Recenzja: Brown "Po nieboskłonie" - rzeszowsko-radomska szkoła rocka

Recenzując poprzedni album chłopaków z Rzeszowa napisałem, że jest to zespół, który na początku swojej działalności grał jak Guano Apes, później jak Illusion, aby na końcu zacząć grać jak Coma. Po przesłuchaniu „Po nieboskłonie” muszę odrobinę zrewidować swoją opinię, gdyż skojarzenia z grupą wąsatego jegomościa nie są już tak wyraźne. Za to zdecydowanie bliżej Brownom do radomskiego Carriona. Po pierwsze, zawsze to lepiej niż Coma, a po drugie, „Po nieboskłonie” to najbardziej przebojowy album rzeszowskiej grupy.


Nowy krążek Browna ukazał się po kilku latach milczenia. Zespół wydał płytę w Mystic, trochę pograł i stopniowo się wyciszał. Aż tu nagle mamy świeży, wydany własnym sumptem strzał prosto z nieboskłonu. Zapowiadając nową płytę Brown podkreślał, że będzie inaczej niż do tej pory. Poprzedni album, „Półświatło”, był dość ponury i miejscami zwyczajnie smętny. „Po nieboskłonie” z założenia miał być bardziej pozytywny w przekazie a muzycznie z większym niż dotychczas piosenkowym i przebojowym potencjałem. I to się udało. Nowe numery Browna spokojnie mogłyby polatać po radiach, jako przykład piosenkowego, ale z założenia mocniejszego, rocka, który owszem jest porządnie zagrany i miło się go słucha, ale nie jest to muza mocno absorbująca uwagę słuchacza. Tak jak przywołany we wstępie Carrion. Może wynika to z tego, że „Po nieboskłonie” to album równy, bez wybitnie wyróżniających się numerów? A może po prostu jest zbyt zachowawczy i poprawny?

Teksty korespondują z muzyką, tworząc założony pozytywny klimat, który nie skłania do przerywania ciągłości żył. Ogólnie jest pogodnie i blisko natury. Słońce, wiatr, drzewa, doliny, snopy lub łuny światła, a gdzieś tam pojawia się podmiot liryczny, który został „rozdarty znów jak sosna, w lesie dębów mądrych”. Takie historie. Nie ma tu mrocznych tematów jak z liryków Nataszy Urbańskiej, gdzie zepsuta młodzież pije dżus lub sodę rolując blanta na bakstejdżu.

Jedenaście numerów z płyty to przykład melodyjnego, lekko-ciężkiego i odrobinę progresywnego rocka z solidnymi muzykami. Piosenki są ładnie zaśpiewane, ładnie zagrane i nagrane, przemyślane kompozycyjnie, ale nie chwytają mnie za serce. Fanem Brownów nie zostanę, jednak z całą pewnością mogę stwierdzić, że jest to płyta zdecydowanie lepsza od poprzedniej. Zwłaszcza pod względem grafiki na okładce.

Brown „Po nieboskłonie”, Brown, Listopad 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz