10 najciekawszych podkarpackich płyt z 2017 roku

Zanim przejdziemy do nowych tematów pora po raz ostatni spojrzeć wstecz i klasycznie przypomnieć 10 najciekawszych płyt, jakie wydały podkarpackie zespoły w 2017 roku. Wybór nie należał do najłatwiejszych, bo niestety ubiegły rok zbytnio premierami nie rozpieścił. Ale jak tradycja to tradycja.




Kortez „Mój dom”

Tak, tak. Kortez wbrew pozorom nie urodził się w Trójce, a pochodzi z podkarpackiego Iwonicza. Mimo tego udało mu się wyrwać poza lokalną scenę, a na swojej drugiej pełnowymiarowej płycie udowadnia, że udany debiut to dopiero rozgrzewka. Bardzo dobre nostalgiczne granie. Tym razem mniej akustycznie, a bardziej eklektycznie. No i generalnie, w ogóle „bardziej”. Lubię to.

Freeborn Brothers „Instant magic”

Kolejny rok, kolejna płyta. Freeborn Brothers nigdy nie należeli do leniwych artystów. Pędzą do przodu, grają gdzie się da, a ostatnimi czasy wprowadzają w tajniki gry dzieciaki w rzeszowskich przedszkolach. Przy okazji pozostają bardzo dobrymi muzykami, ogranymi jak mało kto na Podkarpaciu. Jak nie znacie to niezmiennie polecam zapoznanie się z ich twórczością.


OSC „Zawieszony w…”

W podkarpackim punk rocku w 2017 roku niewiele się działo. Burek Dobry Pies nadal walczy ze swoją drugą płytą, ale połączony z nim składowo folk-punkowy band OSC znienacka przyatakował powrotem. „Zawieszony w…” to powrót do starych punkowych klimatów, bardziej znanych z kaset niż kompaktów czy winyli. Chłopaki grają prosto i pod nogę, a punkowy skład uzupełniają o trąbkę, puzon i skrzypce. Wiadomo, że trzeba iść do przodu, ale gdyby i na tej płycie znalazła się nowa wersja mojego ulubionego numeru zatytułowanego „Polityka” to byłbym bardziej zadowolony.

Hrabia „On the road with the count”

Horror punk to w Polsce tak skromna nisza, że praktycznie w ogóle nie istnieje. Stylistyce wierny jest brzozowski Hrabia, który być może, częściej wypuszcza nowe nagrania niż koncertuje lecz wychodzi mu to coraz lepiej. „On the road with the count” ma pewne mankamenty, ale sam fakt wykonywania takiej, a nie innej muzyki jest ciekawy.

Hysteria „Herbata o 5 nad ranem”

Tytuł nowej płyty rzeszowskiej Hysterii niezmiennie kojarzy mi się ze Starym Dobrym Małżeństwem i kawałkiem, w którym podmiot liryczny śpiewał bluesa o czwartej nad ranem. Choć i w tekście SDM pojawiała się herbata, to Hysteria prezentuje zupełnie inny styl muzyczny. Chłopaki razem z sympatyczną basistką grają mix rapu z rockiem. Mimo tego, że kapele pokroju Limp Bizkit to raczej pieśń zamierzchłej przeszłości to wychodzi im to całkiem nieźle. Szkoda tylko, że jest to spóźnione o te kilkanaście lat. Chociaż z drugiej strony Luxtorpeda ma się całkiem dobrze. Zobaczymy co z tego wyniknie.

Yellow Horse „My little girl”

Podkarpacie ma to do siebie, że innowacyjne granie jest tu rzadkością. W czasach, gdy Warszawa czy Trójmiasto zaskakuje ciekawymi pomysłami na południowym wschodzie stawiamy na dobrze znane patenty. Taki jest choćby Yellow Horse, który muzycznie hołduje rockowej klasyce z lat 60. — 80. ubiegłego wieku. I robi to bardzo dobrze. W sumie nie dziwne, bo 2/3 składu Yellow Horse tworzą muzycy Steel Velvet, a oni w kategorii rekonstrukcji klasycznego hard’n’heavy są polską czołówką. Yellow Horse podąża bardziej lajtową ścieżką, ale również ma niezłe wzięcie. Dowodzą tego koncerty u boku Animals czy tegoroczny występ na WOŚP w Paryżu.

Link do recenzji płyty: http://sylwesterpoleca.blogspot.com/2017/07/recenzja-yellow-horse-my-little-girl.html

Łagodna Pianka „Klisze”

Duma Sędziszowa Małopolskiego wróciła z nowym albumem i kolejną stylistyczną zmianą. W kręgach bardziej obeznanych dziennikarzy muzycznych, gitara elektryczna w ostatnich latach jawi się jako synonim obciachu toteż Łagodna Pianka na „Kliszach” mocno postawiła na elektronikę. Czy wyszło im to na dobre? Nie do końca, ale nowe piosenki ŁP niezmiennie należą do tych, które słucha się przyjemnie.


Insani „Niepoprawnie skołowani”

Rzeszowskie Insani tworzą kumaci muzycy wsparci atrakcyjnym kobiecym frontem. Warsztatowo idzie im bardzo ładnie, ale mam wrażenie, że zespół stoi na lekkim rozdrożu pod tytułem gramy pop-rocka czy chcemy łoić metal? Sądząc po warunkach, lepiej byłoby, stety bądź nie, podążyć w bardziej melodyjne klimaty a’la stare Łzy, bo podwójna stopa i pędzące solówki nie do końca idą w parze z wokalem Kariny. Na razie jest ciekawie, ale jak chłopaki wyżyją się metalowo gdzie indziej, to będzie jeszcze lepiej.


Get Break „Borygoh”

Klasyka jarosławskiego rocka powraca. Podobnie jak Yellow Horse ekipa pod wodzą Mira swoją muzyką kłania się nisko hard-rockowym klimatom. Sentymentalne podejście widać nawet w zaproszonych na płycie gościach, gdyż w numerze „Na chwilę” zaśpiewał Zbigniew Działa znany z rzeszowskiej klasyki rocka RSC. Jeśli nowoczesność nie jest tym, co cię interesuje to warto zwrócić uwagę na Get Break.

0% Normy „Początek”

Z ostatnią pozycja miałem sporą zagwozdkę. Ale zespół grający jak Dżem niestety się tutaj nie znajdzie. Mamy za to kolejny powrót do klimatów lat 90. w wykonaniu rzeszowskiej ekipy 0% Normy. Chłopaki grają sprawnie i mam nadzieję, że w miarę rozwoju będą trzymali się z daleka od klimatów Pectusa.

Co czeka nas w 2018 roku?

2018 jak na razie zapowiada się całkiem obiecująco. Z ciekawością czekam na materiał Pills, bo takiego elektronicznego alt-popu jeszcze tutaj nie było. Ze starszych ekip nad nowymi nagraniami pracuje punkowy Burek Dobry Pies i jak zapowiada w 2018 roku wyda w końcu drugą płytę. Nad swoim kolejnym dzieckiem pracuje również folk-metalowy Diaboł Boruta. Ostatnio w social media pojawiły się pewne przesłanki mogące świadczyć o tym, że do ofensywy szykują się również Spiral i Clockwork Mind. W obozie The Sabała Bacała też trwają prace nad nowymi utworami, ale w 2018 roku nowej płyty raczej wydać się nie uda.

Wszystkim podkarpackim artystom życzę weny twórczej i przede wszystkim nowych, świeżych inspiracji, bo w tej kwestii czuję lekki niedosyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz