Recenzja: Big Cyc „Czarne słońce narodu” – powrót na barykady rock’n’rolla

Nic tak dobrze nie zrobiło Big Cycowi jak rozstanie z dużą wytwórnią. Wydana rok temu płyta „Jesteśmy najlepsi” pokazała, że do zespołu wróciła twórcza energia i niezłe pomysły. Nie minął rok, a już doczekaliśmy się nowego, wydanego własnym sumptem wydawnictwa – „Czarne słońce narodu”.


Big Cycowi nigdy nie było po drodze z PiSem. Słychać to było już od albumu „Moherowe berety” z 2006 roku, który zakończył bardziej luzacko-żartobliwą epokę w dyskografii zespołu. Późniejsze „Szambo i perfumeria” i „Zadzwońcie po milicję” także penetrowały nurt politycznego, chociaż podanego z dystansem i przymrużeniem oka, rocka. „Czarne słońce narodu” jest zdecydowanie bardziej dosłowne. Big Cyc jasno pokazuje, kto mu się nie podoba i nie ubiera tego w wyszukane metafory. Proste teksty (czasem niestety aż nazbyt) od początku do końca biorą na celownik ekipę Jarosława z Antonim na czele.

10 numerów zawartych na płycie zdominowała polityka i komentarz do bieżących wydarzeń. Od smoleńskich ekspertów Macierewicza, przez uchodźców i aferę Bolka, aż po manifestacje KODu. Nawet nowa wersja starego kawałka Big Cyca, „Mejk lof not łar”, obecnie pod nowym tytułem „Transparenty i sztandary”, po niewielkich ingerencjach w oryginalnym tekście została wymierzona w obecny obóz władzy.

Pod względem muzycznym „Czarne słońce narodu” kontynuuje klimat z ostatnich płyt Big Cyca. Gitarowe granie zeszło na drugi plan, a pojawiło się więcej przestrzeni dla sekcji rytmicznej i klawiszy. Na nowej płycie zabrakło również wstawek ska, ale ten rodzaj muzyki średnio komponowałby się z politycznym przekazem. Wciąż jestem zwolennikiem starszych nagrań ekipy, ale „Czarne słońce” i „Jesteśmy najlepsi” udowadniają, że zespół złapał drugi oddech.

Ktoś powiedział, że obecne rządu są idealną inspiracją do pisania punkowych kawałków. Big Cyc, choć do punk rockowej sceny bym go nie zaliczał, skwapliwie z tego skorzystał. Zresztą warto pamiętać o tym, że zespół powstał jako twór typowo anty systemowy, co po ponad 25 latach działalności nadal widać. „Czarne słońce narodu” skutecznie przypomina o tym, że ekipa Big Cyca to nie grupa rock’n’rollowych old boyów odcinających kupony od „Makumby”, tylko faceci o zdecydowanych poglądach, którzy potrafią otwarcie i z jajem podejść do obecnej rzeczywistości politycznej. Za to zdecydowana okejka.

7,5/10
Big Cyc „Czarne słońce narodu”, Rock Revolution/Big Cyc, maj 2016

1 komentarz:

  1. Big Cyc jeszcze działa? Ale jestem w szoku, bo bardzo dawno ich nie słyszałam. Dobrze, że przypomniałeś, z chęcią odświeżę kilka kawałków. ;)

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie w wolnej chwili ;)
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń