Z historii czechosłowackiego punk rocka - Fabrika „Fabrika” || recenzja

Wydawanie zapomnianych staroci to nie tylko cecha polskiej sceny punk. Sąsiedzi z Czech również w ostatnim czasie przegrzebują swoje tajne magazyny w poszukiwaniu historycznych ciekawostek. Jedną z nich jest Fabrika, punkowe trio z leżącego nieopodal Pragi Kladna. Oczywiście tej czechosłowackiej Pragi, bo skład powstał w czasach demokracji ludowej.

Z archiwaliami jest tak, że pod kątem brzmienia za wiele dobrego po nich spodziewać się nie można. Ich wartość często jest typowo sentymentalna lub historyczna, bo możemy odkryć zespół, o którego istnieniu nie mieliśmy pojęcia, a gdzieś tam dołożył swoją cegiełkę do historii punk rocka. Tak jest w przypadku grupy Fabrika, bo to dla mnie zupełnie anonimowa ekipa i kompletnie nie wiedziałem czego po zespole z Kladna mogę się spodziewać.


Materiał zawarty na winylowym debiucie zespołu to przede wszystkim nagrania demo z 1988 roku, które uzupełniono kilkoma utworami ze składanek i koncertów. Winyl wydano po śmierci basisty składu. To ponure wydarzenie nie zatrzymało jednak Fabriki, która zgodnie z obowiązującym ostatnio obyczajem reaktywowała się. Ale nie o współczesności będziemy tutaj pisać, a o historii. 


Cała strona A i część strony B to utwory z „Demo 1988”, które prezentują najbardziej punkowe oblicze kapeli. Nie jest to oczywiście nowoczesny, sformatowany do jednej szufladki punk. Tak jak w przypadku starych kapel z Polski z lat 80-tych, wtedy w graniu panowała większa swoboda twórcza. Generalnie Fabrika prezentuje melodyjne, oldschoolowe słowiańskie granie. Numery takie jak „Nechcem” czy „Mladi vpred” kojarzą się z początkami słowackiej Zony A - podobna melodyjność i chórki - ale np. „Zoldak” to już ostrzejsze granie. Ostrzejsze na tyle ile się da, bo przester gitarowy ma w sobie więcej z pobrzękiwania niż czadu i ciężaru. Bębny też słychać średnio. Bas za to brzmi nawet przyzwoicie i zagrany też jest najlepiej ze wszystkich instrumentów. Co ciekawe, na demie pojawiają się też wycieczki w mniej punkowe okolice, jak choćby kawałek „Vyhod’me ho z kola ven”, gdzie mamy i dłuższe solo i lekko post punkowy klimat.


To chłodniejsze i mniej punkowe oblicze Fabriki słychać na stronie B, gdzie mamy kawałki z kompilacji „Plameny Smrti” z 1994 roku i koncertowe nagrania z 1989 i 1990 roku. Tutaj już brzmienie jest nieco lepsze, zwłaszcza w kontekście bębnów. 


Gdyby udało się te piosenki nagrać w dobrym studiu i z odpowiednim ciężarem gitar to może i Fabrika zbliżyłaby się klimatem do krakowskiej Kontrkultury, która również mieszała melodyjne punkowe granie z bardziej połamanymi zagrywkami. A może z biegiem lat Fabrika kombinowałaby jeszcze mocniej zmierzając w kierunku Uz Jsme Doma? Tutaj, w warunkach mocno partyzanckich słychać, że jest w tym jakiś potencjał, ale nie brzmi to tak jak powinno. 


Fabrika ma na tej płycie dobre momenty jednak jest to przede wszystkim rzecz dla ludzi ciekawych punkowej historii naszych południowych sąsiadów i miłośników klasyki. Jeśli znacie język czeski, to można wczytać się w historię kapeli we wkładce do płyty, z której jak i z tekstów niewiele udało mi się dowiedzieć. Na pewno śpiewają coś o wojnie. Tak jak i u nas w podobnym okresie.



6/10

wyd. Papagajuv Hlasatel Records, 2021


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz