Dwa lata temu zespół wrócił do sporadycznego koncertowania, a obecnie szykuje materiał na nową studyjną płytę. Jego zapowiedzią jest koncertowy album „Live and loud”, na którym oprócz starych numerów kapeli usłyszymy trzy premierowe utwory w wersjach live. A jak dobrze rozkręcimy głośniki to również i w wersjach loud. Wszystkich kawałków na płycie jest aż 26, jednak większość z nich usłyszmy dwukrotnie, (a jeden nawet trzy), bo album zawiera dwa pełne koncerty Zbeera nagrane na letnich festiwalach w 2016 roku. 10 otwierających płytę numerów zarejestrowano na festiwalu Rock Na Bagnie, a kolejne 16 to nagrywki z MEBP. Numery z RNB lepiej zrealizowano i brzmią całkiem nieźle. W Maniowych już tak dobrych możliwości technicznych nie było, ale jak ktoś słuchał sporo bootlegów w młodości to i tak powie, że jest przyzwoicie.
Co do samej setlisty to zabrakło mi pewnych kawałków, których chętnie bym posłuchał w koncertowej wersji. Przede wszystkim „Time to unite” z debiutu, z niezapomnianą solówką na wstępie :) albo „Tam gdzie kończy się ulica”, „Uliczny klan” czy „77” z drugiej płyty. Ale nie da się zadowolić każdego.
Ciekawie wypadają nowe numery, które w konfrontacji ze starym materiałem brzmią bardziej współcześnie. Zwłaszcza „Co mi zrobisz” wyróżnia się bardziej dojrzałym aranżem. Może to kwestia doświadczenia, jakiego muzycy zdobyli w czasie 6 letniej przerwy od Zbeera? Sidney w międzyczasie grał amerykańskiego punka w Tora Tora Tora, co pod kątem muzyki wykonywanej przez jego rodzimą formację było pewnie dość ożywcze. Ale jak to mówią, ciągnie wilka do lasu i powrót do oi music stał się faktem.
Ekipa Zbeera nigdy nie należała do wirtuozów i to słychać. Miejscami jest nierówno, czasem gitarzyści się gubią czy wręcz przestają grać, wokal nie zawsze się zgadza, a niektóre kawałki nie zaczynają się jak powinny. No cóż, punk rock style starej daty :) Dziś poziom muzyczny niezależnej sceny mocno poszedł do góry, więc chłopaki ze Zbeera mogą brać z młodzieży przykład. Być może warto byłoby pograć trochę więcej przed zarejestrowaniem materiału na koncertówkę, ale każdy, kto gra na niezależnej scenie wie, że przyszłość jest niepewna. Dzisiaj grasz, a jutro dopadają cię obowiązki i proza życia.
Dla starych fanów kapeli „Live and loud” to z pewnością sympatyczny prezent od chłopaków ze Zbeera. Czy uda się przekonać młodych załogantów do głębszego zainteresowania tym bandem? Z tym może być różnie.
6/10
Zbeer „Live and loud”, wyd. Jimmy Jazz, marzec 2017