Recenzja: CF98 „Story makers” — nowy, lepszy rozdział

Są w Polsce zespoły, którym kibicuję od dawna. W praktycznie każdym odłamie punk rocka jest jeden band, za który szczególnie trzymam kciuki. W wąskiej jak dżinsy gimnazjalistki niszy jaką jest polski melodic-punk od lat moim faworytem jest krakowski CF98. Zespół mierzący się z licznymi zmianami składu i różnej maści problemami dnia codziennego wrócił ostatnio z nowym składem i świeżym albumem „Story makers”. Mam wrażenie, że w tak dobrej formie ekipa pod wodzą Karoliny nie była już dawno.


Ze starego składu CF na pokładzie został gitarowy fundament zespołu Alek i wokalistka Karolina. Reszta ekipy to jednak twarze zaprawione w scenicznych hc-punkowych bojach, bo tworzące niegdyś melodic-core’owy oświęcimski band W Kilku Słowach. Taki mariaż sprawił, że nowy album CF98 lekko zboczył z pop-punkowego kursu i charakterystycznych dla zespołu zagrywek a’la New Found Glory i skierował się w stronę melo-hc-punka po linii Ignite. I taki styl dobrze CF’om pasuje. Dowodem w sprawie jest sprawny cover „Bleeding” wspomnianej kapeli na literę I.

„Story makers” to płyta spod znaku powrotów. CF zmienił barwy klubowe i z jakiegoś dziwnego, ocierającego się o mainstream labelu wrócił do Anteny Krzyku. Wydawnictwa, które ostatnio przeżywa ponowny rozkwit i często gęsto atakuje rynek mocnymi albumami. Nowy CF poprzeczki z pewnością nie obniży. Kolejnym powrotem jest angielszczyzna. Wszystkie teksty ponownie zaśpiewano w pop-punkowym lingua franca, czego nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem, ale brzmi to wszystko jak należy. Chociaż jakieś jeden czy dwa numery po polsku byłyby miłą odmianą. Zwłaszcza, że teksty zespoły nie były i nie są obciachowe. Ostatnim powrotem, jest powrót do muzycznych korzeni. Na płycie czuć wyraźny sentyment do czasów rozkwitu melodic-hc-punkowego grania. Jeszcze sprzed ery MTV i popowej fali kapel śpiewających o dziewczynach, imprezach i złamanych sercach.

Czuć, że z wiekiem CF nieco spoważniał. Takie numery jak „Buffalo eye” średnio korespondują z obecnym wizerunkiem kapeli. Kawałki na „Story makers” nie należą do kategorii pogodnych i w głównej mierze dotyczą osobistej, życiowej tematyki. W gitarach też pojawia się sporo molowych akordów, a same piosenki nie są melodyjne na siłę. Gitary jak zawsze grają prima sort, ale do tego CF zdążył mnie już przyzwyczaić. Jedyne co, to postarałbym się na przyszłość bardziej wyciągnąć je w miksie bo trochę się te gitarowe smaczki pochowały. Zmiany personalne w obsadzie sekcji rytmicznej skierowały granie CF na inne tory. Na pewno jest więcej szybkich momentów niż kiedyś. W końcu powrót do lat 90. zobowiązuje. Karolina też śpiewa nieco wyżej niż kiedyś, ale tego typu granie tego wymaga.

Pochwały należą się za staranną oprawę graficzną płyty. Od wyboru papieru, z którego wykonano digipak na sesji zdjęciowej kończąc. Fajnie by to było wydać również na winylu. Sądząc po strojach wykorzystanych we wkładce, widać, że pomimo dość poważnej tematyki poruszanej w tekstach w zespole wciąż żyje luźny duch śmieszkowania. I dobrze. Zawsze ceniłem sobie podejście do punkowej materii grupy NOFX, gdzie jest miejsce na żart i jest miejsce na poważną zadumę nad polityką czy kondycją współczesnego świata. Wprawdzie CF aż tak daleko się nie posuwa, ale kawałek „Whiskey and wine” można uznać za imprezowy. Choć jest to raczej impreza dla dorosłych, świadomych ludzi, a nie beztroskie klimaty American Pie.

Moje ulubione numery z płyty? „Small town heroes”, „90’s”, „Story makers” i „Bigger business”. Mam nadzieję, że znajdą się na setliście ekipy, bo na jesieni zamierzam zobaczyć band na żywo podczas koncertów promujących płytę. Na które i was zapraszam. Płytę też warto sprawdzić. Polecam.

8,5/10
CF98 „Story makers”, wyd. Antena Krzyku, czerwiec 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz