Mimo tego, że sporo miejsca zajmowały kawałki z ostatnich płyt (i dobrze) to przyznaję, że usłyszałem to, co chciałem usłyszeć: „Opel gang”, „Paradies”, „Pushed again”, „Hier kommt Alex”, „Auswärtsspiel” a do tego zaskoczonko w postaci coveru „Where are they now” Cock Sparrera, który na żywo zabrzmiał wyśmienicie (ten numer z wokalnym udziałem Colina znajdziecie na „Learning English 2”). Gdybym widział Hosenów pierwszy raz to pewnie brakowałoby mi paru starych numerów, jak choćby „All die ganzen jahre”, ale ta kapela ma na koncie tyle albumów, że ciężko by było im grać w kółko to samo. A tego wieczoru w Krakowie zagrali ponad trzydzieści utworów!
Na żywo kawałki z nowej płyty również grały jak trzeba i ujawniły swój koncertowy potencjał. Przy chórkach z numeru „Laune der Natur” można było poczuć się jak na stadionie. Zresztą wiele numerów Hosenów stworzona jest pod stadionowe aranżacje i chóralne śpiewy wraz z publiką. Było widać, że muzycy wiedzą jak dobrać numery, żeby były koncertowo skuteczne.
Po koncercie mam takie samo wrażenie jak w 2004 roku. Die Toten Hosen doskonale wiedzą jak się gra koncerty i nie zamierzają obniżać poprzeczki.
Jedyne, co mnie martwi to tak mała liczba młodzieży, która tego wieczoru zjawiła się w krakowskim klubie Studio. Die Toten Hosen? Gimby nie znajo. A szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz