Z Danii wieje pesymizmem — The War Goes On „The war goes on” || recenzja

Po kapeli z taką nazwą spodziewałem się siermiężnego hard-core’a idealnego do podskakiwania bez koszulki z grupą podtatusiałych koksów. Nic z tego. Duńczycy z The War Goes On zamiast ciężkiego core’owego walca serwują skrzyżowanie oldschoolowego hardcore’a, amerykańskiego punk rocka, rock’n’rollowego klimatu i nostalgii Leatherface czy Hot Water Music. Przyjemna rzecz.

Płytę nagrano w Kopenhadze, mastering zrobiono w Londynie, a wydawcą jest Hasiok Records. Od razu widać, że podejście jest światowe. Ciekawostka jest taka, że wydanie Hasioka to wznowienie debiutanckiego materiału Duńczyków z 2014 roku, który pierwotnie ukazał się w 2016 roku, ale dopiero teraz doczekał się wydania na CD. Wcześniej był winyl i kaseta magnetofonowa.


Od pierwszego numeru czuć, że chłopaki nie są nowicjuszami. Większość składu zdobywała szlify w duńskiej punkowej grupie No Hope For The Kids. Słychać, że instrumenty mają dobrze opanowane, a aranżacje nie są banalne. Muszę przyznać, że zaciekawił mnie ten band. Przede wszystkim dlatego, że lubię molowe akordy i ponure kawałki, a The War Goes On do najweselszych ekip nie należy. Można powiedzieć, że teksty są życiowe, aż do bólu. Już same tytuły piosenek mówią sporo o tym czego możemy się spodziewać: „Man of constant sorrow”, „This shitty life”, „Darkest days”, „Gloomy fucking monday”, „The ugly part of town”. No cóż… The War Goes On po prostu zrobili concept album o poczuciu beznadziei. Zabawne w tym wszystkim jest to, że wedle rankingu World Happiness Report Dania od lat znajduje się w czołówce najszczęśliwszych krajów na świecie. The War Goes On są dowodem na to, że nie każdy tak to odbiera.


Dobrą robotę w tym zespole robi zdarty, mocny ale niepozbawiony melodii wokal. Skojarzenia z Hot Water Music czy Leatherface to nie przypadek. Muzycznie to jednak trochę inna bajka. Więcej tu czadu i mniej tej pop-punkowej przebojowości, choć The War Goes On też ma rękę do chwytliwych zagrywek. W uszy rzuca się choćby refren „Darkest days” czerpiący aranżacyjnie z patentów Fat Mike’a.


Najsłabsza w tym wszystkim jest okładka, choć sugestia tego, co na niej się znajduje pasuje do ponurego klimatu tekstów ekipy. Szkoda też, że teksty we wkładce zapisano z abstrakcyjnym podziałem wersów, innym niż w piosenkach — ciężko się po tym nawiguje.


Muszę przyznać, że The War Goes On pozytywnie zaskakuje (w całym tym swoim zalewie pesymistycznych przemyśleń). Jest czad, melodia, emocje, mrok, solidne granie i nieoklepane teksty. To lubię. Warto sprawdzić. 


7,5/10

wyd. Hasiok, 2021


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz