsko-uliczny klimat i mam wrażenie, że jest ostrzejszy od poprzednich dokonań grupy. Choć przyznam, że kiedy Bandog był u szczytu swej popularności i podobnie jak Po Prostu wydawał płyty w majorsie Koch International to nie załapałem bakcyla na tego typu granie.

Znajomy, bardzo ogarnięty muzyk z Krakowa, powiedział mi, że Bandog to jedna z najlepszych technicznie ekipa z Krakowa i okolic. Niestety na „Way to disorder” za bardzo tego nie słychać, bo porównując do starych płyt mam wrażenie, że przy nich chłopaki starali się bardziej jeśli chodzi o partie instrumentalne. Fajne patenty gitarowe psuje nonszalancja w ich odgrywaniu, sporo tu potknięć i niedogranych dźwięków, co przy uwspółcześnionym miksie kłuje w uszy. Słychać za to, że ekipa Bandoga jest wyluzowana, choć trochę czuć w tym wszystkim leniem. Na pewno można było to zagrać dokładniej. Nie wspominając już o wokalu, który owszem jest charakterystyczny, ale tak jak był mało czytelny przed laty, tak też jest i teraz. Choć zdecydowanie popracował nad swoją angielszczyzną.

Wszystkie te całkiem pozytywne odczucia psują teksty i związane z nimi kontrowersje. Bandog zaliczył spektakularny strzał w kolano, ale przy okazji zrobił też coming out pokazujący, że na starość człowiek robi się coraz bardziej konserwatywny. Nie znam osobiście kolesi z Bandoga i trudno mi ocenić na ile w tym wszystkim jest żartu, ironii czy chęci wsadzenia kija w mrowisko, a na ile jest to wyraz ideologicznego prawoskrętu, który jest dla mnie nie do zaakceptowania. Pytanie tylko, czy te kontrowersyjne numery traktować w 100% na poważnie? Rozumiem, że teksty typu „Hippie needs a shower”, to jakieś januszowe żarciochy, które pewnie po trzech ciepłych Harnasiach można uznać, za dowcipne. Osławiony „Rainbow” z głupkowatą melodyjką, przywodzącą na myśl „Arming The Proletariat With Potato Guns” NOFX, i stylizacją wokalu nawiązującą do Louisa Armstronga, również nie brzmi jak bojowy manifest. Chociaż tekst „Burn rainbow burn, and never return, our pure hate keeps fanning the flame” ewidentnie żartobliwy nie jest. I nie chodzi tu o jakąś rozbuchaną poprawność polityczną, której nie jestem fanem. Po prostu w czasach, gdy zwyczajne oszołomstwo zyskuje coraz mocniejszy głos, wypuszczanie materiału, który wpisuje się w prezentowany przez nie światopogląd jest nie na miejscu. Choć zespół w sieci starał się wytłumaczyć, z tego, o co faktycznie im chodzi, to jest to po prostu słabe. Trochę śmieszne i trochę smutne jest to, że gdyby wywalić te dwa numery z płyty, to pewnie reakcje na nowy materiał Bandoga byłyby zupełnie inne… a tak to cyk i kolano pewnie już nigdy nie będzie takie jak kiedyś.

-6/10
Bandog „Way to disorder”, wyd. Defense Records, maj 2018



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz