Recenzja: The Bastard „XXI” – do trzech razy sztuka

Tutaj nie mam żadnych wątpliwości. „XXI”, trzeci album w dorobku punkowego The Bastard, to najlepsza płyta chłopaków z Myślenic. Z twórczością The Bastard pierwszy raz spotkałem się w 2008 roku na jednych z pierwszych koncertów grupy i jak to młode kapele mają w zwyczaju był to zespół z bardzo wyraźnymi wpływami innych kapel. To odbiło się także na poprzednich dwóch albumach grupy, gdzie fascynacje The Analogs i Psami Wojny były wręcz namacalne. Na „XXI” dość sprawnie udało się wyjść z tego schematu choć nadal jest to wyraźna kontynuacja wcześniejszych dokonań.


Historia The Bastard to opowieść o konsekwencji. Zespół od samego początku swojej działalności miał mocne parcie na granie i pomimo kilku zmian składu stale parł do przodu. Upór pozwolił chłopakom z niewielkich Myślenic wyrwać się z lokalnych klimatów i doprowadził ich do grania na takich scenach jak Przystanek Woodstock, Punk Fest czy Rock Na Bagnie, a na dziesiątkach koncertów klubowych załoga zjeździła Polskę wszerz i wzdłuż.

Efektem konkretnej pracy i sporego ogrania jest album „XXI”, który może nie ma najszczęśliwiej dobranej okładki, ale zawiera konkretny, punkowy materiał. Wracając do przywołanych wcześniej Analogsów, którzy nadal są najlepszym muzycznym drogowskazem dla myślenickiej ekipy, The Bastard różni się od nich penetrowaniem bardziej hard-core punkowych okolic. Rock’n’rolla tutaj za wiele nie mamy, ale solidna punkowa luta na dwie gitary, z mocnym wokalem i core’owymi chórkami rozpoczyna się już od otwierającego album tytułowego numeru.  Czasem jest ostrzej, jak we wspartym szorstkim damskim głosem kawałku „Krew na garniturach”, czasem melodyjniej jak w „Dzieciach rewolucji”, a niekiedy zdarza się popaść w bardziej ludyczne tematy jak w sentymentalno-lokalnym „Flinstone park”. Gdzieś unosi się nad tym duch Analogsów, zarówno pod względem aranżacyjnym, wokalnym jak i tekstowym, ale na „XXI” czuć wyraźnie, że to konsekwentny wybór stylu, a nie bezrefleksyjne zapatrzenie.

Myślę, że koncertowo materiał z nowej płyty sprawdza się dobrze, jak na punkowy konkret bez przymulania przystało. Nie udało się jednak ustrzec od pewnych wpadek. I tutaj muszę wspomnieć o niedopracowanych tekstach, które zbyt często trącają sztampą. Mógłbym wtrącić parę barwnych cytatów, ale poprzestanę na moim ulubionym. „Życie na ulicy – martwi heretycy. Życie na ulicy – my i przeciwnicy”. Okeeej. Myślę, że można to lepiej rozegrać, ale cóż, tekstowo „XXI” nie wznosi się na wyżyny scenowej poetyki, choć dobrze wpisują się w punkowy etos. Mógłbym się jeszcze doczepić do nazbyt prostej gitary solowej, ale to już standardowa przypadłość wielu punkowych bandów.

“XXI” nie jest albumem perfekcyjnym, ale pokazuje, że okręt The Bastard płynie w dobrym kierunku. Jeżeli przy kolejnej płycie uda się trochę lepiej zapanować nad słowem to będzie naprawdę dobrze.

7/10
The Bastard „XXI”, Jimmy Jazz Records, październik 2015

1 komentarz:

  1. Zespołu nie słyszałam ( co po tym poście najprawdopodobniej zmienię) natomiast muszę przyznać, że rzeczywiście okładka jest fatalna. Niby nie powinno oceniać się po okładce, ale jako kobieta-estetyka ma dla mnie znaczenie, a ta okładka totalnie by mnie zniechęciła. 4 razy Człowiek witruwiański? no nie bardzo. Zapraszam do siebie na co piątkową serię "Słowo i Dźwięk" na http://3kreskipowyzej0.blogspot.com/ w zakładce K.M.K Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń