Drugie natarcie rock’n’rollowych rysi — Bobcat „To the bone” || recenzja

Mazowieckie rysie idą za ciosem. We wrześniu światło dzienne ujrzała pierwsza EPka grupy, a po pół roku z okładem mamy nowy materiał z pięcioma premierowymi utworami. Nie ukrywam, że pierwszy materiał Bobcata, „Just a scratch”, bardzo mi się podobał, ale nie była to płyta klarowna. Płyta, po której przesłuchaniu od razu wiesz, czego można się po zespole spodziewać. To zadanie wzięła na siebie druga EPka. Na pierwszej było trochę mieszania i każdy z czterech numerów był z nieco innej parafii, a na „To the bone” mamy większą jasność — przez 18 minut mamy do czynienia z przesyconym brudem i mrokiem garażowym rock’n’rollem połączonym z korzennym punk rockiem i sentymentem do bluesowych zagrywek. No i ten wokal. „To the bone” mógłby być moim ulubionym albumem Danziga. Gdyby jeszcze upchać tu „Mother” to tak by było.



Lubię taką oldschoolową stylizację i rdzenne rock’n’rollowe klimaty podlane punkowym sosem. To jest muzyka, która nie jest ani popularna, ani nowoczesna, ale od lat trafia mi prosto w serce. A jeśli ktoś serwuje ją z taką starannością jak to robi Bobcat to tylko można się cieszyć. „To the bone” to także bardziej podkręcone brzmienie w porównaniu do pierwszych nagrań ekipy. Ciemny, basowy i mocny sound idealnie pasuje do tych kawałków — choć nie w każdym gatunku taka stylizacja sprawdziłaby się dobrze. Bobcatowi wyszedł materiał, który ekspertom z browaru na Ż mógłby pokazać czym właściwie jest to męskie granie. Mięsisty rock’n’roll przełamuje jedynie nostalgiczny „Into the night” pokazujący chłopaków z tej odrobinkę wrażliwszej strony, ale cały czas nie ma tu wielkich skoków w bok i konwencja trzyma się kupy.

Słychać, że za Bobcatem stoją zaprawieni w bojach muzycy i wszyscy wiedzą, co i jak mają robić. Dobre chórki, stylowe solówki, fajnie zagrana gitara basowa (prosta i motoryczna gra w „If you can’t love me” to jest coś, co szczególnie lubię — nie trzeba wcale kombinować na basie, żeby ten instrument w mocnym stylu zaznaczył swoją obecność). Czy mimo „Danziga” na wokalu materiał brzmi Misfitsowo? Nie, chociaż piosenka „Bobcat” przypomina trochę horror-punkowy styl w połamanym wykonaniu prezentowanym przez japoński Balzac. Ale to szukanie porównań na siłę.

Płyta ponownie wydana w mega minimalistyczny sposób, po prostu CD zapakowany w kartonową kopertę. Przy tak fajnych grafikach można by się posilić na jewel case, ale jak na płytę promo pokazującą nowy band światu to i tak jest nieźle. Panowie, tylko kiedy będzie winyl?

Czekam na pełnowymiarowy album, bo zapowiada się mocny materiał. Polecam!

8,5/10
Bobcat „To the bone”, wyd. własne, lipiec 2019


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz