Remember your roots — Pleasure Trap „All-nighter” || recenzja

Ta płyta przeleżała swoje zanim doczekała się swojej recenzji. Słuchałem jej wiele razy, z dłuższymi i krótszymi przerwami ale cały czas brakowało mi jakiegoś klarownego wniosku. Wszystko przez to, że ten album jest po prostu tak nietypowy — przynajmniej jak na nasze nadwiślańskie punkowe standardy. Warszawiacy z Pleasure Trap sporo mieszają, na „All-nighter” znajdzie się i coś dla fanów brytyjskiego klimatu z wczesnych i późnych lat 70. i dla miłośników korzennego ska z oldschoolowymi klawiszami, a do tego kapka stylistyki znanej z The Clash i trochę stylowych modsowych zagrywek. Kto tak gra w XXI wieku? Nawet The Interrupters brzmią o wiele bardziej współcześnie.



Czy zatem Pleasure Trap to coś w stylu punk-rockowej Grety Van Fleet? Absolutnie nie. Warszawiacy grają zbyt różnorodnie. Choć recenzując debiutancką EPkę „Hell called earth” troszkę marudziłem, że jest zbyt hermetycznie. No i teraz co, mam co chciałem, a to wcale sprawy nie ułatwia.

To, co muszę już na wstępie docenić to na pewno grę śpiewającego gitarzysty Eryka. W grającym ostrzej Lazy Class nie zwróciłem na nią jakoś szczególnej uwagi, za to w Pleasure Trap Eryk nie raz udowadnia, że potrafi zaskoczyć nie tylko ciekawą zagrywką, ale również fajną zabawą brzmieniem czy zastosowaniem gitarowych efektów. A smakowita na tej płycie jest nie tylko ta gitara.

Jaka jest zatem ta płyta? Do głowy przychodzą mi dwa słowa — stylowa i „korzenna”. Chłopaki nie szukają tu świeżych inspiracji lecz zaglądają tam, gdzie inni już dawno zaglądać przestali. Obecnie melodic punkowe kapele sięgają do inspiracji sprzed kilkunastu lat, hard-core’owcy grzebią w muzyce sprzed ponad dwudziestu lat, ale zespołów czerpiących z samych korzeni tego wszystkiego jest bardzo mało. No może oprócz garażowego rock’n’rolla, który staje się ostatnio bardziej aktywną niszą. Pleasure Trap czerpie z tego, co interesuje bardzo wąską grupę kapel. Jest w tym pewna odwaga, bo w Polsce takiej sceny nie ma, ale jest w tym też więcej frajdy, bo można pograć oryginalnie bez skrępowania. Trochę clashowego punka, trochę ska (które Pleasure Trap wychodzi niestety najsłabiej), a na dokładkę kapka soulowych klimatów. Tak grać mogą tylko ludzie z konkretną zajawką. A w składzie nowicjuszy nie ma, bo oprócz Eryka na pokładzie znajdziemy obsługującego drugi wokal i bas Maćka i perkusistę Kubę z bardzo dobrej, a nieistniejącej już grupy Lunatics. Zresztą jak spojrzymy na skład z pożegnalnego splita Lunaticsów to 3/4 ekipy to właśnie Pleasure Trap, a Kuba i Maciek penetrowali klimaty lat 60. i 70. już wcześniej w zespole Lovelot. Podstawowy skład Pleasure Trap ubarwiają zaproszeni goście. Na płycie usłyszymy między innymi Magdę Kramer z Fertile Hump i Jarka Ważnego z Kultu.

Oprócz nietypowych inspiracji kolejnym wyróżnikiem tej płyty są teksty. Otwierający album taneczny „Burn this floor” wcale nie nadaje tonu całej płycie, bo oprócz imprezowo-romantyczno-kibicowskich piosenek pojawiają się tu też tematy polityczne, jak np. utwór poświęcony sprawie australijskiego antyfaszysty Jocka Palfreemana odsiadującego wyrok w bułgarskim więzieniu. To też coraz bardziej widoczny trend, że zespoły mogące być kojarzone ze sceną oi klarownie deklarują swoje poglądy. W dzisiejszych czasach bycie apolitycznym skinheadem wydaje się mocno podejrzane.

Muszę przyznać, że liczyłem tu na więcej przebojowego grania, ale i tak przy „All-nighter” można potańczyć, a to dość niecodzienna zaleta punkowego grania i wartość sama w sobie.

PS: Płyta jest super wydana. Zwłaszcza na winylu prezentuje się doskonale. Kolekcjoneróa zainteresuje pewnie to, że można sprawić sobie zajebisty turkusowy winyl, biały lub turkusowo-biały splatter. Wszystkie równie wypasione.


7,5/10
Pleasure Trap „Nightliner”, wyd. Oldschool Records / Contra Records, kwiecień 2018



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz