Recenzja: Non Serviam „Speranda” — z punk rocka się nie wyrasta

Zacznijmy od ciekawostki. Materiał, który znalazł się na tej płycie nagrano i zmiksowano w maju 1998 roku. „Speranda” miała ukazać się wtedy na CD i winylu, ale plany wzięły w łeb, a zespół Non Serviam przeszedł w stan hibernacji, która trwała blisko dwadzieścia lat. Aż tu pewnego dnia zespół postanowił wrócić do krainy żywych, a że miał już gotowy materiał, to czemu by go nie wydać? I tak dzięki staraniom muzyków, „Speranda” w końcu ujrzała światło dzienne. Gdyby ta płyta ukazała się we właściwym czasie to na pewno wyróżniłaby się bardziej niż teraz.


Trochę mnie ten Non Serviam zaskoczył. Po pierwszym numerze spodziewałem, się, że do końca płyty będę miał do czynienia z takim polskim, punkowym czadzikiem, który gdzieś tam ociera się o początki Aliansu czy Włochatego, ale „Speranda” w ujęciu całościowym to zupełnie inna para glanów. To, co załodze z Chrzanowa wychodzi najlepiej to klimaty starego polskiego punky-reggae, które pod koniec lat 90. miało się naprawdę dobrze. Pamiętam jak u mnie na osiedlu w kasieciakach załogantów rządził Fate, Łysina Lenina czy Świat Czarownic. Gdybym miał wtedy „Sperandę” to kręciłaby się równie często. Zespół jak na ówczesne standardy grał sprawnie i całkiem dojrzale. Teksty też trzymają przyzwoity poziom, bez żadnych młodzieńczych wycieczek w klimaty punko-polowe czy, jak to się dzisiaj określa, gimbazjalne, dzięki czemu mimo upływu lat słucha się tego całkiem przyjemnie.

Non Serviam robił to, co większość kapel z tego okresu, czyli mieszał konwencje. Taka różnorodność dziś często postrzegana jest jako minus, bo patrząc na współczesne scenowe kapele to najbardziej pożądane jest ścisłe trzymanie się jednej szufladki. Na „Sperandzie” mamy więc ostrzejsze hc/punkowe momenty, które przełamuje puzon oraz kapka ska i reggae. Trochę to niedzisiejsze, ale wszyscy, którzy pamiętają czasy, gdy punk rocka słuchało się wyłącznie z kaset mogą się przy takim graniu rozrzewnić i powspominać punkową scenę schyłku lat 90.

W liście dołączonym do płyty znalazłem takie zdanie: „sami nie wiemy, czy dobrze zrobiliśmy odgrzebując ten stary materiał, czy nie lepiej byłoby wejść do studia i nagrać nowy, świeży i dojrzalszy”. Powiem tak, ja na miejscu Non Serviam zrobiłbym tak samo. Trochę z sentymentów, trochę z historycznych pobudek, a w największej części po to, żeby ocalić od zapomnienia ten naprawdę sensowej jakości materiał. Może nie jest to trendy, ale nie o modę w punk rocku chodzi.

A tak w ramach post scriptum, to szkoda, że we wkładce do płyty nie wykorzystano jakichś historycznych materiałów czy zdjęć z dawnych lat. Coś takiego byłoby jak najbardziej na miejscu i fajnie podkręciłoby ten oldschoolowy klimat.

6,5/10
Non Serviam „Speranda”, wyd. własne, 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz