Recenzja: Henry David’s Gun „Tales from the Whale’s belly” — na spokojnie

O Wawrzyńcu Janie Dąbrowskim, pisałem już jakiś czas temu w kontekście bardzo dobrej epki „The Road” wydanej jako Henry No Hurry. Po tym bardziej pogodnym, songwriterskim projekcie Wawrzyniec wraca z drugim pełnowymiarowym albumem „Tales from the Whale’s belly” nagranym przez trio Henry David’s Gun.



Jak to jest w tym tytułowym wielorybim brzuchu? Po przesłuchaniu płyty można odnieść wrażenie, że trochę mrocznie, ale też wygodnie i komfortowo. Na „Tales from the Whale’s belly” dominuje spokój łamany przez nostalgię. Nasz wieloryb sprawnie omija sztormy stawiając na spokojne kołysanie się po wodach Atlantyku. Na pewno nie jest to młody narowisty osobnik, a dojrzały wieloryb, który niejedno już w życiu widział.

Drugi album Henry David’s Gun to płyta bardzo równa. Brak tu większych zaskoczeń pozwalających na wybicie słuchacza ze strefy muzycznego komfortu. Czasem, aż by się prosiło o to, żeby przełamać spokojne dźwięki czymś bardziej dramatycznym, a głęboki głos Henrego wznieść na wyższe, bardziej emocjonalne rejestry. Ale nie, tutaj wszystko jest na spokojnie. Bez pośpiechu, bez gwałtownych ruchów i bez zbytniego popadania w ekscytację. Czuć w tym dojrzałość. Również muzyczną. Ciekawe jest też to, że muzycy nie silą się na „radiowość” swojego materiału. Mimo tego, że nie jest to muzyka dla ortodoksów, to czuć na tym albumie pewną bezkompromisowość. Nikt z zespołu nie zamierza być polskim Edem Sheeranem. A mógłby.

Henry David’s Gun tworzy trio sprawnych muzyków. Oprócz Wawrzyńca, który odpowiada za wokale, gitary, ukulele, skład uzupełniają Michał Sepioło, grający na kontrabasie, pianinie i banjo, oraz odpowiadający za instrumenty perkusyjne Maciej Rozwadowski. Panowie zdecydowanie znają się na swojej robocie. To się ceni.

Trochę szkoda, że całość jest zaśpiewana w języku angielskim. Przy takim podkładzie dobrze sprawdziłyby się polskojęzyczne, inteligentne teksty. Chociaż biorąc pod uwagę międzynarodowe ambicje zespołu, który ma już za sobą koncerty w kilku europejskich krajach to angielszczyzna wydaje się tym najbardziej rozsądnym wyborem. Ale jeden czy dwa numery w rodzimym języku temu wydawnictwu by nie zaszkodziły.

Do twórczości Henry David’s Gun trzeba mieć odpowiedni nastrój. Nie jest to muzyka na każdą okazję, ale są chwile, kiedy trzeba wrzucić na luz, odpocząć od hałasu, natłoku informacji i dać na spokojnie ponieść się dźwiękom. I w takich momentach „Tales from the Whale’s belly” sprawdzą się doskonale.

7,5/10
Henry David’s Gun „Tales from the Whale’s belly”, wyd. Borówka Music, luty 2018


Płyta ukazała się pod patronatem Sylwester Poleca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz