Recenzja: Łagodna Pianka "Najmniejsze przeboje" - do smarowania i posłuchania

Jak miałem 10 lat, zespoły rockowe kojarzyły mi się z grupami pokroju Guns’N’Roses czy Aerosmith. Mówiąc wprost – seks, narkotyki, demolki w pokojach hotelowych i brudne, głośne granie, które nie podoba się rodzicom. Pamiętam, jak oglądając koncert Aerostmith w telewizji, mama mówiła z dezaprobatą „znowu tych narkomanów oglądasz”. Daleka od prawdy nie była. To było jednak bardzo dawno temu i muzyka zmieniła się nie do poznania. Bunt, nihilizm, wulgarność i zaangażowane polityczne teksty stały się passe i przeszły do podziemia. Głośne rockowe granie nie jest już tak modne jak kiedyś. Metalowej i punk rockowej młodzieży też jakby mniej. Teraz łatwiej spotkać na ulicy hipstera niż hipisa, ale cóż, jakie czasy takie subkultury.
Pod spodem wkładka ze składanki "Uruchomucho" - warto rzucić uchem.

Koniec dygresji – wracamy do tematu niniejszej recenzji, czyli płyty „Najmniejsze przeboje”, która skłoniła mnie do takich rozważań. Łagodna Pianka to młoda podkarpacka ekipa reprezentująca nowoczesną rockową scenę. Upraszczając, można Piankowiczów zapakować do jednej szuflady z Muzyką Końca Lata czy Makami z Chłopakami, czyli grupami grającymi proste, przebojowe, rockowe piosenki podszyte alternatywą i okraszone specyficznymi tekstami. Łagodna Pianka nie śpiewa o tym, że życie jest do bani, benzyna droga, wódka podła a politycy to świnie. Za to słuchając piosenki „Akwarium” możemy się dowiedzieć, że jak weźmiemy filtr, termostat i z kątowników pospawamy ramy to zrobimy sobie akwarium do postawienia na biurku swojego pokoju. Z jednej strony może to być dziwne, a z drugiej ma w sobie coś bezpretensjonalnego i najzwyczajniej w świecie uroczego. Ot grupa chłopaków z małego podkarpackiego miasteczka, śpiewa o prostych, zwyczajnych sprawach i z sentymentem spogląda wstecz na swoje młodzieńcze lata. Nie sposób nie porównać Pianki do Muzyki Końca Lata, która lirycznie siedzi w podobnych klimatach, jednak Pianka ma bardziej abstrakcyjne podejście i nie penetruje neo-bigbitowych klimatów. Teksty Pianki nawiązują do prostego, dziecięcego świata. Choćby poprzez nagromadzoną ilość zdrobnień. Kojarzy się to czasem z programowym infantylizmem Czesława Mozila, ale podobnie jak w przypadku Czesia ma swój urok. „Najmniejsze przeboje” otwiera będący swoistym manifestem kawałek, mówiący o tym, że „wy w ogóle nie rozumiecie kobiet”. Czy to jest klucz do tej płyty? Nie koniecznie zgadzam się z tym, że Łagodna Pianka to muzyka tylko dla dziewczyn. Pokażcie mi dziewczynę, która miała akwarium w pokoju…
Najmniejsze przeboje” oparte są na muzycznym minimalizmie, ale nie brakuje zaskakujących rozwiązań, głównie ze strony realizacji studyjnej i obsługującego klawisze Marcina Dyło. Mimo spójnego stylu, nie zabrakło różnorodności. Choćby „Oka w rosole” kojarzący się z minimalistycznym electro-rockowym The Cuts, czy nieco MyslovitzoweLody huśtawkowe”. Wszystko ładnie dopieszczono, wsparto solidnym warsztatem i masą instrumentalnych smaczków. Piankowy debiut to solidna, intrygująca pozycja, ale muszę napisać przeklęte przez wszystkich muzyków słowa, bo w przypadku niektórych piosenek „demo było lepsze” (zapewne można je gdzieś znaleźć jeszcze w czeluściach internetu). Na debiucie zabrakło trochę tego rockowego klimatu. Przynajmniej jak na mój gust. Ciekawi mnie jak potoczą się dalsze losy Łagodnej Pianki i zastanawiam się, czy to już docelowe wcielenie muzyków z Sędziszowa, bo część składu grała już alternatywnego, gitarowego rocka w Marcelle Spirit oraz reggae w Dżidajla King. Trzymam kciuki za chłopaków i mimo tego, że nie golę się zbyt często, to dzisiaj nasmaruję się pianką na dowód sympatii.
Dowód rzeczowy

Łagodna Pianka „Najmniejsze przeboje”, Wytwórnia Krajowa, Kwiecień 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz