Recenzja: Krusher „Metaloa” – eklektyzm z metalowym mianownikiem

Kto pamięta jeszcze koncerty z cyklu Epicentrum, które odbywały się w rzeszowskim Le Greco lub w Rejsie? To były fajne czasy, w których podkarpacka scena metalowa była w pełnym rozkwicie. Oprócz rzeszowskich grup Astarot, Monstrum i Curent, które najintensywniej penetrowały około heavy-metalowe klimaty w pamięci został mi również Krusher z Jasła, który w latach 2002 – 2005 miał na froncie wyposażonego w szlifierkę wokalistę, grał covery Judas Priest i własnego hiciora z refrenem „we want to crush, cos’ we are Krusher” czy coś w tym stylu. Koncerty z tamtych lat kojarzą mi się z lukami w pamięci, ale to, to ja pamiętam doskonale :)


Wpadła mi ostatnimi czasy w ręce najnowsza płyta Krushera „Metaloa” z 2014 roku i słychać na niej, że sporo czasu od wspomnianych koncertów minęło. Przede wszystkim charakterystycznego wokalistę zastąpiła Klaudia Kozień, obdarzona mniej heavy-metalową, a bardziej gotycko-rockową barwą głosu. No i muzycznie też nie jest to już zespół znany z demówek „Born to krush” i „Keep on krushin”. Heavy-metalowe ciągoty w kierunku Judas Priest zastąpiły bardziej trashowe i rockowe wtręty. Nie jest to już kapela z szufladki z napisem „heavy”, ale bardziej eklektycznie metalowy band.

Sporo czasu minęło również od poprzedzającego krążek „Metaloa” debiutanckiego „Forward”, który ujrzał światło dzienne w 2008 roku. Proces twórczy w przypadku Krushera nie należy do najbardziej dynamicznych. Dwa numery z nowej płyty ukazały się już na demówce z 2011 roku, jeden z nich pojawia się w dwóch aranżacjach, mamy też jeden cover, a finalnie ścieżek na płycie jest 10. Nie wiem czy to kwestia długiego rozbiegu, ale „Metaloa” nie jest spójnym albumem. Punktem wejścia w większości piosenek jest melodyjna odmiana trash-metalu, ale wśród 10 utworów na płycie usłyszymy spory rozrzut metalowych gatunków. Trash miesza się z gotykiem, chwytliwością heavy-metalu, technicznymi elementami i rockowymi fajnie zaaranżowanymi solówkami – i to jest podstawa nowego oblicza Krushera. Oprócz tego mamy trochę folk-metalowego i akustycznego grania w postaci dwóch aranżacji utworu „Ogień” oraz dwa muzyczne żarciochy – piłkarsko-lokalny „Lutuj Janek” i przeróbkę Lady Gagi „Poker face”, której niestety pomimo rockowej aranżacji daleko do energii oryginału.

Słychać, że muzycy Krushera mają pomysły i umiejętności potrzebne do ich zrealizowania, ale wydaje mi się, że zabrakło kompromisu. Rozrzut gatunkowy jest spory, przez co „Metaloa” brzmi raczej jak dokumentacja ostatnich 6 lat w obozie Krushera aniżeli nowy, zwarty album. Na pewno jest to płyta mniej klarowna od pierwszych demówek i debiutu. Trudno przez to ocenić, co dalej będzie działo się z grupą i jaki kierunek w przyszłości obierze. Nowością są utwory zaśpiewane w języku polskim. Wśród nich znalazła się krytyka internetowego hejtu, ludowo-piłkarska piosenka oraz nostalgiczno osobiste tematy – więc co do tematyki to podobnie jak w przypadku muzyki nie ma wspólnego konceptu i ciężko o jakiś drogowskaz.

Może to sentymenty, ale stara wersja Kushera z męskim wokalem była mi bliższa. Głos Klaudii nie jest zły, ale najlepiej sprawdza się w gotyckich fragmentach, bo w tych wymagających mocnego, wysokiego i metalowego zaśpiewu jak dla mnie jest zbyt delikatnie. Bliżej mu do głosu ćwiczonego w dostojnym zaciszu szkoły muzycznej niż do rock’n’rollowego klimatu starych heavy-metalowych grup. „Metaloa” nie sprawiła, że moje serce zabiło szybciej, ale nazwa Krusher nadal będzie mi się pozytywnie kojarzyć z młodzieńczymi latami.

Krusher „Metaloa”, wyd. własne, grudzień 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz