Recenzja: El Dópa „Pożegnanie za friko” – luz i eksperymenty

Pamiętam powstanie El Dupy. Pamiętam też jej debiutancki album „A pudle” z 2000 roku, z którego wiele kawałków przewijało się przez ówczesne degustacje i innej maści spotkania towarzyskie. „Natalia w Bruklinie”, „Prohibicja”, „220 V” – to pamiętam doskonale. Za to wydana siedem lat później kolejna el dópna płyta pod tytułem „Gra?” w ogóle nie zapadła mi w pamięć. Zgodnie z ludową mądrością, do trzech razy sztuka, tak więc końcem 2013 roku załoga wypuściła trzeci pełnowymiarowy album „Pożegnanie za friko” – ale czy będzie to udana sztuka czy może jednak ostatnie pożegnanie?

Trudno jednoznacznie powiedzieć. Przyznam, że trochę czasu zajęło mi zabranie się do tej recenzji, gdyż swoje kontakty z nowym dziełem El Dópy po kilkakrotnym przesłuchaniu przerwałem na dobrych parę tygodni. Pierwsze wrażenie było dalekie od zachwytu, ale chciałem dać tej zasłużonej ekipie jeszcze jedną szansę. Po takiej przerwie parę mocnych momentów da się tu wyłowić, ale po kolei.

El Dópa nie jest kapelą grającą muzykę poważną. Wręcz przeciwnie. Większość kawałków z „Pożegnania za friko” można traktować jako muzyczne dowcipy, które z pewnością lepiej się nagrywa niż słucha, ale pomysłowości nie można muzykom odmówić. A muzycy to nie byle jacy, bo w zespole udzielają się między innymi: zaprawiony w muzycznych bojach Dr Yry, Kabura Stachura (potocznie zwany Kazikiem Staszewskim), saksofonista Tomasz Glazik (znany ze współpracy między innymi z Kazikiem, Kultem i Buldogiem) czy gitarzysta Kazan współpracujący także z Pablopavo, Vavamuffin i Shark-A-Taak. W El Dópie załoga spędza czas na muzycznych wakacjach pełnych radosnych eksperymentów. Muzycznie rządzi prostota i improwizacja. Dopiero czwarty w kolejności utwór na płycie jest konwencjonalnym utworem. Po konferansjerskim intrze, perkusyjno minimalistycznej melorecytacji („Wszystko to lipa”) i opartym na jednym dźwięku ciekawym instrumentalu o zaskakującym tytule „1 dźwięk” (swoją drogą natrafiłem na ciekawy komentarz dotyczący tego numeru w sieci – „fajna muzyka, ale trochę monotonna” – zagraj człowiekowi jeden dźwięk na różne sposoby, dodaj delikatne ozdobniki i się nawet nie zorientuje…) pojawia się singlowa „Wojna w Polsce” z Kazikiem na wokalu i akustycznym podkładem z wiodącą rolą… banjo. Brzmi to dziwnie? Taka właśnie jest ta płyta. Niekonwencjonalna, czasem zaskakująca ale przede wszystkim luzacka. Luzacka jak orientalno-dowcipny numer „Parszywy Maharadża”, w którym wokal prowadzący przejął Pablopavo, a na refrenach wspiera go znana ze ska-punkowej kapeli Plagiat 199 Magda Czomperlik. W sumie „Maharadża” to jeden z najlepszych kawałków na płycie – z ciekawym aranżem i zabawnym tekstem o cebulowych wczasach w Egipcie. Fajny numer, ale jednak czegoś brakuje mu do przywołanych na wstępie kawałków z debiutu.

Na 18 numerów zawartych na płycie w pamięć, oprócz „Maharadży”, wbija się „Pracuj na czarno” (brawa za tekst), „Za komuny było lepiej”, okraszony chwytliwym solo „Profesur doktór Wiktór z Krakowa” (wszystkie trzy zaśpiewane przez Kazika), pastiszowa „Miłość w czasach e-zarazy”, zaskakujący „Pamiętam powstanie” oraz „Koniec świata” z niebanalnie wykorzystanym motywem z kolędy „Wśród nocnej ciszy”. Przed premierą z niecierpliwością oczekiwałem, jak wypadnie gościnny udział Zenka Kupatasy z grupy Kabanos, ale numer „Tępe ryje” położyła słaba kompozycja i nieczytelnie zrealizowany wokal. No cóż, sorry, taki mamy klimat.

Pożegnanie za friko” nie rzuca na kolana, ale za to ma uroczą oprawę graficzną.


El Dópa „Pożegnanie za friko”, SP Records, Listopad 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz