Recenzja: Le Moor „Niefabryka” - konsekwentnie i do przodu

Kolbuszowski Le Moor wciela w życie zasadę Roberta Burneiki i na laurach nie zasiada. Niecałe dwa lata po debiutanckim „Komunikacie” zespół wraca z drugim w dyskografii krążkiem pod wszystko mówiącym tytułem „Niefabryka”. Dlaczego niefabryka? Bo Le Moor z założenia fabryką radiowych przebojów nie jest i konsekwentnie na uboczu rockowej sceny realizuje swoje muzyczne wizje.


Podobnie jak w przypadku debiutu na „Niefabryce” mamy 10 piosenek, w tym jedną z gatunku rockowej poezji śpiewanej. Płytę otwiera interpretacja wiersza „Na początku nic nie było” Adama Asnyka, która pomimo tekstu z XIX wiecznym rodowodem brzmi nad wyraz współcześnie. Zresztą to nie pierwsza styczność Le Moora z poezją, gdyż na debiucie mieliśmy „Taktowne umieranie” tworzącego w XX wieku Jana Brzechwy. Może dobrym pomysłem byłoby sięgnięcie jeszcze dalej i zagranie na trzecim albumie czegoś z XVIII wiecznej poezji polskiej? Myślę, że z pewnością coś wpasowującego się w klimat tekstów wokalisty grupy, Doriana Pika, by się znalazło.

„Niefabryka” jest konsekwentną, muzyczną kontynuacją debiutu, gdzie zespół mierzył się z utrzymanym w średnich tempach rockiem z funkową podszewką. Czuć, że Le Moor w dużej mierze uwolnił się spod Kultowych wpływów, które dominowały klimat pierwszych produkcji zespołu, i gra w swoim charakterystycznym stylu. Zespół okrzepł już na tyle, że inspiracje z młodzieńczych lat stanowią już wyłącznie tło do własnej próby zdefiniowania rocka. Ważnym elementem brzmienia grupy jest sekcja dęta i klawisze, które stanowią główny pomost łączący kultowe wpływy z własnymi pomysłami. Przyznam, że mam pewien niedosyt odnośnie aranży dęciaków, które jak na mój gust są nieco zbyt zachowawcze. Odrobina szaleństwa i brawury czy wyciągnięcie niektórych partii na pierwszy plan byłoby mile widziane.

Charakterystyczna dla Le Moora są również nieco abstrakcyjne teksty na życiowe tematy. Niekiedy brak im logicznej konsekwencji, ale jako całość brzmią dobrze i się bronią. Dorian ma tendencję do używania barwnego słownictwa, co stanowi miłą odmianę w dobie tekstów z cyklu kawa na ławę lub bezmyślnych farmazonów pokroju „jutrzni” grupy LeMon (brrrr!). Co ważne, Le Moor nie ucieka od tematów z podtekstem politycznym, które przewijają się przez „Jestem pilotem” oraz „I tak cię kocham Polsko”, ale najdosadniej słychać je we „Wnuczku”, w którym pojawia się pewna znana toruńska radiostacja. Co do interpretacji, czy też nadinterpretacji, tekstów Le Moora odsyłam na lokalne portale kolbuszowskie, w których można znaleźć różne barwne teorie spiskowe :)

Czy „Niefabryka” jest lepsza od „Komunikatu”? Pod względem potencjału wpadania w ucho skłaniam się bardziej w stronę debiutu, który był bardziej rockowy. „Niefabryka” to na pewno krok do przodu pod względem możliwości technicznych i kompozytorskich kolbuszowskiej załogi, ale wielkich różnic tak naprawdę nie ma. Le Moor nie zmienia stylu, nadal się rozwija i twardo kontynuuje swoją drogę. A czy ta droga jest słuszna? Czas pokaże.

Le Moor „Niefabryka”, wyd. SSIAUR, Kwiecień 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz