Na poważnie — Nic Śmiesznego „Nihil ridiculum” || recenzja

Tu naprawdę nie ma nic śmiesznego. Niezależnie od czasów, które nie skłaniają do śpiewania o pierdołach podkarpacki skład Nic Śmiesznego liryczny konkret stawia obecnie jako swój wyróżnik. A nie zawsze tak było, bo kapeli, która powstała w 2003 roku, zdarzało się poruszać bardziej przyziemne tematy, ale od tego czasu minęły lata. A lata świetlne dzielą stare i nowe Nic Śmiesznego. Można powiedzieć, że łączy je tylko nazwa, logo i dwa numery ze starego repertuaru. Pozostałe 10 utworów to premiery.


Warto dodać, że powrót Nic Śmiesznego to żadna reaktywacja w stylu kilku zgredów na grillu doszło do wniosku, że może pora wyciągnąć z piwnicy ramoneski i trochę się powygłupiać na scenie, choć z punk rockiem nie mają już nic wspólnego. Ludzie z Nic Śmiesznego cały czas byli aktywni, angażując się między innymi w dębicki hc-punkowy Ortodox oraz koncertową inicjatywę City Punx Show.

Ci co pamiętają Nic Śmiesznego z dawnych lat będą zaskoczeni nowym materiałem. Odświeżyłem sobie przy okazji tej recenzji demo „Betonowy świat” z 2003 roku i różnica jest kolosalna. Nie tylko ze względu na znacznie wyższe umiejętności członków zespołu i fachową realizację materiału. Chłopaków nie da się już wrzucić do worka z etykietką małomiasteczkowy hc-punk czy przypiąć łatki ostrzejszego Mamusiu Ratuj. Choć nie poruszają się w żadnej modnej obecnie estetyce to ich sięganie do klimatu polskiego hc-punka z lat 90 jest zrobione ze smakiem. Gdzieniegdzie obijają się o uszy motywy znane z nowojorskiej sceny hard-core, ale jest to tutaj wyłącznie delikatnie wyczuwalna przyprawa. Nie jest to klon amerykańskich zespołów i polska scena jest najlepszym odnośnikiem do zawartości tej płyty. To, że Nic Śmiesznego nie kopiują znanych bandów zza oceanu biorąc pod uwagę jakie granie ma teraz branie, może być dla wielu minusem. Niektórym może też brakować ewidentnych „hiciorów”, co może zaskakiwać znając zamiłowanie chłopaków do kapel pokroju Anti-Flag czy Bad Religion. Nie słychać tego kompletnie. A trochę szkoda, bo parę bardziej oczywistych zagrywek dodałoby płycie lekkości.

Na „Nihil ridiculum” dominują średnie tempa i mocno wyeksponowana sekcja rytmiczna. Sytuacje, gdzie numery zaczynają się basowym riffem są zazwyczaj rzadkością, a w przypadku Nic Śmiesznego oparcie aranży na wiodącym, albo otwierającym całość, basie i wychodzącej poza proste punkowe rytmy perkusji to standard. Czuć, że gitara ma tu mniej do powiedzenia i przeważnie pełni funkcję rytmicznego wypełnienia (choć jedna mikro solówka się na płycie zmieściła). Brzmi to dość nieoczywiście, ale czuć w tym jakiś pomysł na wyróżnienie się. Zwłaszcza, że sekcja rytmiczna jest fajnie podkreślona w miksie, co dodatkowo potwierdza jej kluczową rolę. Wszyscy Ci, którzy narzekają, na to że basu i tak nie słychać to niech sobie włączą Nic Śmiesznego. Posiliłbym się jednak na jeszcze szersze rozwinięcie jego roli i odczarowanie wyśmiewanego w gitarowym środowisku sola na basie. Bo miejsca na takie bardziej śmiałe posunięcia nie brakuje.

Zaangażowane punkowe teksty to nie taka prosta sprawa. Po setkach płyt i dziesiątkach podejść do takich tematów jak religia, ekologia, wojny, nienawiść, podziały, polityka itp. ciężko wyjść poza schemat i uciec od oklepanych zwrotów, które wszyscy słyszeliśmy już wcześniej. Nic Śmiesznego szuka nowego podejścia (m.in. opierając teksty na powtarzających się motywach), co raz wychodzi lepiej, a raz gorzej, ale generalnie przyzwoity poziom jest zachowany.

Na podkarpackiej scenie punk nie dzieje się praktycznie nic, więc fajnie, że Nic Śmiesznego przypominają o niej w sposób fachowy, konkretny i bez małomiasteczkowego sznytu. A w dodatku płyta została bardzo elegancko wydana. Przy okazji odświeżenia stylu warto byłoby też uwspółcześnić logo zespołu, bo przypomina o tym, że zespół ma już te swoje 17 lat.

Nie jest to materiał, który porwie każdego, ale nie sposób odmówić mu wiarygodności i szczerości. Do tego dochodzi solidne rzemiosło i rzetelne podejście do realizacji płyty. Wszystko to sprawia, że to bardzo równy album. Jeśli szukacie świeżej krwi w polskim hc-punku, a ten współczesny emo-revival i post-hc-post-punk was nie przekonuje to warto sprawdzić, co do zaoferowania ma Nic Śmiesznego.


7/10
wyd. Pasażer / Stradoom / Bieskid Punkowy / Hardcore Tattoo Records, 2020


PS: Czekam teraz na zapowiadany od lat kolejny materiał Ortodox. To co słyszałem na żywo było bardzo obiecujące. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz