Spotkanie z ciekawym człowiekiem — Piotr Pawłowski „Dzienniki basowe” || recenzja

Gdyby ktoś miesiąc temu powiedział mi, że wciągnie mnie autobiograficzna książką biznesmena i basisty nowofalowego Made in Poland to zobaczyłby moje pełne politowania spojrzenie. A jednak wciągnęła mnie. Przeczytałem ją w dwa dni. Choć Piotr Pawłowski i jego zimnofalowe poczynania nigdy mnie nie emocjonowały to książka, w której gawędziarsko-felietonowo-anegdotycznej formie wspomina swoje nie tylko muzyczne życie jest zaskakująco dobra.


Duży plus za formę. Podzielenie całości na mikro-rozdziały liczące 2-3 strony to doskonały zabieg. Czytając te krótkie historyjki o przeróżnej tematyce — od wspomnień z młodzieńczych lat spędzonych w Krakowie, przez muzykę, po biznesowe anegdoty z czasów transformacji ustrojowej i nie tylko — masz wrażenie, że siedzisz z Piotrem przy kawie lub czymś mocniejszym, a on snuje swoje opowieści ku uciesze gawiedzi. A talent do opowiastek ma. I ciekawe detale, i historie z backstegu i dowcipny styl. Od razu widać, że to gość z HR ;)

Piotr to człowiek, który niejedno w życiu robił. Co ciekawe nie oznacza to, że jak w przypadku różnych rockowych biografii imał się różnych mało chlubnych, dorywczych zajęć, aby jakoś przebrnąć przez życie i w ostatniej scenie odbić się od dna robiąc zawrotną karierę i przejść do legendy rocka. Autor oprócz muzyki zajmował się biznesem i historia jego życia potoczyła się tak, że w wyniku przypadku, który również opisał, zaczął zajmować wysokie stanowiska w różnych polskich i zagranicznych spółkach coraz bardziej wkręcając się w biznes. Stąd też muzyka głównej roli tu nie gra i kto spodziewa się wyłącznie historii Made In Poland czy innych projektów muzycznych Piotra ten może czuć lekkie rozczarowanie. Owszem anegdoty ze studiów nagraniowych czy festiwalu w Jarocinie tu znajdziemy, ale nie jest to dominujący temat. Piotr częściej wykorzystuje ten kontekst aby podzielić się swoimi przemyśleniami na temat rynku muzycznego czy Polski. Zwolennikom obecnego reżimu ta książka również się nie spodoba, bo krytyce PiSu autor poświęcił dużo (za dużo) miejsca. Czy warto rozpisywać się na tak niewdzięczny temat? Przez to „Dzienniki” będące poniekąd pozycją historyczną zyskują mocno bieżący kontekst, który za kilka lat będzie kompletnie nieczytelny. Ten komentatorski styl i krótka forma miejscami sprawiały wrażenie, że przemyślenia Piotra mogą mieć swoją genezę w obszernych wpisach publikowanych na facebooku. Może niepotrzebnie się czepiam, ale jakbym nie przeczytał tego od razu, tylko sięgnął po to dzieło w przyszłości to podchodziłbym do niego jak do „Wolności słowa” Pudelsów.

Trochę pomarudziłem, ale nie ukrywam, że książka Piotra wciągnęła mnie nie tylko ze względu na to, że i muzyka i HR są tematami mi bliskimi. „Dzienniki” po prostu bardzo dobrze się czyta. Pochłoniesz parę mini rozdziałów i myślisz, a przeczytam jeszcze jeden. Potem jeszcze jeden i jeszcze jeden i okazuje się, że masz za sobą połowę książki. Piotr potrafi zaintrygować, a wybór historyjek przez swoją różnorodność nie nudzi. Czasem wszystkowiedzący ton i pewność siebie autora mogą mierzić, ale jak ktoś trzy razy wygrał w teleturnieju „Wielka gra” to można mu to wybaczyć.

Zazwyczaj na noty na okładce spuszczam zasłonę milczenia, ale to, co o basistach napisał Marcin Świetlicki warto przytoczyć w szerszym fragmencie: „po wielu latach obserwowania basistów mogę stwierdzić, że to najbardziej inteligentni i ambitni muzycy — monotonia i powtarzalność dźwięków, które wytwarzają, sprawia, że pragną wyrażać swój talent również na inne sposoby - gitarzyści i perkusiści znajdują samozadowolenie w graniu, basistom to nie wystarczy”. Bo wiecie, basu i tak nie słychać <żart klasyk>, a Piotr ma sporo do przekazania. Polecam!


8/10
wyd. Zima, 2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz