Pozdrowienia z MySpace’a — Vermona Kids „Very sorry” || recenzja

Kiedy myślimy o muzyce 'takiej jak dawniej’ to przebieramy głównie w dźwiękach z lat 60-80 ubiegłej dekady. Ale później też powstało sporo dobrych dźwięków, które coraz więcej kapel pragnie przypomnieć. Choć jak byłem zasłuchanym w punk rocku dzieciakiem to mega irytowały mnie modne wówczas grunge i rodzące się indie-post-punki, to po latach coraz bardziej doceniam siłę tego grania. Docenia ją także ekipa Vermona Kids, która musiała mocno nasiąknąć taką muzyką za młodu.



Ludzie stojący za Vermona Kids dzieciakami ani nowicjuszami na muzycznej scenie nie są. To słychać. I to wcale nie jest minus tej płyty. Kolejny plus, za to, że nie wyglądają jak dalecy krewni Cobaina. W ogóle to zapomnijmy o Nirvanie i przypomnijmy sobie np. stary Jimmy Eat World czy Dinosaur Jr. Pewnie można by siedzieć nad kawałkami zawartymi na „Very sorry” i analizować do czego to wszystko podobne, ale to bez sensu. Nie jest to odtwórcze granie, choć klimat przełomu wieków na muzycznej scenie (tej amerykańskiej) słychać doskonale. Odpalając ten krążek oczyma wyobraźni widzę charakterystyczny szaro-zielony interfejs Winampa i uśmiechniętą buzię Toma Andersona z MySpace’a. Przypominają się stare czasy, ale płytę Vermona Kids na półce postawię obok albumów innego polskiego zespołu — Heroes Get Remembered. Też podobne źródło inspiracji i nostalgiczny, trącający emo, amerykański klimat.

Vermona Kids nagrali dobrą płytę na początek jesieni, kiedy czujemy już ten spadek energii i od wychodzenia z domu bardziej atrakcyjną opcją staje się zamulanie pod kocem z kubkiem czegoś gorącego. Dużo rzeczy mi się tutaj podoba, ale najbardziej doceniam to, co na pierwszy rzut ucha oczywiste nie jest. Podoba mi się to jak bębniarz robi akcenty na blachach czy nieoczywiste dźwięki wyciągane z gitar. Takie detale robią klimat tej płyty. Być może jest w tym trochę zasługi znanego w rockowych kręgach Przemka „Perły” Wejmanna, który nagrywał i miksował ten album. Za mastering odpowiadał natomiast Dave Downham. Zobaczcie sobie na discogs w czym ten dżentelmen maczał palce, bo w tej recenzji zabrakłoby mi miejsca, gdybym chciał to wszystko wymienić.

Słychać, że za tą płytą stoją ludzie świadomi. I sentymentalni. Choć te sentymenty nie są do końca moje. Dziecięciem będąc wolałem ostre, energetyczne łojenie i te bardziej melodyjne rockowe kapele. Gdybyśmy tu mieli więcej naleciałości „Bleed american” Jimmy Eat World to bym był bardziej kupiony. Ale są tacy, którzy odpalając „Very sorry” mrukną pod nosem „kurła, tak to kiedyś właśnie było”.

Nie wiem, czemu Vermona Kids są tak bardzo „sorry”, ale ja się nie gniewam. Jest dobrze. Proszę się nie martwić. No i okładka bardzo ładna. Doceniam.

8/10
Vermona Kids „Very sorry”, wyd. własne, czerwiec 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz