Polska Z — Burek! Dobry Pies „S/T” || recenzja

Są płyty jak szampan — radosne i pozytywnie nastrajające do życia, ale są też takie, które smakują jak ciepła, podła wódka zostawiając po sobie smak goryczy i połączonej ze smutkiem zadumy. Debiut grupy Burek! Dobry Pies jest w tym zestawieniu jak pochodzący z niewiadomego źródła bimber — wykrzywiający twarz w grymasie, który mówi całą prawdę o mieszkańcach podkarpackich rubieży. A przy tym pozostaje szczery, swojski i bardzo mocny.


Długo trzeba było czekać na ten album, ale warto było sobie podostrzyć apetyt, bo chłopaki nagrali płytę, która oprócz tego, że jest po prostu dobra to zrobiona została w taki sposób, że za kilkanaście lat mówiąc o undergroundowej scenie na Podkarpaciu nie sposób będzie debiutu Burka pominąć. Pierwsza niezwykła rzecz to fakt, że Burek zamiast zbioru znanych z koncertów numerów wydał koncept album. Jego bohaterem jest Cicha Lipa, zapomniane przez Boga miejsce, gdzieś na końcu świata, wypełnione mało pozytywnymi bohaterami, brakiem nadziei na lepsze jutro i patologicznym klimatem. Narratorem opowieści jest występujący w charakterze gościa Ex-Pert z Inkwizycji, który między kolejnymi utworami snuje oparte na niedopowiedzeniach historyjki podkreślające beznadzieję tego przeklętego punktu na mapie, w którym osadzono piosenki Burka. Coś podobnego w wersji filmowej można zobaczyć w gruzińskim dokumencie Tamty Gabrichidze „Handlarz”, w którym sportretowano życie w wiejskich zakątkach Gruzji, gdzie w zamian za garść ziemniaków wyrzuceni poza nawias XXI wieku mieszkańcy mogą spełnić swoje marzenia o dobrobycie. Ponure kino. Ponure jak płyta Burka.

Kim są bohaterowie utworów? Cały czas obracamy się w kręgu nizin społecznych i połamanych życiorysów. Mamy tu i operatora maszyny w zakładzie produkcyjnym — biernego szarego obywatela bez ambicji, kolegę z wojska, który przy świątecznej okazji przyjechał na libację, z której już nie wrócił, ojca przepijającego wypłatę, księdza chodzącego po kolędzie i patologiczne, nasiąknięte alkoholem rodziny. Nie jest wesoło, a teksty choć dotykają bardzo przyziemnej tematyki, nie są podane kawa na ławę, jak choćby w „Kolędzie”:
Wilki chodzą po wiosce
Grzbiety ciosą bicz boży
Z dobrym słowem kolędy
Włożyć w papier trzech króli
Podkreśleniem ciężkiego klimatu, jest brudne, ciemne (choć całkiem selektywne) brzmienie całego materiału. Muzycznie nie jest łatwo wpakować Burka do jednej szuflady. Korzenie są na pewno mocno punkowe, a dodatkowo przewija się tu i stara szkoła hard-core punkowego grania jak i bardziej współczesne około punkowe gitarowe zespoły jak choćby popularny ostatnio Idles. Choć nie są to na pewno proste skojarzenia. Jedno jest za to pewne — ten zespół przeszedł przez lata sporą ewolucję. Pamiętam chłopaków jak zaczynali swoją przygodę z graniem opierając się w dużej mierze na coverach punkowych klasyków z lat 80. Sentyment do klasyków widać także tutaj, bo na albumie mamy też cover piosenki „Płacz wietnamskich dzieci” żydowskiej big-bitowej grupy Następcy Tronów ze Szczecina.

Ozdobą Burka są na pewno fajne aranże gitary basowej wygrywane przez znanego również z Inkwizycji Artiego, a także klasyczne folkowe cymbały, na których gra wokalista Sołtys. Ten nietypowy instrument jest w tym ciężkim sosie fajną wschodnią przyprawą dodającą wiarygodności całemu konceptowi tej płyty. Muzyka Burka, mimo, że prosta, ma wiele planów. Oprócz cymbałów pojawią się i sample i klawisz i różne dziwne efekty, które sprawiają, że ten krążek jest po prostu ciekawy i zyskuje na kolejnych przesłuchaniach.

Do utworu „Ciasne buty” nagrano ciekawy teledysk, który dobrze oddaje klimat albumu. Choć kawałek jest raczej mało reprezentatywny, bo całość płyty jest zdecydowanie ostrzejsza.

Obserwuje ten zespół od lat, widziałem ze trzydzieści koncertów chłopaków, a mimo tego czuje się zaskoczony. Zdecydowanie pozytywnie. Ważna płyta ciekawego zespołu.

Polecam!

9/10
Burek! Dobry Pies „S/T”, wyd. DMN, marzec 2019



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz