Więcej metalu — Tester Gier „Wielkie kontrakty, duże wytwórnie” || recenzja

To wciąż jest crossover, to nie gra dla beki — śpiewa Tester Gier na swojej najnowszej płycie. Trochę się z tym zgodzę, a trochę nie. Owszem crossover słychać cały czas, ale trochę beki tutaj też jest, a metalu też jakoś więcej niż zwykle. I to nie tylko tego thrashowego, bo na heavy i death też znalazło się miejsce.

Ze zmian na pewno warto odnotować zmianę wydawcy. „Wielkie kontrakty, duże wytwórnie” wypuścił osadzony w hip-hopie label Brain Dead Familia. Spokojnie, Tester Gier nie został nowym Limp Bizkit czy drugim Nekromerem, którego, o ile mnie pamięć nie zawodzi, promował Peja. Brain Dead Familia to nie Peja, tylko Słoń, a ciekawostka jest taka, że Tester Gier wystąpił gościnnie na jego płycie „Mutylator” z 2018 roku.


Tester Gier to sprawna ekipa i fajnie, że każda kolejna płyta brzmi coraz solidniej. Pamiętający początki Testera i skład z Owcem, który obecnie spełnia się w Faulu Technicznym, mogą kręcić nosem, że Testerowi coraz dalej do hardcore-punkowej sceny i surowego brzmienia. Ortodoksów nie porwą też muzyczne żarty typu „Śmierć metal atak” czy „Z piekielnej otchłani upiór”. Może to i dobrze, że Nocny Kochanek nie wyczerpuje monopolu na śmieszkowanko, ale nie są to klimaty, którymi się jaram. Na plus, warto dodać, że żarty są jednak wyższych lotów niż u Łydki Kochanka. Szkoda, że na nowej płycie jest mniej „życiowych” tekstów. Zawsze ceniłem te prozaiczne kawałki Testera, a numer o pracy i Hawajach wraca do mnie jak bumerang. Tutaj tematyka w dużej mierze kręci się wokół metalu i grania w zespole. Trochę to robi się już oklepane, ale jest to też jakaś Testerska konwencja. Wiecie, „gramy metal dla pieniędzy” i w ogóle. Ludzi, którzy na co dzień siedzą w metalu pewnie bardziej to rozbawi niż punk-rockową publikę.


Czy są na tej płycie jakieś zaskoczenia? Zaskakujący może być koniec płyty, gdzie charakterystyczny „zamerykanizowany” zaśpiew zastępują patetyczne melorecytacje. Jeśli słyszeliście kiedykolwiek zespół Hunter to właśnie takie klimaty. Trochę dziwnie to brzmi, ale może to też jakaś żartobliwa konwencja?


Nie jest to moja ulubiona płyta Testera Gier, ale swoje zalety ma. Można się czepiać, ale nie można odmówić Testerowi ręki do chwytliwych melodyjek, spektakularnych solówek i numerów, których po prostu fajnie byłoby posłuchać na koncercie. Do tego taka muza właśnie jest — nie ma co filozofować.



6,5/10

wyd. Brain Dead Familia, 2021



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz